Pośród panującego w klubie półmroku nie sposób uświadczyć wszelakich, kręcących się po jego wnętrzu indywiduów. Głośna, basowa muzyka, najróżniejsze alkohole i mieszające się w eterze zapachy (i smrodki) skutecznie potrafiły jednak znieczulić na wszelkie bodźce wzrokowe, czasem czyniąc nawet z rdzennego przedstawiciela Dekuuny obiekt godny fizycznego zainteresowania wśród innych ras. Szczęście, lub też pech - zależy jak spojrzą na to nasi bohaterowie - planował się dopiero ujawnić, zmierzając nieco chwiejnym, wymuszenie kokieteryjnym, przez co nieco komicznym krokiem w stronę Marshalla i Irene, opadając wreszcie z niemałym impetem na ramiona obojga. Żylaste, szponiaste łapska zacisnęły się od wewnątrz na ich bicepsach, przybliżając jeszcze bardziej do siebie, a do ich nozdrzy napłynął nieprzyjemny, alkoholowy odór zmieszany z niemałą dawką potu. Oboje po krótkiej chwili zanotowali też na rękach kapiącą z wolna ciecz, będącą najprawdopodobniej śliną. Rząd długich, ostrych kłów błyszczących żółcią typu czwartego odznaczył się mimo wszystko kontrastem w tej krainie ciemni. To bez wątpienia był vorch. Nie wiedzieli jeszcze tylko, czy mężczyzna, czy kobieta - bardzo łatwo pomylić te cholerstwa!
- Dddźźińdubr wjecczór, kochhh... kochhhh... kochh-hhaa-anieńkii. Chhcieeećć zabaawa? Jjj...jjennczo-ooonca-aa Tharikkaa... zz-łaaagodziićć sttresssyy... Wszz-yystkje ss...sstreesssy - Więc jednak była to kobieta. Albo facet podający się za kobietę. "Jęcząca Tharika" pozwalało jakoś ukierunkować swoje myśli. - Aaa... Ssstree-eesów dduuszzo. Miieeć bo-oo-ogaata oofeerta. Miiiszzczyy...yyni w gggłeembokim kaahjii...ii...kiiijczyy-kku, mmm-ookrrrrrrrrrymm pyyjackuu i... zz...zziiemmsskie buu...buukkokkee...eee? Duu-szzo zzrobję... - Przerwała, by wziąć głęboki oddech, po czym spojrzała na Irene, wykrzywiając pysk w jeszcze większym uśmiechu. - M...Mmmoooże byćć... z żon-kkom... trujkonnnnnn... - Przedłużyła, jakby specjalnie. - ...nnnncik?