Działała jak w amoku. Nie myślała, nie zastanawiała się nad słusznością swoich działań, nie miała wątpliwości. Po prostu cięła, najpierw raz, mocno, potem drugi raz - szybko i skutecznie. I kiedy rozproszony przez atak kamuflaż przestał działać, została tak, rozwścieczona, nad zwłokami strażnika, spoglądając na niego z góry. Nie uśmiechała się już, to była tylko chwila, która minęła bezpowrotnie. Jej wzrok był lodowaty. Nigdy dotąd nie zabijała tak, z premedytacją, zawsze to było tylko i wyłącznie z obronie własnej. Teraz czuła, jak nienawiść wypełnia ją od stóp do głów, zagłuszając szybkie bicie serca, ból pleców i ramienia i siniaki po uderzeniach Nazira. Dobrze, że nie miała dostępu do żadnego lustra, bo zapewne sama by się siebie przeraziła.
Z zamyślenia wybudził ją dopiero kolejny strzał - jak się okazało, oddany w kamerę. Podniosła wzrok na Khouriego, chowając ostrze i wyłączając omni-klucz. Dobrze było móc go uruchomić i z powrotem odzyskać kontrolę nad tym, co się z nią działo. Dobrze było móc zniknąć, mieć na sobie pancerz do którego zdążyła się już przyzwyczaić, choć był kradziony i samej o sobie decydować. Ich spojrzenia się spotkały, ale widok Nazira w furii kojarzył się jej już tylko z jednym, więc odwróciła wzrok. Po jego uderzeniu musiała mieć na twarzy ogromnego krwiaka i z jakiegoś powodu czuła satysfakcję, kiedy przypominała sobie, że on to widzi. Za to skupiła się na zniszczeniach jego pancerza. Ładnego pancerza, musiał być warty strasznie dużo kredytów.
- Uważam - odparła krótko i stanęła przed drzwiami do ambulatorium, wpatrując się w nie przez chwilę.
Właściwie to Koerner nic jej nie zrobił. Nie wyrwał jej implantu, za co pewnie chciałaby się zemścić. Nie skrzywdził jej, nie licząc nałożenia obroży, ale to zrobili strażnicy. Z jakiegoś powodu dzieliła ich na grupy. Strażników już trzech zabili. Lekarza nie musieli. Przypomniało się jej, jak wpakowywał palce do jej ust, sprawdzając uzębienie i jak zaglądał do nosa, a po jej plecach przeszedł dreszcz. Wyobraziła się, jak to samo robi jemu, po czym informuje go, że jest niezdatny do pracy i strzela mu z przyłożenia w skroń. Ale nie mieli na to czasu, prawda? A ona przecież taka nie była. Poza tym Rosa była dla niej miła, to dzięki niej stała teraz na nogach.
Odwróciła się, by spojrzeć na trzy trupy za plecami, po czym uniosła wzrok z powrotem na Nazira. To było skomplikowane. Może jednak była taka, tylko potrzebowała czegoś, co ją obudzi. To dobrze, czy źle? Wcześniej mówił, że nie powinna uciekać, tylko wziąć sprawy w swoje ręce. Jakby się uprzeć, to właściwie brała. Nadziewała na omni-ostrze.
- Nie chcę na niego patrzeć - stwierdziła, wykrzywiając usta w dziwnym grymasie, którego Khouri na pewno jeszcze u niej nie widział. Chyba nikt nie widział. - W dokach czeka Crescent?
Wolała wiedzieć, dokąd biegną. Równie dobrze mógł tam być duży transport, przeznaczony dla wszystkich, którzy byli po tej samej stronie, co ich dwoje. Wizja konkretnego celu jakoś ułatwiała przebijanie się przez stację. Najpiękniejsze by było, gdyby wszyscy niewolnicy dostali teraz broń. I pancerze. Chociaż nie, najpierw wodę, jeden dyspozytor na osobę, a potem ciepły posiłek. Dopiero wtedy mogliby wyjść na korytarze i po prostu zabić całą obsługę.
- Co z Hamesem?
Jeśli jeszcze żył, to znaczyło, że Nazir z nią stąd nie odleci. Od dwóch lat szykował się do zabicia szaleńca i teraz przyszedł ten moment, a tymczasem prowadził Irene do doków. Coś zakłuło ją w klatce piersiowej. Liczył na to, że spotkają go po drodze, zabiciem go zajmował się ktoś inny, czy planował zostawić ją w dokach i samemu pobiec wymierzać sprawiedliwość?