Bramkarze najwyraźniej byli już uprzedzeni o tym, kto dokładnie pojawi się o tej godzinie przed wejściem do pokoju oznaczonego jako "D6". Przygotowani, wpuszczali bez słowa każdego z przybyłych, w razie czego najwyżej upewniając się poprzez sprawdzenie na własnych omni-kluczach, czy też dobrze zapamiętali wizerunek wpuszczanej przez nich osoby. W momencie, w którym członkowie grupy podchodzili do drzwi, ci od razu cichli, urywając prowadzoną wcześniej rozmowę i przybierając ten sam, znudzony wyraz twarzy, jak gdyby wielką męką było dla nich stanie w miejscu i wpuszczanie wszystkich.
Pomieszczenie, pomijając samych członków drużyny, wciąż było puste. Nikt inny nie przyszedł po Palmirze. Zza drzwi nie było słychać niczego szczególnego - nawet pogawędki bramkarzy nie dochodziły do uszu uczestników całej akcji.
Minęło dobre kilka minut, kiedy drzwi się otworzyły, wpuszczając do środka gwar dochodzący z korytarza. W wejściu stanął rosły batarianin. Nie zaszczycając stojących przy wejściu najemników, którzy na jego widok zasalutowali, nawet spojrzeniem, przekroczył próg i postawił pierwszy krok w kierunku stojącego na środku sali stołu i porozrzucanych wokół niego stołków, na których miejsce najpewniej znalazło kilkoro z obecnej grupy.
-
Najwyższy czas - mruknął tak, jakby sam wcale nie przyszedł grubo po tym, jak ostatni z członków drużyny wszedł do środka.
-
Na samym wstępie powiem, że wszystko, co teraz powiem, jest objęte tajemnicą - zaczął niezbyt przyjemnym tonem, uruchamiając własny omni-klucz. -
Cokolwiek by się nie działo, nie podajecie nikomu, jakie otrzymaliście rozkazy. Puścicie parę z ust, a kasy nie dostaniecie - dodał po chwili, leniwie przenosząc na nich swój oziębły wzrok.
-
Pewnie część z was już widziała naszego nowego gościa. - ironię w tonie jego głosu dało się usłyszeć bez najmniejszego problemu. -
Mamy tu żywego umarlaka. Legendę, Sheparda we własnej osobie, gotowego nam pomóc w walce z Archaniołem. Kłopot w tym, że, nie wiem jak wy, ale ja niezbyt wierzę, by taki "wielki bohater" nagle zainteresował się losem najemników, których wcześniej bez chwili wahania likwidował.
Westchnął ociężale, przenosząc swój wzrok z powrotem na umieszczone na jego ręce urządzenie. Chwilę później wyświetliło ono dość duży obraz, przedstawiający podobiznę komandora Sheparda. Najwyraźniej wolał się upewnić, że wszyscy wiedzą, o kim teraz mówi.
-
To jest wasz cel - dodał po chwili z takim wyrazem twarzy, jakby w tej samej chwili powstrzymywał cisnący mu się na usta uśmieszek.
Przez chwilę zapanowała cisza, w czasie trwania której ten znów przeniósł spojrzenie swych wszystkich oczu na omni-klucz, który przestał wyświetlać portret Widma.
-
Ale po kolei, bo pewnie większość z was nie jest w temacie - odchrząknął, przenosząc wzrok na zebranych w pomieszczeniu najemników. Część pewnie nie siedziała w tym fachu tak długo, ale skoro znaleźli się w gronie reszty - mógł ich za takowych uznać.
-
Inni mogą sobie wierzyć, że Shepard walczy teraz ramię w ramię z taką Krwawą Hordą, ale, jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony. - teraz pozwolił sobie na cień uśmiechu na twarzy. Uśmiechu, któremu z pewnością brakowało do pełnego radości czy szczęścia wyrazu. -
Dlatego trzeba się upewnić, że robi to, co do niego należy. Idzie sam, tylko ze swoimi ludźmi. Nie mogę narzucić mu swoich najemników, więc pójdziecie za nim. No, powiedzmy, ale do tego przejdę zaraz. Jeżeli dostrzeżecie jakiekolwiek działanie z jego strony, jakie mogłoby nam zaszkodzić, działacie. Macie go unieszkodliwić.
Ponownie w pomieszczeniu zapanowała cisza. Taraka najwyraźniej znów pochłonęło sprawdzanie czegoś na omni-kluczu. Chwilę później przed nimi wyświetlona została holograficzna mapa całego obszaru. To, na czym powinni w tym momencie skupić uwagę, to most, łączący kryjówkę Archanioła z bazą najemników.
-
Shepard idzie tym mostem. Nie wiem, jakie asy ma w rękawie, ale jakoś szczerze wątpię, żeby dał się tam zabić jak reszta. Na wszelki wypadek, musicie być po drugiej stronie. Czekać na niego. Ignorujcie resztę zespołów, odpowiadacie tylko przed wyznaczonymi przeze mnie ludźmi. Musicie przedostać się na "drugi brzeg", inną drogą. Wiadome, że Archanioł zablokował przejścia na niższych poziomach. Od razu chcieliśmy zburzyć blokady, jednak okazało się, że konstrukcja tych ulic i korytarzy jest dość niestabilna i krucha. Na tyle, że podłożenie ładunków wybuchowych rozwaliłoby nie tylko barykadę, ale i na łeb spadłby wszystkim sufit. A tego nikt nie chciał, więc spróbowaliśmy przedostać się po staremu - kopiąc.
Znów moment przerwy. Holograficzna mapa zmieniła obiekt, który był przez nią chwilę temu pokazywany. Tym razem członkowie grupy dostrzegli długi korytarz, z którego odchodziły trzy odnogi w prawą stronę, oraz kilka w lewą. Wszystkie te po prawej, oddalone od siebie o jakieś dwieście metrów, nagle się kończyły - były zablokowane.
-
Ale teraz nie mamy na to czasu. Musimy dotrzeć do Archanioła przed Shepardem, a żeby go zatrzymać, musicie przedostać się na drugą stronę. Cały ten obszar... - tutaj wskazał ruchem ręki na system korytarzy, jaki mieli przed sobą. -
Został przez nas zamknięty. Ludzie tam wciąż pracują, przekopując się. Nie dostali rozkazu wycofania się. Musi tam ktoś zostać. Waszym zadaniem będzie przejście tym tunelem - tutaj mapa się powiększyła, obejmując teraz jedną z odnóg tunelu, także zasypaną.
-
Przy pomocy, oczywiście, ładunków wybuchowych. Podkładacie i zmywacie się, zanim rozwali się część okolicy. Potem wejdziecie górą - nad tym korytarzem jest ulica. Najpewniej się zawali, ale przejście będzie.
Kolejna, nieznośna wręcz chwila ciszy. Mapka się wyłączyła, a omni-klucz Taraka się wyłączył, jakby ten nie miał już nic ciekawego do pokazania.
-
Jeszcze jedna sprawa. Najważniejsza - dodał, z wyraźną surowością w głosie. -
Nie podajecie powodu przybycia tym najemnikom. To nasi, Błękitni. Nie mogą się dowiedzieć, co planujecie. Cała ta lojalność pójdzie się jebać z chwilą, kiedy dowiedzą się, że chcecie pogrzebać ich żywcem. Przed każdą odnogą tunelu są patrole. Jak pierwsi strażnicy się dowiedzą, to zaalarmują resztę. Tak to musicie tylko wyeliminować tych z korytarza, w którym macie podłożyć ładunki. Na miejscu spytajcie o Sazonowa. To mój człowiek, lojalny. Obejmie nad wami dowodzenie jak już traficie na miejsce.
Tarak rozejrzał się dookoła, mierząc wzrokiem każdego z przebywających w pomieszczeniu członków oddziału. Zerknął na jedną asari, potem na drugą, jego wzrok wreszcie spoczął na quarianine i dwójce mężczyzn. Najwyraźniej nad czymś się zastanawiał, ale postanowił najpierw wyjaśnić kolejną rzecz.
-
Ładunki gdzieś tam są. Sazonow miał je znaleźć i ukryć. Nie zwracajcie na siebie uwagi, bo jak odkryją, co się święci, to będziecie mieć tam piekło - dodał po chwili. Nie wyglądał zbytnio na przejętego tym, że mówi o własnych najemnikach - tych, którzy, o ile nie zdążą uciec, zostaną pogrzebani żywcem, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Zło konieczne?
-
Dobra, to by było na tyle - mruknął, wracając do tego samego, surowego tonu, w którym, jak zwykle, skryła się odrobina złości i poddenerwowania. -
Czy którekolwiek z was ma jakieś doświadczenie na polu walki? - spytał, lekko kpiącym głosem, powracając wzrokiem do grupy, którą miał przed sobą.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 08.05.2013, 23.00