Adamo gorliwie przytaknął, choć raczej tym razem bez żadnego podtekstu, zachęcając ją by spróbowała się położyć. Może widział po
niej, że jest zmęczona? Albo po prostu miał mniejsze wyrzuty sumienia spowodowane tym, że nie zabawia jej rozmową, nawet, jeśli nie dała mu zbyt wielu znaków, że tego właśnie chce.
-
Dobry pomysł.
Przestąpił z nogi na nogę, wkładając ręce do kieszeni spodni. Odpowiedź Dubois wyraźnie mu się nie spodobała - zmarszczył nos, jakby poczuł coś nieprzyjemnego w powietrzu, odwracając nareszcie wzrok.
-
Może być zajęty, jeśli dotąd nie przyszedł... Ale nic mu nie powiem. - wypowiedziane przez niego kłamstwo Dubois wyczuła od razu. Adamo wydawał się nie zwracać na to uwagi, przeświadczony o swoim wieloletnie trenowanym poker facie. -
Jesteśmy zupełnie sami. Nie życzył sobie innej załogi, na mnie musiał się zgodzić. Gdyby pewnie mógł, sam by leciał, ale wątpię, żeby sobie poradził bez dobrego technika. To zaawansowany, choć nieduży statek. Więcej przestrzeni zajmują systemy i maszyneria niż pokoje dla załogi.
Fakt, że nie znalazła się na gruchocie pokroju Ikara, którego szczątki najpewniej krążyły w okolicy miejsca, w którym ją przejęto, nie był trudny do spostrzeżenia. Z pewnością sam wystrój wnętrza Crescenta był bardziej elegancki, choć wciąż surowy - niemal jak statki wojskowe. Adamo do niego nie pasował - sam jego wygląd dawał to do zrozumienia. Skaza nieprofesjonalizmu na tle doskonałego statku. Raczej nieciężko było dziwić się Nazirowi, że nie chciał tu Rogera.
-
No, to będę leciał... Przyjdę jeszcze potem i sprawdzę jak się czujesz, okej?
Posłał jej ostatnie, filuterne spojrzenie po czym odwrócił się i ruszył w drogę powrotną, zostawiając ją sam na sam ze swoimi myślami na następną godzinę.
Choć wyższy i zdecydowanie lepiej zbudowany, Nazir poruszał się niemal bezszelestnie po pokładzie. Usłyszała jego nadchodzące kroki dopiero na chwilę przed tym, jak wkroczył w jej pole widzenia - czyli za barierą ochronną. Nie miał już na sobie pancerza, tylko ciemny uniform pozbawiony znaczeń, za to z metalowymi, połyskującymi w niebieskim blasku napędu piezo dodatkami. Dla większości osób mężczyzna miałby tą samą, niezbyt przyjemną minę - posiadaczka implantu dostrzegła jednak drobne zmiany w mimice i gestach Khouriego. Nie stawiał już tak ciężko stóp, nie miał zgarbionych barków - pod wielkim pancerzem krył się również niemały człowiek, ale nie sprawiał już wrażenia masywnego olbrzyma. Poruszał się lekko, sprężyście, dając wrażenie, jakby zrzucił ze swoich ramion jakiś ciężar - widać to było zarówno w postawie, jak i jego zachowaniu.
-
Jak się czujesz? - spytał, mając na myśli fizyczny stan jej ciała, a nie ducha. Oparł się plecami o szybę, mając napęd za sobą. Trzymał coś w dłoni ale z tej perspektywy nie wiedziała, co to jest. -
Adamo powiedział, że nie chcesz mnie widzieć, ale pomyślałem, że będziesz wdzięczna - dodał, a na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
Wyciągnął dzierżącą przedmiot dłoń do przodu, rzucając, jak się okazało, jej książką, w jej stronę. Uderzyła o pole ochronne i spadła na ziemię, kilka centymetrów od niej, ale nieosiągalna.
-
Musiałem sprawdzić, czy nie masz żadnego nadajnika - dodał, obojętnie tłumacząc fakt przeszukania jej torby. Oderwał się od ściany, niespiesznie ruszając do pola i leżącej na ziemi, rozłożonej książki. Kilka kartek chyba się wygięło.
Przeniósł na nią spojrzenie jasnych tęczówek, unosząc lewą dłoń, która natychmiast odnalazła panel. Bariera rozsunęła się, umożliwiając jej zabranie książki do środka. Zaraz po tym, mężczyzna znowu ją całkowicie zamknął.