https://i.imgur.com/j0oqInV.png[/imgw]
[h3]kern3l_panic.fve[/h3]
Mistrz Gry: Hawk
Gracze: Iris Fel, Hira Cassan, Mila Račan, Crassus Curio, Jaana
“Is it better for a man to have chosen evil than to have good imposed upon him?”
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tego dnia, Cytadela była idealnie cicha.
Idealnie, bo w ferworze tętniącej życiem stolicy na próżno było dopatrzeć się dźwięków odstających od normy. Tocząca się swoim rytmem, zwykła codzienność miała różne barwy, lecz tworzyła jeden zgiełk. Rozmów odbywanych na ulicach i śmiechu dobiegającego z kawiarenek, metalicznego głosu Aviny instruującej przyjezdnych z każdego ze swoich rozsianych gęsto po całej stacji terminalu, sporadycznego świstu przelatujących taksówek, włączających się w ruch powietrzny odbywany ponad ich głowami.
Cicho, natomiast, było pojęciem względnym. Nawet w najgłębszych zakamarkach metalicznej struktury, w których własny oddech wydawał się najgłośniejszym z odgłosów, w tle pomrukiwały systemy podtrzymywania życia. Pompujące czyste powietrze w korytarze, podtrzymujące neutralne ciśnienie dla organicznych mieszkańców Cytadeli, spełniały swoją funkcję niemal niezauważalnie.
We wszechświecie prawdziwie
cicho było tylko w jednym miejscu - i choć otaczało ich wokół, wzburzone morze obłoków mgławicy w kosmicznej pustce, nie sprzyjało życiu codziennemu.
O jego rutynie w bolesny sposób przypomniała stacja
Mili i
Crassusowi. Ostatnie, nagłe zlecenie, które wpadło im w dłonie wydawało się istnym darem zesłanym przez same niebiosa. Zdesperowani, wystraszeni klienci byli odpowiednikiem słodkiej zakąski, która wystawiając swoje ogłoszenie wpadała prosto w morską toń wypełnioną harpiami konkurencji. Salarianin imieniem Marl był istotą wysoce skomplikowaną - w jego mniemaniu. Nadawał sobie wysoki priorytet, bojąc o swoje życie przy priorytetowym transporcie na Sur'Kesh, a jednocześnie przyparty do muru przez rezygnację poprzedniej firmy ochroniarskiej, bez słowa zaprzeczenia zgodził się na ofertę współpracującej dwójki. W swym samozwańczym geniuszu, pobieżnie sprawdził ich nazwiska w extranecie, a gdy cmoknął, gotów targować się w kwestii ceny, jedno z dwójki przestąpiło z nogi na nogę, pozwalając, by zgrzyt metalu umieszczonej w magnetycznej kaburze broni odpowiedział na niewypowiedziane przez niego pytania. Po jednym spotkaniu
twarzą w twarz, potwierdzili swoją natychmiastową gotowość, skuszeni prostotą zlecenia i wysokością płacy. Uzgadniając z nim godzinę wylotu, poświęcili kilkanaście minut by się dozbroić, nim udali się do doków w celu przygotowania statku do lotu. W doku jednak, zamiast kuszącego, zielonego kolorku kontrolki wejściowej, czekała na nich pomarańczowa taśma.
Zablokowane.
-
Coś się w papierach nie zgadza - zdawkowo odrzucił na ich pytanie pracownik doków, z głębokim westchnieniem zapowiadając swoje niezadowolenie, nim wpisał nazwę ich statku w rejestr i sprawdził. -
Co ja poradzę? Polecenie z Wieży Cytadeli mam. Wasz statek kradziony, czy jaki tam. Pewnie coś źle wypełniliście, a oni się o to lubią przypierdolić.
Wzruszenie ramion było jego ekwiwalentem pożegnania.
Pośpiech był jednak wrogiem biurokracji. Podróż do Prezydium zajęła im zaledwie kilka minut przedarcia się przez doki i odnalezienia taksówki. Dotarcie do odpowiedniego biura z pomocą omni-kluczy nawigujących ich w dobre miejsce - pestka! Wszystko jednak po to, by utkwili w niezmiernie długiej kolejce po tym, gdy
sprawdzony system nie poradził sobie z rozwiązaniem ich problemu, wymagając organicznej interwencji.
Ich omni-klucze wrzały od natłoku wiadomości salarianina, żądającego natychmiastowego powrotu do doków. Po piętnastu minutach spóźnienia, przesłał swoje pierwsze ostrzeżenie, wygrażając się zmianą kontrahenta. Urząd był jednak mało przyjaznym miejscem w kwestii uzyskiwania jakichkolwiek informacji. Gdy wreszcie przyjęła ich ewidentnie znudzona życiem asari, podniosła ku nim spojrzenie z oporem, błogo nieświadoma ich problemów, napięcia czasowego ani tego, że salarianin przestał odpisywać na wiadomości.
-
Numer referencyjny pojazdu, nazwisko, identyfikator... - wysypywała z siebie słowa, potrzebne informacje, niewiele odróżniając się od robota, któremu nie udało się naprawić ich problemu. -
No i znowu... Zaiya! - odsunęła się w krześle od biurka, sfrustrowana, wyrzucając dłonie w powietrze. -
Zaiya! To się znowu dzieje, na nic to nie reaguje, na bogini... ZAIYA! PRZYJDŹ TUTAJ!
Zamiast przepraszającego spojrzenia, dostrzegli w jej oczach wyłącznie frustrację. Pokręciła głową z rezygnacją, rozglądając się tuż po tym za swoją koleżanką. Ktoś z czekających zaklął, podczas gdy wszyscy po drugiej stronie okienek odsunęli się od swoich terminali.
Ostre światło jarzeniówek błysło. Zignorowane ostrzeżenie, nadciągające zaledwie ułamek sekundy przed tym, gdy zniknęło całkowicie, zastąpione krwistą posoką lamp alarmowych. Powietrze zgęstniało, wzburzone
aaah! zastąpiło
oooh!.
-
No i pięknie! - warknęła wściekle asari, wstając ze swojego krzesła. Dłońmi podparła boki, rozglądając się naokoło. -
I co jeszcz....
Bum.
Ot,
bum, bo bębenki uszne każdego przedstawiciela organicznych mieszańców miały swój limit. Eksplozja nadeszła zbyt nagle, by byli w stanie zarejestrować szczegóły. Było
bum, po którym nadszedł bolesny pisk, rozchodzący się po mózgu wraz z odległą migreną. Był powiew wiatru, po którym w ich twarze uderzyła fala gorąca, odrzucając do tyłu - ku ich szczęściu, na podłogę, gdzie metalowe, wzmacniane lady ochroniły przed pożogą kosztem powypadkowych siniaków. Systemy podtrzymywania życia pracowały niemal tak dobrze, jak ich mózgi starające się zorientować w nowej sytuacji. Spoglądając na świat z dołu, dostrzegli zduszane przez niego płomienie, zastąpione ciężkimi kroplami płynu gaśniczego. Gdy wrócił słuch, wróciły również krzyki.
Pomieszczenie było nagrzane i czarne. Wybuch rozsadził tylną ścianę pokoju wraz z umieszczonymi w jej suficie lampami. Część osób po drugiej stronie chowała się w kątach, w kłębkach, starając osłonić poranione ciała. Część, szczególnie ta skryta przed całym incydentem przed ladą, szaleńczo rzuciła się do wyjścia, a z niego wprost do przestrzeni publicznej.
Część leżała. Ciała powyginane w absolutnie nierealnych kątach. Urzędnicza przewieszona przez ladę, z metalowym szrapnelem wbitym wprost w jej trzewia, podrygiwała lekko w kałuży własnej krwi. Pozostali mieli więcej szczęścia. Ich wtopione w plastik zwłoki zamarły w jednej, finalnej pozycji, spalone w kilka sekund.
Bum.
Może dobrze, że walnęło.
Cytadela była
zbyt cicha. Głośne śmiechy poruczników Przymierza stojących na korytarzu wydawały się podstępnym szeptem, którego podejrzliwość podsycały jeszcze ich głośniejsze spojrzenia.
Jaana czuła je na swojej twarzy nawet, gdy odwracała wzrok. Czuła je na plecach, mijając dwójkę dumnych
marines, sterczących pod drzwiami swojej ambasady. Być może byli tutaj po raz pierwszy - podziwiali widoki, a także każdego, innego człowieka w tym morzu
obcości. Być może byli stałymi bywalcami - mieszkańcami stacji, którzy potrafili odróżnić tych, którzy w jakiś sposób odstawali, lub mieli coś na sumieniu.
Być może po prostu nie spodziewali się, że Jaana będzie miała przy sobie broń.
Była przygotowana do wylotu. Jej rozkazy były chaotyczne, niespójne, ale zdążyła do tego przywyknąć. Cerberus był organizacją, która dobrze dbała o swoje zawodowe tajemnice. Zbyt wiele zmiennych nie pozwalało na skrupulatne planowanie z wyprzedzeniem, dlatego potrzebowali agentów tu, teraz, na miejscu - lub w drodze. Nieraz musiała wypełniać elementy misji tych, którym nie udało się dotrzeć na nowe miejsce odpowiednio szybko. Teraz jednak, ten element planu był
jej.
Teraz była gotowa do odlotu. Czekający na nią w dokach statek miał pozwolenie na odlot, a ona w pełnym rynsztunku gotowa była pożegnać się ze stacją, wyruszając ku przekaźnikowi masy - a stamtąd, dalej, ku niezmierzonemu wszechświatowi. Niemniej, musiała wcześniej coś odebrać.
Jej kontakt nie był kurierem - przynajmniej nie na tyle, by o tym wiedziała. Pracował w ambasadach, lub pracowała. Najemniczka otrzymała wyłącznie lokalizację i godzinę, nie miała pojęcia, z kim musiała się spotykać. To również nie odstawało od normy. Wszyscy stanowili zaledwie małe łańcuchy w wielkim ogniu działającej korporacji - każde z nich miało zadanie do wypełnienia, a to z reguły bywało granicą pozostawiającą dobre obyczaje i kulturę za progiem. Z pewnością jej kontakt musiał odnajdywać się w tym podwójnym życiu naturalniej. Czym innym były niewinne odwiedziny, przemknięcie przez terytorium wroga niezauważonym, a czym innym powiązanie tego terytorium ze swoim prywatnym życiem.
Jaana była już blisko umówionego miejsca. Sprawdzając w dyskretny sposób cel wyznaczonych jej koordynat, dostrzegła, o ironio, windę do wieży Cytadeli i mały zakamarek skryty tuż obok niej. Ktokolwiek wybierał miejsce spotkania, musiał być bardzo śmiały - lub zakładał, że najciemniej zawsze będzie pod latarnią, więc bliska obecność gardzieli stanowiącego prawo galaktyczne rządu zadziała na plus.
Eksplozja była nagła, nieprzewidziana. W jednej chwili mijała filię biura transportowego, stawiając kroki naprzód z wzrokiem utkwionym w odległym celu, w drugiej huk i żar wypełniły całą jej świadomość. Wyrwana w metalu dziura wyrzuciła szrapnele w oba kierunki - gdyby Ritavuori postąpiła o kilka kroków dalej, znalazłaby się w ich polu rażenia. Teraz jej przejście zagradzały odłamki zawalonej ściany, koło których, żałośnie, nadal stała Avina, przyglądając się niewidzącym spojrzeniem tej sytuacji. Drzwi biura otworzyły się gwałtownie, wypuszczając na zewnątrz chmurę dymu - a wraz z nią, przykryte popiołem, pierwsze przerażone postaci.
-
̴̢̖̰̈́-̸̧̡͉̃̂͋ ̵̮̭̥̞͐̽̓B̴͖̳̒ł̵͙̪͇̮̀̓͆̄ą̵͕͐͒͌̅͜d̴̢̲̲̯̘̂́̃ ̴̫͖̫̎̎͝s̴̖͙͐̓́̓̂ŷ̴́̋̈̓͜s̸̜̹̘̥̑ͅţ̵̥̤͍͐̐̓̔̃è̵̺̜͇̫̑͗m̷͍͔̿͆͂̿ȕ̸̜̔̉ͅ.̷̜͖̈́̀̈ ̴̡̞͈̮̿B̷͇͗ł̷̪̏ą̸̠͓͛̄̕ḏ̴̛̹͉͎͉̎ ̸͕̄͌s̵̜̼̦͙͘y̸͉̘̐͊̕ṣ̵̻̝́̈́̐̂̓t̵͚̲̝̂̒͗̆̚e̶̳̗͔͓̿̌̑̀m̷͉̣͓̠̱͆͋̃̈́̓u̴̻̮̪̺̙̒̂̀̿.̶̖͠ ̵̲̹̤͙͌B̸̹̯̦̺̤̎͂̈͊́ł̷͉̟̗͊ą̸̠̝̹̺̐̽̿̈́͜͝ḏ̶̒̓͑ ̷̺̃͋͆̐s̵͙̲̪̰̓́̽̚y̴̥̫̆͋ͅš̴̨̙͚͇̯̈̃̀t̴̡̫̮́̄͗̽e̵̘̋͒-̵̝̏̔̈̅̆ - zniekształconym głosem wyrzucała z siebie WI, podczas gdy jej sylwetka falowała lekko, nienaturalnie. Biotyczka jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziała.
Podłoga zadrżała gwałtownie. Krzyki zatrzymujących się przechodniów wzmogły na sile, gdy ci unieśli dłonie w górę, wskazując na przykrywające pustkę, sztuczne niebo. Falowało, drżało pod wpływem ruchu, gdy stacja powoli zaczęła się zamykać.
Cytadela była
dziwna.
Nie była to dziwota, którą radna
Fel mogłaby wskazać palcem i zapytać o jej cel lub pochodzenie, przynajmniej nie z początku. Nie było to coś wyczuwalne w powietrzu, ani nic, co mogłaby usłyszeć. Gdy idąc korytarzami od spotkania do spotkania mijała dygnitarzy, a także zwykłą, cywilną ludność załatwiającą swoje sprawunki w Prezydium, nie widziała nic nowego w ich rozmowach ani zachowaniu. Avina grzecznie i poprawnie odpowiadała na wszelkie ich pytania, tak samo jak na pytania Iris jej współpracownicy odpowiadali bez żadnego zarzutu.
Niemniej, coś było zdecydowanie nie tak. Podchwytywane kątem oka mrugnięcia ekranów, zniekształcenia literek, które znikały gdy tylko skupiła na nich swój wzrok. Niepoprawnie wyświetlane reklamy na dużym bilboardzie, koło którego przechodziła, gdy ten mylnie zinterpretował jej osobę, źle dobierając zestaw. Choć wierzyła swej intuicji, nie miała żadnych, twardych dowodów na niepoprawne działanie jakichkolwiek systemów. Drobne usterki zdarzały się każdego dnia i były sprawnie łatane. Źle wyświetlane reklamy łatwo było podważyć w jeszcze bardziej oczywisty sposób - a nuż była skrycie zainteresowana batariańskim preparatem na hemoroidy?
Pierwsze sygnały dopadły ją w drodze do wieży Cytadeli. Towarzyszyła jej dwójka polityków - Vincent, ludzki mężczyzna, który gwizdał pod nosem zawsze, gdy denerwował się następnym spotkaniem i Adarius, turiański, stary wyjadacz, który znał te korytarze lata przed tym, gdy przemierzyła je po raz pierwszy. To on jako pierwszy zmrużył oczy, wczytując się w komunikat na swoim omni-kluczu, odczytując wiadomość, która miała zbyt niski priorytet by niepotrzebnie zajmować czas Radnej. Chwilę po nim, identyczny ruch powtórzył jego ludzki towarzysz - oboje spojrzeli po sobie porozumiewawczo, podejmując niemą decyzję powiadomienia o tym Iris, która dostrzegała nagle stworzone między nimi napięcie doskonale.
-
Radno Fel, centrum bezpieczeństwa wydało niepokojącą notkę - turianin chrząknął lekko, zerkając na omni-klucz jeszcze raz, jakby upewniając się, czy nie jest to jego senna mara. -
Został zwołany Sztab. Jesteśmy potrzebni w wieży.
Notkę tę otrzymała i ona, gdy wszyscy przyspieszyli, przemierzając w pośpiechu Prezydium. Za nią podążyły następne - komunikaty były chaotyczne, niespójne. Jeden wymieniał drugi w tempie niemal porównywalnym do ich kroków. Gdy weszli do przestrzeni publicznej, wiedzieli tylko, że coś sprawia, że systemy Cytadeli przestały być posłuszne, a ilość błędów i usterek wymykała się spod kontroli. Gdy znaleźli się w połowie drogi do wieży, koncepcją numer jeden był wirus. Gdy dotarli pod samą wieżę, na popularności zyskała idea buntu Opiekunów.
-
Radno.
Dwójka turiańskich ochroniarzy skinęła jej głową, rozstępując się przed wejściem do środka. Wraz z dwójką swoich towarzyszy, Iris znalazła się w windzie. Vincent uderzył pośpiesznie w panel, wybierając odpowiednie piętro. Ku jemu zdziwieniu, panel zamigotał lekko i wydał z siebie cichy zgrzyt, nie akceptując jego polecenia. Niewiele sobie z tego myśląc, mężczyzna walnął w niego pięścią, ponownie wybierając odpowiednie miejsce - winda przyjęła jego polecenie, zamykając drzwi i powoli ruszając w górę.
Droga na szczyt była długa. Szklana ściana ujawniała im widok na Prezydium, na pomykających po ulicach ludzi, otwarte kawiarnie i restauracje. Na duży bilboard, szeroki na kilka budynków, wyświetlający reklamę. Na oczach blondynki, reklama zafalowała groźnie, a tam, gdzie poruszył się obraz, wykwitły na nim artefakty.
-
Co jest z tym ustrojstwem? - warknięcie Adariusa przeszyło ciszę. Winda stała na samym szczycie wieży, jednak drzwi się nie otwierały.
Z panelu wydostało się ciche
pik.
-
Halo! Pomożecie nam, czy będziecie tak stać? - krzyknął Vincent, machając ręką do stojących po drugiej stronie funkcjonariuszy SOC. Dostrzegając go, od razu sięgnęli do omni-kluczy, chcąc zmusić windę do posłuszeństwa.
Pik.
-
Cóż się dzieje z tą stacją? - ciche westchnienie turianina okazało się ostatnią rzeczą, jaką radna usłyszała.
Ostatnią przed finalnym
pik.
Winda runęła. Jak gdyby przytrzymujące ją w miejscu wsporniki zdematerializowały się w jednym momencie. Ciała ich trójki uderzyły w sufit. Zderzenie z nim dla Fel było bolesne - ucierpiało jej ramię i kark, co dotarło do jej umysłu wraz ze świadomością pozbawienia tchu. Prezydium za przeszkloną szybą mignęło jej przed oczami, gdy pompująca przez jej serce adrenalina wypełniała jej żyły.
Instynkt wziął górę. Jej ciało spowiła biotyczna otoczka w ostatniej, odpowiedniej na to chwili. Chowając się w biotycznym kokonie, uderzyła o podłogę z wytłumioną siłą, która wprawiła ją w szok. Koło niej, z głośnym chrupnięciem zwaliły się dwa ciała.
Kark Vincenta nie wytrzymał uderzenia. Mężczyzna zmarł na miejscu, pustym wzrokiem spoglądając na leżącą obok Fel. Adarius jęknął głucho, drżąc w miejscu, wzmocniony swą turiańską budową przeżywając upadek.
Z panelu windy wydostało się ciche
pik.
Cytadela była
chora.
Tocząca się w ekosystemie stacji choroba miała wiele objawów, które były zbyt ze sobą niezwiązane z czystego pozoru, by ktokolwiek z jej technicznej obsługi był w stanie rozwikłać zagadkę nim było już zwyczajnie zbyt późno. Rozsiewający się po układzie odpornościowym wirus działał ukrycie. Infekował, przemieszczał się od węzła do węzła, podpisywał na różne sposoby, przybierał różne formy. Wszystko, by zwieźć układ odpornościowy właściciela, schować przed białymi krwinkami wystarczająco długo, by reszta jednostek przeżyła. Dotarła dalej, wgłąb tkanek. Mnożyła się, powiększała swoją rodzinę, a wreszcie - podjęła decyzję o ujawnieniu.
Nosiciel nie wiedział, że przegrał walkę z infekcją w chwili, w której w ogóle się okazała. Desperacko walczył z każdym błędem, lecząc symptomy w miarę ich występowania. To właśnie w tym momencie
Hira zorientowała się w tym, co się dzieje.
Podobnie jak większość, nie zwracała uwagi na jednorazowe mrugnięcie obrazu reklamy. System bez wad nie istniał. To, jak szybko były eliminowane determinował kto był zwycięzcą, a kto przegranym. Niemniej, w miarę, gdy dostrzegała malujące się wokoło wzory, jej ciekawość rosła.
Naprawa była domeną techników Cytadeli, a także opiekujących się stacją stworzeń. W jednym błędzie dziewczyna odnalazła jednak wątły koniec sznurka - który, choć być może nie prowadził do kłębka, a jedynie pustki, był wystarczająco intrygujący by nim podążyć.
Cokolwiek pustoszyło systemy stacji, było mądre. Zdawało sobie sprawę z krwiożerczych drapieżników antywirusa, ścigających je z kłapiącymi zębami. Z rywali próbujących przechytrzyć je w wyścigu. Powielało się, eliminując wady w swoim kodzie, udoskonalając metody swojego działania. W chwili, w której urosło do poziomu dającego prawdziwe objawy, tempo replikacji wirusa było niebotyczne.
Sznurek zaprowadził dziewczynę do Prezydium. Z nosem w omni-kluczu i szeptem Kiry w głowie, poruszała się od jednego węzła do drugiego - szybko, sprawnie, jakby była w stanie w ten sposób wyścignąć samą infekcję. Badała, które z nich były zainfekowane. Była w tym metoda. Nie wszystkie były dla wirusa przydatne.
Krzyk przykuł jej uwagę. Ugruntował w rzeczywistości na powrót, wraz z hukiem spadającej na ziemię windy. Rozpoznała figurę leżącą na ziemi - radna ludzkości, w przeciwieństwie do jej towarzyszy, wątle podnosiła się na kolana, przeżywając wypadek.
-
Kontrola nad systemem sterującym windą została utracona.
Nie tylko Kira doszła do tych wniosków. Stojący przy wejściu ochroniarze SOC w panice usiłowali połączyć się z zainfekowanym terminalem za pomocą omni-kluczy, jednak żaden z nich nie odnosił w tym sukcesu.
Winda piknęła ostrzegawczo.
-
System jest przeciążony. Winda wyruszy znów w górę. Podłącz mnie do terminala - zażądała, nie robiąc sobie wiele dwójki ochroniarzy, którzy blokowali im dostęp, samym próbując znaleźć rozwiązanie. -
Zatrzymam windę. Ty powstrzymaj ochroniarzy. Chcą resetować system, co zresetuje sekwencję.
Wyświetl uwagę Mistrza Grywitam cieplutko moi drodzy
Obecnie jesteście w jednej lokacji, ale w grupkach jak według postów - niebezpośrednio obok siebie. Kolejka dowolna.
Deadline: 72h (30.06 02.21). Ja również mam 3 dni na odpisanie MG. Im szybciej odpiszecie, tym szybciej posta dam ja!
Wszelkie pytania, zażalenia i inne pierdółki, zapraszam na pewu lub discord.