Dwójka żywych ochroniarzy natychmiast skierowała ku nim wzrok. Podniósł się krzyk - wybił się ponad wrzawę panującą w pomieszczeniu. Vex natychmiast poczuł, jak kule odbijają się z ogromną prędkością od jego barier kinetycznych. Natychmiast odpowiedział, celując w pierwszego, stojącego najbliżej mężczyznę - ten zachwiał się, jak gdyby impet uderzenia odwetowego niemal zniósł go na ziemię.
Następne, co turianin widział, to rozpalająca się błękitnym blaskiem sylwetka asari i mężczyzna padający na ziemię. Z perspektywy pozostałych członków drużyny - Vasir potraktowała dwójkę mężczyzn potężnym atakiem biotycznym, który może nie wyrządził im wiele szkód przez ich tarcze, lecz skutecznie dał jej i Vexowi chwilę na dotarcie do drzwi. Przeszkoda rozsunęła się przed nimi, otwierając przejście do następnego pomieszczenia.
Epilog
Wyświetl wiadomość pozafabularną
I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma. Ap (21, 1) Pomieszczenie, do którego przeszli, okazało się być niczym innym, jak przedsionkiem. Podłużne, o ciemnej posadzce, na której nikły możliwe plamy krwi. Światło dobiegało z właściwego pokoju, od którego oddzielała ich pancerna szyba.
Przez tą właśnie szybę dostrzegli panele sterujące, wyświetlacze. Dostrzegli umieszczone na ścianach lampy. Wreszcie - dostrzegli Forester jeszcze zanim usłyszeli jej krzyk.
Przejście było otwarte - pozostawione naprędce uchylone, szklane drzwi poprowadziły ich natychmiast, po kilku schodkach w górę, na miejsce zdarzenia. Tym okazało się swoiste centrum informacyjne strefy S - samo jej serce. Na środku pomieszczenia, szamocząc się z nieznaną im, ludzką kobietą, stała Lindsay. Pomiędzy nią a wysoką, starszawą blondynką, warczącą pod nosem niezrozumiałe dla nich słowa, stał skulony, mały turianin.
Viyo nie zdążył zareagować. Dopiero gdy jego mózg przyswoił wszystkie informacje, w jego uszach rozległ się huk wystrzału. Nie pochodził on jednak on żadnej z dwójki kobiet. Forester była nieuzbrojona. A blondynka? Cóż, z pewnością nie mogła tego zrobić, gdy na oczach wszystkich czoło przebił jej pocisk. Czerwony, krwawy rozbryzg trafił stojącą najbliżej Lindsay po twarzy, plamiąc jej skórę - również kilka kropel wylądowało na przerażonym turianinie. Krzyknął on, kuląc się i szukając wsparcia u zszokowanej brunetki. Ta jednak, miast zająć się nim od razu, pokonała małą odległość udzielającą ją od upadającego, nieruchomego ciała blondynki.
- Maya! - zawyła, zupełnie zapominając o roli martwej już kobiety, z którą szarpała się o Mata. Foster przeniosła przerażony wzrok na Vexariusa, a wreszcie na Vasir. Asari trzymała uniesiony karabin szturmowy. Jej twarz pozostała nieprzenikniona za szybą hełmu.
Opuściła wreszcie lufę, postępując o krok naprzód, pokonując pierwszy stopień schodów. Przeniosła wtedy swe spojrzenie na idącego z nią porucznika.
- Jeśli naprawdę nadajesz się na Widmo, zrozumiesz, dlaczego to robię.
Widząc zbliżającą się asari, Lindsay natychmiast kucnęła, przytulając do siebie drżące ze strachu, małe ciało turianina, który cicho skomlał, chowając twarz w górnej części jej uniformu.
Vasir uruchomiła swój omni-klucz, pokonując kolejne kilka stopni schodów i wychodząc na samą górę. Sekundę później na urządzeniu porucznika pokazał się komunikat:
- Wycisz swój komunikator.
Gdy upewniła się, że Vergull, Olga i generał nie mają prawa usłyszeć tego, co zamierzała powiedzieć, kontynuowała.
- Podstawową różnicą między byciem patriotą, a byciem bohaterem, jest ocena sytuacji. Patriota nie potrafi dokonać jej właściwie - przemówiła, a jej głos brzmiał ostro, niemal szorstko. - Widmo nie może być patriotą. Nie może przekładać ani honoru, ani więzi z własnym rządem nad sprawy całej galaktyki.
W tym samym czasie, Vergull i Olga kończyli załatwianie porachunków z pozostałymi ochroniarzami. Celny strzał w głowę pozbawionego tarcz mężczyzny wykonany przez Olgę zakończył jego żywot bezgłośnie. Drugi, leżący na ziemi, ranny i cicho kwilący, z trudem próbował doczołgać się do swojej broni, którą atak Vergulla wytrącił mu z ręki.
Do zadania kapitana należało zakończenie jego męki. Jeśli zamierzał zwlekać, widząc go, mężczyzna dokonał żywota niecałą minutę później.
Generał, wraz z dwójką, ocalałych żołnierzy, natychmiast ruszył w kierunku oddziału. Z jego klatki piersiowej sączyła się niebieska krew, lecz turianin szedł prosto, a broń trzymał pewnie. Skinął głową kapitanowi, nie chcąc zwlekać z dotarciem do wysłanego przez kapitana zespołu.
- Co z korytarzami? Kiedy się zawali reszta? Możesz to ocenić?
Nagłe polecenie wydane nie Vexowi, a Lindsay, otrzeźwiło kobietę. Skinęła głową, mamrocząc coś pod nosem - możliwie rozmawiała sama ze sobą, lecz równie dobrze mogła szeptać coś uspokajającego turianinowi. Odeszła nieco od Mata, podchodząc do konsoli. Z jej oczu lały się łzy a ciszę przerywały jej pociągnięcia nosem.
Kobieta o imieniu Mayi leżała w rosnącej kałuży własnej krwi, z wzrokiem utkwionym w suficie.
- Oni... nie skończyli. Nie zdążyli dokończyć procedury. Nie wszystkie ładunki wybuchowe zostały wysadzone.
Viyo, gdyby tylko skusił się na podejście bliżej, dostrzegł na konsoli ogromny licznik, zapalony na czerwono, wskazujący stale siedem minut trzynaście sekund. Wskazówki nie zmieniały się.
- Prawdopodobnie tylko dlatego jeszcze żyjemy. Możesz zainicjować ich odpalenie, jeśli wydam ci taki rozkaz? - pełen napięcia głos Vasir wywoływał u Lindsay drżenie. Niepewnie przeniosła swoje spojrzenie na porucznika, później na kobietę, a wreszcie na Mata. Patrząc na tę drobną, przerażoną sylwetkę, która uporczywie chciała przyjść i przytulić się do Foster, lecz odstraszało ją leżące między nimi ciało Mayi, Lindsay skinęła niepewnie głową.
- Zamknij szklane drzwi - poleciła stojącej przy konsoli kobiecie, która, spojrzawszy raz jeszcze na karabin trzymany przez Vasir, na leżące ciało blondynki, wykonała polecenie.
W tym momencie Vergull i Olga dotarli do drzwi. Skrzydła rozsunęły się, wpuszczając ich do przedsionka. Stanęli naprzeciw szklanej, pancernej szyby, za którą znajdowało się centrum dowodzenia. Dostrzegli za nią porucznika, Vasir oraz Lindsay z małym turianinem. Na ziemi leżało martwe ciało.
Lecz gdy Vergull podszedł do również szklanych drzwi, dostrzegł, że panel na nich jest zablokowany. Nie mógł dostać się do środka, co z pewnością wywołało w nim zdziwienie.
- Kapitanie? - przekazał swoje zdziwienie stojący za turianinem Adiustor, nie wiedząc, dlaczego nie wchodzą do środka. Dopiero, gdy dostrzegł, co Vasir robi, jego żuwaczki rozchyliły się w geście wściekłości.
Asari uniosła swój karabin i skierowała jego lufę na głowę stojącego obok, turiańskiego dziecka, którego oczy rozszerzyły się w jeszcze większym przerażeniu.
To samo przerażenie zresztą podzielała zarówno Lindsay, jak i dotarło ono do Vexariusa. Szok, poczucie zdrady - tego doświadczyli prawdopodobnie wszyscy. Vasir jednak wyglądała na spokojną. Jeszcze nie pociągnęła za spust, jeszcze nie zabiła źródła całego tego zamieszania.
- Nie chcę go zabijać. I nie zamierzam, jeśli nie dacie mi powodu. To niestety jedyna rzecz, która powstrzyma was przed zrobieniem czegoś głupiego - jej słowa nie były tym razem wyzbyte jakichkolwiek emocji. Mówiła dość przekonująco. Spojrzała na moment na Vexariusa i Lindsay, jak gdyby to przez nich Mat miałby zginąć. To oni ostatecznie, stojąc tuż obok asari, mogli wyrządzić najwięcej szkód w jej mniemaniu.
- Musisz mi wybaczyć, kapitanie. Podziwiam twoje umiejętności na polu walki i sama nie chciałabym znaleźć się w twojej sytuacji, ale wygląda na to, że nasze drogi się rozejdą w tym momencie - przeniosła swój wzrok na stojącego obok Valokarra. - Niestety generał nie może opuścić tej planety, z czym się z pewnością ze mną nie zgodzisz.
Jej mina była dość beznamiętna - mimo momentalnej furii, którą dostrzec mogli po mimice wspomnianego turianina.
- Skąd masz czelność decydować o tym, kto ucieknie z tego miejsca, kłamliwa cholero?! - ryknął, gestykulując przy tym trzymanym w dłoniach karabinem.
- Wiele się zmieniło, generale - pokręciła głową, zachowując spokój mimo faktu, iż Adiustor z pewnością go już nie miał. - Wojna się skończyła lata temu. Niepokoje pozostały. Ludzkość weszła w skład Rady Cytadeli, jest teraz istotną częścią galaktycznego społeczeństwa.
Valokarr na moment umilkł, jak gdyby trawiąc otrzymane informacje. Wiadomość dotyczące nowego składu Rady Cytadeli jeszcze bardziej przesunęła go ku granicy utracenia panowania nad sobą.
- To wszystko - objął rękami pomieszczenie, mając na myśli z pewnością cały kompleks. - To wszystko wina ludzi. Ich rządu! Muszą zapłacić za to, co zrobili. Nie masz za grosz honoru?!
Vasir jak gdyby straciła zainteresowanie Valokarrem na moment. Przeniosła swoje spojrzenie na Vexariusa, a było ono świdrujące.
- Ostatnim Widmem, które przeniosło sprawy własnej rasy ponad sprawy Rady Cytadeli, był Shepard - wyrzuciła z siebie, cedząc słowa, jedno po drugim. - Podczas bitwy o Cytadelę zdecydował o uratowaniu statków z drugiej, trzeciej i piątej floty Przymierza przed atakiem Suwerena. Ceną tej decyzji była śmierć Rady Cytadeli. Garstka własnych żołnierzy ceną jedynego rządu utrzymującego całą tę galaktykę w cholernej kupie.
Oczywiście, to był dość znany wszystkim, poza generałem i Lindsay, fakt. Kobieta słuchała tej wymiany zdań przerażona - to o Mata, to o siebie samą i o to, jak potoczy się ta dyskusja.
- Od tego czasu turianie przyspieszyli tempo budowy swoich pancerników. Za niedługo przekroczą limit ustanowiony przez Traktat z Farixen. Ludzie i Hierarchia są na skraju zimnej wojny.
Przeniosła swe spojrzenie na słuchającego tego generała. Jego twarz nie przeszła żadnej zmiany - wciąż pałał on nienawiścią.
- Kapitanie! - ryknął, jak gdyby to Vergull miał mieć jakiś wpływ na całą tę sytuację.
- Generał chce zemsty. Chce publicznego linczu i trupów. Personalnej vendetty. Nawet, jeśli ceną będzie kolejny konflikt.
Vasir nie mówiła tutaj o wojnie na tak małą skalę i tak krótkiej jak Incydent. Jak wyglądałby konflikt między dwoma rasami, których przedstawiciele tworzą część galaktycznego rządu?
- Nie dość, że nie zatrzymaliśmy tamtej wojny, to spowodujemy następną - mruknęła pod nosem kobieta, kryjąc twarz w dłoniach. Trzęsła się niemal tak samo jak sam Mat.
- Decyzja należy do was - zakończyła asari, przenosząc swoje spojrzenie na Vergulla, a potem na Olgę.
Oczywiście, sprawa była jasna - Vasir nie chciała ich zabić. Wymagała jedynie pozostawieniu na miejscu generała. Bohatera Hierarchii, obecnie noszącego na sobie ten sam pancerz, w którym Vex i Vergull oglądali go na widach.
Wyświetl wiadomość pozafabularną