Gdy podejmowali decyzję, rześkie powietrze niosło ku nim kolejne, przeraźliwe krzyki, niczym formę pośpieszenia. Pobrzmiewały bezpośrednio z tego samego kierunku, który prowadził do wysokiego, ciemnego statku tkwiącego jak cierń na niebie Horyzontu. Donidas skrzywił się wyraźnie na słowa Browna, które nie przypadły mu do gustu - jak i próbowały odwieść resztę od przystania na jego prośbę.
-
Straszny z ciebie kutas, Crogul, wiesz? - prychnął, szukając konfrontacji, lecz szybko urywając gdy Kang uniosła rękę w górę, prosząc go o spokój.
-
Przekrzykiwanie się w niczym nam nie pomoże - odrzuciła, kręcąc głowę. -
Thescia i Charles mają rację. W najgorszym wypadku ściągniemy na siebie uwagę Zbieraczy i zajmiecie się wieżą w spokoju. W najlepszym, zyskamy cywili, którzy mogą nam pomóc, w ten czy inny sposób.
Asirur odetchnął w tym samym momencie, w którym Olivier westchnął przeciągle, ignorując karcące spojrzenie Strikera z uporem.
-
Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć, koleżanko - klepnął przyjacielsko Kiru w ramię, jakby to jej zgoda zdjęła ciężar z jego barków, a słowa reszty były zaledwie szumem w tle. -
A jaki posłuch masz u swoich ludzi!
Pokiwał głową z uznaniem, najwyraźniej nie uznając dowództwa Iseul, która nie kwapiła się też, by go poprawić. Kang nie wydawała się mieć problemu z drobnymi pomyłkami, które zachodziły w rozumowaniu starego turianina i najwyraźniej nie uważała, że były warte korekty.
-
Pójdę z wami - zadecydowała, wykonując krok w stronę czekającego Charlesa i Krogula. -
Brown, liczę, że zapewnisz razem z Olivierem wsparcie technikom, jeśli będą tego potrzebowali. Wrócimy do was najszybciej, jak się da, możliwie powiększeni o grupę sojuszników.
Zaczekała, na wypadek gdyby któreś z nich miało jeszcze jakieś prośby oraz uwagi, nim podzielili się na dwa zespoły i każdy z nich ruszył w innym kierunku.
[h3]ASIRUS, OLIVIER, THESCIA, CARLOS[/h3]
Droga do wieży była stosunkowo krótka, choć Olivier nieco ich spowalniał. Mężczyzna sapał pod nosem, kulejąc, lecz był zbyt dumny, by poprosić kogokolwiek z nich o pomoc - najwyraźniej rezerwował tę przyjemność wyłącznie dla Muhammada. W miarę, gdy poruszali się naprzód, odgłosy krzyków z oddali stawały się coraz cichsze, aż wreszcie zmieniły się w odbijające od mijanych przez nich budynków echo.
Przemierzanie kolonii było na swój sposób surrealistyczne. Nie przypominała opuszczonych stacji oraz miast, ani nawet sektorów, które widzieliby w swoim życiu na Omedze czy Ziemi. Wszystkie przedmioty osobiste nadal tkwiły wewnątrz mieszkań, jakby koloniści zwyczajnie zniknęli. Poprzewracane gdzieniegdzie meble zdradzały im potyczki, lub zamęt, który musiał się wydarzyć przy lądowaniu statku, lecz mogliby przysiąc, że jeszcze godzinę temu wszystko nadal toczyło się swoim zwykłym torem. Z wnętrza jednego z sektorów mieszkalnych dobiegł ich zapach pieczonego ciasta. Pod drzwiami innego leżały porzucone zabawki dziecięce oraz buty na zmianę, odruchowo zdjęte przez swoje ubłocenie, przed wejściem do środka. Szyld na jednym ze sklepików głosił, że właściciel wróci za chwilę do środka.
Horyzont przypominał miasto duchów.
-
Upiornie się zrobiło - mruknął pod nosem Asirus, gdy powoli docierali do piętrzącej się, wysokiej wieży systemu GARDIAN. Działko na jej szczycie ustawione było wrogo w kierunku nieba, lecz w zupełnie innym kierunku niż statek Zbieraczy. -
Macie doświadczenie w walce z równie gównianymi stworami?
Choć rój przemknął im nad głową nieraz, zmuszając do skrycia się w cieniu budynków, dotarli na miejsce. Donidas poprowadził ich aż pod nasadę budowli, a później wąską uliczką, w której połowie Diro dostrzegła jednostkę centralna.
Wyświetl wiadomość pozafabularną[t]HAKOWANIE[/t]
https://www.swiatkolorowanek.pl/wp-cont ... dzieci.jpg[/imgw]
THESCIA: Pomóż Skye odnaleźć drogę do jej ulubionej nagrody!
Wyświetl uwagę Mistrza Grynie no żarcik
https://i.imgur.com/Y03xlfX.png[/imgw]
zasady: Wpisz brakujące numery w konsolę.
1. W konsoli brakuje numerów w przedziale 1-6.
2. Suma numerów w każdym wierszu jest przedstawiona po prawej.
3. Suma numerów w każdej kolumnie jest przedstawiona na dole.
4. Suma numerów po skosie jest również przedstawiona po prawej.
Thescia, rozwiązanie wrzuć do swojego posta. Poprawne wypełnienie gwarantuje +20 do rzutu na kostce w teście.
-
No, lecimy z tym, młoda - zachęcił ją, podchodząc do terminalu. -
A jeden z was może by się po okolicy rozejrzał, co?
Olivier, kulejący, z pewnością wolałby oddać ten przywilej Carlosowi, lecz gdy Brown rozejrzał się po okolicy, dostrzegł, że najlepszy punkt widokowy byłby z rusztowania przylegającego do budynku obok. Konstrukcja wyglądała dość solidnie, ale droga w górę była niewygodna i kręta, co oznaczało, że jeśli cokolwiek zaatakowałoby techników w dole, Carlos potrzebowałby kilku minut by dotrzeć do nich z powrotem.
[h3]ISEUL, KIRU, CHARLES, KROGUL[/h3]
Droga do cywilów okazała się prosta. Wystarczyło podążać za krzykiem.
Budynki, między którymi przemykali, robiły się coraz niższe, a ich przeznaczenie stawało się coraz bardziej ogólne. Mijali urzędy, sklepy, miejsca użyteczności publicznej. Wszystko wciąż było otwarte, jak powinno w ciągu dnia - brakowało tylko ludzi. Personelu ze środka, klientów przemierzających alejki, którymi mknął uzbrojony oddział. Horyzont przypominał miasto zawieszone w czasie, które nagle, pośpiesznie opuścili mieszkańcy, zostawiając wszystko permanentnie
w trakcie.
Prędzej czy później znaleźli się na połaci otwartej przestrzeni, która musiała być bliska centrum kolonii. W miarę, gdy poruszali się do przodu, statek Zbieraczy rósł w oczach, choć wydawało się to nieprawdopodobnym, by był w stanie być jeszcze większy. Rój przemykał nad ich głowami, czasem zawieszał się w pobliżu, szukając ich. Czasem udawało im się schować w pobliskim sklepie, wewnątrz budynku, a czasem Iseul chwytała pomniejsze nagromadzenia owadów, które zbliżyły się zanadto, i wyciskała z nich biotyczną poświatą życie.
Krzyki dobiegały z budynku przylegającego do wielkiej konstrukcji kolonijnego portu, choć gdy dotarli tak blisko, by je zlokalizować, nie słyszeli żadnych strzałów. Wkrótce natrafili na pierwsze trupy - kolonistów różnych ras, rozrzuconych na ziemi. Pośród nich zauważyli kilku żołnierzy Sojuszu - prawdopodobnie część załogi promu, któremu udało się wylądować. A gdy podeszli jeszcze bliżej, dostrzegli coś więcej - ciała opancerzonych żołnierzy Przymierza.
-
Coś tu śmierdzi - mruknęła Iseul, zakradając się wraz z nimi do obszernego wejścia do środka hali, której przeznaczeniem musiał być odbiór bagażu.
Wewnątrz panował chaos. Pomieszczenie było ogromne, przypominało wielkie boisko sportowe, które wypełniały różne bramki oraz systemy podawania bagażu. Pod jedną ścianą kulili się koloniści. Niektórzy kucali na ziemi, dłonie przytykając do uszu, inni, biali jak ściana, przyglądali się temu, co zachodziło wokół. Na twarzach jednych widniał strach, innych wściekłość, niezrozumienie. Żaden z ocalałych nie był człowiekiem.
Co nie oznacza, że nie było w środku ludzi. Wewnątrz toczyła się bitwa, przerwana dopiero nadejściem ich wsparcia.
Po lewej stronie pomieszczenia, za prowizorycznymi osłonami ze skrzyń, zauważyli trójkę ocalałych żołnierzy Sojuszu. Nosili na sobie takie same pancerze, jak Iseul. Jeden z nich był ranny, lecz ich twarze były zacięte, zdeterminowane.
Po prawej stronie czaili się atakujący. Rozpoznali natychmiast ich błyszczące pancerze, szare lub niebieskie, z srebrnym symbolem Przymierza na piersi. Była ich szóstka. Ich dowódca uniósł dłoń, każąc im wstrzymać ogień i podniósł się z kolan, wychylając zza osłony. Był stosunkowo młodym mężczyzną. Jego pancerz był czarny, elegancki i drogi. Na ramieniu miał czerwony pas, który sugerował przynależność do oddziałów specjalnych. Na jego napierśniku mogliby przysiąc, że widniał widmowy ślad po zdrapanym oznaczeniu N7. Spojrzał na nich butnie, jakby przerwali mu w czymś istotnym - prowadzeniu ostrzału w towarzystwie przerażonych cywili, którzy nie byli w stanie wyjść bez wpadania w ogień krzyżowy.
-
Proszę proszę, terroryści wezwali dla siebie posiłki! - zagrzmiał, a w reakcji na jego słowa, część jego oddziału natychmiast skierowała lufy w ich kierunku. -
Zbieracze są zbyt zajęci, żeby wam pomóc w terroryzowaniu tych biednych kolonistów? Zawsze wiedziałem, że w Terminusie hodują same tchórzliwe pizdeczki.
Iseul zerknęła w ich stronę. Na jej twarzy malowało się zdegustowanie. Po tym, co zobaczyli w kolonii, walka z innymi ludźmi wydawała jej się szczytem absurdu.
Odchrząknął, a na jego twarzy pojawiło się niemałe obrzydzenie, gdy jego spojrzenie padło na Kiru.
-
Myślałem, że Zbieracze to najgorsze, co na nas poślecie, a tu takie bydlę w pancerz ubrane - westchnął teatralnie. -
Ale niech będzie! Niech nastanie walka!
-
Co za idiota - warknęła pod nosem, co nie uszło uwadze mężczyzny, który zmarszczył brwi. -
Striker, to od ciebie?
Wyświetl uwagę Mistrza Grydedlajn: 08.06, 20:00