Nawet bez konkretnego widoku na twarzy Nazira, widać było, że odrobina napięcia go opuściła. Wcześniej lustrującym Irene spojrzeniem powrócił do panelu na drzwiach przed nimi, który świecił się na pomarańczowo. Pochwalał jej obecną decyzję - wolał nie ryzykować, że utknie gdzieś wewnątrz wąskiego przejścia, do którego on nie będzie mógł się sprawnie dostać. Pancerz był ciężki i wielki, ściągało się go dość opornie, tak samo zresztą jak wkładało. Zanim zdążyłby się go pozbyć i wcisnąć do korytarza, Dubois mogłaby być już równie dobrze martwa - wszystko zależało od poziomu zniszczeń, których doznała ta część Stinga.
-
Niczego nie obiecuję - parsknął śmiechem, chcąc choć trochę rozładować napięcie - przynajmniej u siebie. Dubois prawdopodobnie nie miała zbyt wiele powodów do radości. -
Isis, czekamy na ciebie.
Nie próbował nawet zhakować drzwi samemu, skoro mogła to zrobić sztuczna inteligencja. Ta jak gdyby czekała, aż Irene odpali swój kamuflaż, upewniając się, że w fazie przygotowania nic się nie zepsuje. Zaraz po tym panel zmienił swoją barwę, świecąc sprzyjającą im zielenią i zapraszając do środka. Khouri skorzystał z zaproszenia pierwszy.
Ukazało im się dość małe pomieszczenie pełniące funkcję Centrum Informacji Bojowych. Możliwe, że kiedyś było prostokątem, nawał sprzętu jednakże sprawiał, że bardziej przypominało nieregularną bryłę. Odchodziły od niego cztery pary drzwi, łącznie z tymi, przez które przeszli obecnie. Na środku znajdowało się kilka stanowisk - paneli, za którymi z powodzeniem można się było schować. Wewnątrz rozrzucona była szóstka mężczyzn. Jeden z nich, technik z wyglądu, nie miał na sobie pancerza, lecz stał połowicznie schowany za jednym z terminali, przez co Nazir od razu skierował lufę na stojącego najbliżej, w pełni uzbrojonego najemnika. Gdy tylko błysnęły jego tarcze, huk wystrzału rozerwał powietrze wokół nich.
Trafiła. Hełm mężczyzny rozwalił się na najmniejsze kawałki. Khouri schował się znów za krawędzią, uruchamiając omni-klucz i załadowując do środka karabinu inny pocisk.
Wewnątrz nastało poruszenie. Jeden z mężczyzn, z hełmem odsłaniającym twarz, pozostał jedynie spokojny. Wręcz nienaturalnie.
-
Przestańcie! - krzyknął, ale dwójka stojących najbliżej martwego kolegi najemników wyrwała się do przodu. Jeden z nich aktywował program na swoim omni-kluczu, drugi od razu cisnął pociskiem plazmy w Khouriego, który również gotował się do ataku. Spalenie odbiło się od jego tarcz, nieco je osłabiając, lecz nie wyrządzając mu większej przerwy. -
Zamknąć się do chuja!
-
Vance, kurwa! - krzyknął któryś. Pozostali mieli zabudowane, standardowe hełmy, ciężko więc było określić który dokładnie.
Wstrzymali ogień, lecz każdy miał wycelowaną swoją broń w Irene i Nazira, oraz przejście, z którego weszli. Nazwany Vancem mężczyzna beznamiętnie ocenił leżącego w kałuży krwi z rozwaloną głową towarzysza, nie przejmując się jego tragicznym losem za bardzo.
Wszyscy stali wyprostowani, gotowi do ataku. Tylko technik kulił się za panelem, usiłując nie zwracać na siebie uwagi, wiedząc doskonale, że szanse ma w tej potyczce najmniejsze na wyjście bez szwanku.
-
Nie jesteście od nas. Ty - wskazał ręką na Irene -
nosisz nas pancerz, ale nie jesteś załogantką z tamtych okrętów.
W ustach coś żuł - albo gumę, albo kawałek drewna, albo po prostu miał dziwny tik nerwowy. Jedno jego oko przykrywała brudna, niedbała przepaska. Po tej samej stronie twarzy widniały niedomyte ślady krwi oraz jeszcze gojące się rany ponad okiem, co sugerowało, że stracił je niedawno.
Nagle coś w jego gestii się zmieniło. Drgnął. Zaburzono jego spokój, na jego twarzy pojawił się zamiast niego ironiczny uśmiech.
-
Pamiętam cię - rzucił ochrypniętym głosem, by po chwili zaśmiać się gardłowo. -
Nie wierzę, że sama tu kurwa przyleciałaś. Jak na taką bystrą dziwne, że nie mogliśmy cię znaleźć.
Uśmiechnięty rozejrzał się po swoich towarzyszach, jakby oczekując z ich strony reakcji. Nie mogli jej dostrzec, choć niektórzy nieco się rozluźnili - zupełnie jakby nagle szala zwycięstwa przechyliła się w ich kierunku i mogli sobie pozwolić na częściowe opuszczenie gardy.
-
Wasza trójka, dołączcie do szefa. Spodoba mu się informacja - obrócił się, wskazując ruchem głowy na technika oraz dwójkę uzbrojonych mężczyzn stojących najbliżej drzwi prowadzących do windy, po prawej stronie od Irene.
Khouri ruszył do przodu. Brwi miał zmarszczone, karabin wycelowany w Vance'a. Pozostali najemnicy natychmiast unieśli swoje lufy w stronę głowy Nazira.
-
Możesz od razu powiedzieć nam, gdzie wasz szef jest - skomentował pogardliwie, wpatrując się z pogardą w najemnika z odsłoniętą twarzą. Ten, widząc jego postawę i gotowość do walki z sześcioma, skrzywił się.
-
Ciebie nie znam. Boisz się, że w czwórkę będzie za nudno? - odrzucił ironicznie, cofając się o krok i sięgając do tyłu. -
Claire do niego zaprowadzę. Ty jesteś zbędny - dodał. Zza pleców nie wyciągnął jednakże karabinu, jak można się było spodziewać. Katana o długim, jasnym ostrzu błysnęła w świetle terminali, przecinając powietrze, gdy Vance przyjmował pozycję.