Wyświetl wiadomość pozafabularnąPosuwamy trochę fabułę do przodu, nie obraźcie się więc, że Diana nie czekała na pytania zanim ruszyliście i dostaliście odpowiedzi już w drodze. :)
Diana przeniosła uważne spojrzenie na Carlosa. Może nie spodziewała się od razu tak konkretnego, a zarazem prostego pytania. Dopiero po kilku sekundach otworzyła usta, by przekazać swoją odpowiedź.
-
Każdemu przysługuje nieograniczona ilość racji żywnościowych z dyspozytorów. Poza tym ośrodek pracuje w systemie czterozmianowym, z dwoma grupami zmianowymi. W tym kuchnia - odrzekła, unosząc omni-klucz by zerknąć na godzinę. -
Doba na Klendagonie jest niestandardowa. Staramy się przystosować ośrodek tak, by służył pracownikom jak najlepiej, ale was zmiany nie będą dotyczyć, podobnie jak grup wypadowych. Obecnie jest czterdziesta piąta dwanaście. Spotkanie zarządu odbędzie się o pierwszej, jutro. Pierwszy wypad zaliczymy o wschodzie Słońca, około siódmej. Macie sporo czasu.
Drgnęła, kiwając głową i zachęcając ich do wstania z ławki. Powoli ruszyła ku drzwiom, które prowadziły na korytarz. Tu, bezpośrednio przy dokach, na ścianach co jakiś czas znajdowały się wąskie okna, przez które do środka sączyły się promienie słońca. O szkło obijał się obecnie piasek, uniemożliwiając obserwowanie jakichkolwiek widoków.
-
Nikt nie jest bezpieczny w dzisiejszych czasach. Ani na Ziemi, ani na Cytadeli, ani nawet tutaj - odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia na zadane przez Vexariusa pytanie. Patrzyła przed siebie, twardo stąpając po metalowej podłodze. -
Wszystkiego o swoich obowiązkach dowiecie się po posiedzeniu zarządu.
Słowa niemal cedziła przez zaciśnięte zęby. Temat zdecydowanie wytrącił ją z równowagi, możliwie przywołując nieprzyjemne wspomnienia lub poruszając kilka strun, które wolałaby, by pozostały w spoczynku. Z ulgą przeniosła swoją uwagę na pozostałych pracowników, których pytania były znacznie łatwiejsze do przetrawienia i wystosowania odpowiedzi.
-
Obecnie około sześćdziesięciu. Zastępujesz jednego z trzech naszych lekarzy. Poprzedni jest... niedysponowany - odpowiedziała, idąc w stronę potężnych, zbrojonych drzwi. Nikt przed nimi nie stał - żadna ochrona, żaden pracownik. Po prostu ich panel świecił się na pomarańczowo, nim kobieta podeszła i przesunęła swoim omni-kluczem przed nim. Interfejs wyłapał odpowiednie kody identyfikacyjne, z sykiem rozsuwając dwie, potężne struktury i wpuszczając ich do dużego, kwadratowego pomieszczenia. W środku trójka osób odziana w zwykłe, codzienne ubrania, żywo komentowała coś, co znajdowało się na datapadzie trzymanym przez asari. Dwójka mężczyzn mówiła głośno do czasu, gdy wszyscy dostrzegli przechodzących nowych pracowników.
Ciężko było określić, czy to ich widok, czy też zacięta mina Diany sprawiła, że trójka natychmiast urwała rozmowę, odwracając wzrok. W powietrzu łatwo wyczuwalne było napięcie, którego ich przewodniczka w żaden sposób nie próbowała wyjaśnić.
Przeszli przez kolejne drzwi, do mniejszego, lecz równie jasnego korytarza. Odkąd dotarli do głównej części kompleksu, nie napotkali już na ani jedno okno.
-
Pozostała dwójka pracuje w systemie zmianowym. Wszystko ci wytłumaczą - obiecała, prowadząc ich dalej. Minęli drzwi oznaczone holograficznym, unoszącym się kilka centymetrów od ściany znakiem - CENTRUM MEDYCZNE, i przeszli do kolejnego z pomieszczeń, opisanego jako szatnia. W środku znaleźli kilka ławek, sporą ilość szafek oraz kilka kabin prysznicowych, o przeźroczystych ściankach i kilku, umieszczonych na drzwiach każdej panelach. W jednej z nich stał właśnie mężczyzna odziany w pancerz, z którego intensywnie spłukiwano wszędobylski piasek. Machnął ręką Dianie, która skinęła głową, nie podejmując rozmowy. Huk wody i tak by im to uniemożliwił.
-
To ośrodek naukowy, nie wojskowy, Actthan. Nie mamy tu strzelnicy. Możesz postrzelać do butelek na zewnątrz - westchnęła, przechodząc przez szatnię prosto na korytarz, a z niego do stołówki. -
Ta prezentowała się dość surowo. Duże pomieszczenie wypełniał gwar siedzących przy kilku z dziesięciu stolików osób. Wejście do kuchni było otwarte - właśnie wychodziła z niego turianka, która pilotowała jeden z dwóch statków, które przed chwilą wylądowały w dokach. W rękach trzymała tackę, a na niej parujące, pieczone warzywa polane niebieskim sosem. Nie zwróciła uwagę na przechodzących, nowych pracowników - od razu dosiadła się do jednej z takich grupek i zabrała do jedzenia.
Nie zdążyli przyjrzeć się pomieszczeniu - Diana pokonała odległość od wejścia do jednego z dwóch korytarzy w zastraszającym tempie. Po kilku sekundach, jeśli starali się za nią nadążyć, znaleźli się u wejścia do sektora z ich kwaterami.
-
W drugiej sekcji obecnie panuje cisza nocna. Przyzwyczaicie się do systemu zmianowego. Proszę was tylko w imieniu reszty o niezakłócanie porządku w kwaterach osób odsypiających swój przydział - westchnęła, idąc długim korytarzem, mijając przy tym drzwi prowadzące do pozostałych pokojów.
W tej sekcji musiała najwyraźniej trwać właśnie zmiana, bądź czas wolny, ponieważ niektóre drzwi były otwarte, a z wielu słychać było głośne rozmowy czy śmiech pracowników.
-
Możecie się rozgościć. Miałam oprowadzić was po całym ośrodku, ale to może poczekać, jeśli potrzebujecie czasu na odpoczynek po podróży - stanęła na środku korytarza, wpatrując się w stojącą przed nią grupkę. -
Tak czy inaczej, będę w swojej kajucie. Macie mapę, traficie.
Pozostawiła ich samym sobie, pokazując wcześniej, komu należały się które drzwi. Wszystkie kwatery wyglądały podobnie - były dość małe, a miejsce w nich wykorzystane było do maksimum. Pod jedną ze ścian stało wąskie łóżko, nad którym znajdowało się okno. Obecnie w ich kwaterach metalowa zasuwa była rozsunięta, ukazując im mało interesujący widok na wirujący piasek - obok znajdował się jednak panel, którym w każdej chwili mogli ów zasłonę zasunąć, podobnie jak na statkach kosmicznych. Poza tym w pomieszczeniu znajdowała się szafa, biurko z dwoma szufladami i kosz na śmieci. Każda kwatera wyposażona była w mikroskopijną łazienkę z małym prysznicem, umywalką, lustrem, toaletą i wieszakami na ręczniki. Z braku laku świeże leżały w tym momencie na zamkniętej desce od toalety. Czarne, sygnowane logiem korporacji Kobo.
Zarówno w łazience jak i głównej części kwatery, światło dawały dwie, wmontowane w sufit lampy, których natężenie pracy można było regulować poprzez panel na ścianie przy drzwiach, lub własny omni-klucz. Drzwi można było również zablokować na hasło lub własny omni-klucz, choć mogli podejrzewać, że osoby o wyższym poziomie dostępu w razie potrzeby powinny móc tę blokadę ominąć.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: jutro, niedziela, północ.