Związki, temat rzeka. Można byłoby o nich gadać godzinami. Tylko wypić byłoby trzeba z dwa razy więcej, bo każde z wypowiadanych słów mogłoby być równie bolesne co kopniak w jaja. Szczerze powiedziawszy, Tarczansky nie mawiał za wiele o swoim małżeństwie. Wolał milczeć na ten temat, nawet przy Iris, której ufał dość mocno. Wiedziała zaledwie tyle ile musiała. Jego związek się rozpadł, wziął rozwód, a żona wzięła dziecko, z wiadomych powodów. Tarczansky przez swój tryb życia nie miał możliwości opieki nad dzieckiem. Zresztą, który sąd przyznałby mu prawo do opieki. W sądzie został przedstawiony jako nieodpowiedzialny, lekkomyślny awanturnik. Mała Isabel była zbyt młoda, by wypowiedzieć się na jego temat, dlatego też słowa Lizzie były brane w pierwszej kolejności pod uwagę. Trudno było udowodnić swoje racje...Z prostego względu, jego obecność na rozprawach była znikoma, a całość załatwiał jego pełnomocnik.
Ten cały don Pedro to kawał skurwysyna, skoro chcesz wypić takiego winiacza na cześć jego klęski.-Stwierdził po wysłuchaniu obu pań. Nie zamierzał jakoś specjalnie zagłębiać się w temat. Sprawa nie dotyczyła mechatronika, zatem nie przejmował się nią zbytnio. Poza tym, nie oceniał nikogo na podstawie wypowiedzi innych. Co prawda, dwie podobne opinie na temat Diego już robiły pewne pierwsze wrażenie, lecz nie miał w zwyczaju rzucać się na osobę, której nie znał. Tym bardziej, że jemu nic nie zrobiła, a sprawy Iris to jej prywatna sprawa. A jeśli potrzebowała pomocy w przypadku Diego, wystarczyło mu powiedzieć. Matt pracując niemal dekadę w szeregach FE i serwisując przeróżne statki, spotkał niejedną załogę i to niekoniecznie sformowaną w legalnych celach. Zdobył wiele znajomości, mogące być przydatne w wielu kwestiach. Na przykład nauczenia jakiegoś fagasa tego, że z Radną Fel się nie zadziera. Wystarczyło słowo i mogło się stać bez problemu faktem.-A ja? Jak będę robił sobie wakacje?! Też dasz mi kody?-Zapytał zazdrosnym tonem. Co prawda, dość mocno naciąganym, ale wyszło mu to dość dobrze. Tylko po co mu wakacje, skoro i tak nie miał z kim ich spędzić? Wypad do siostry, do Monaco, miała tam rezydencję i jego już podstarzały ojciec tam nie zaglądał. I dobrze, bo ze wszystkich rzeczy na świecie, ostatnie czego chciał to spotkania go twarzą w twarz. To jedyna osoba w całej galaktyce, przy której nie ręczył za siebie. I nie skończyłoby się tylko na wygarnięciu wszystkiego w twarz. Prawdopodobnie doszłoby do rękoczynów.
Sprawa barmanki przyjęła się bardzo dobrze. Śmieszki-heheszki z jego chwilowego zauroczenia pięknością zza baru były naprawdę świetną rozrywką, prawda? Sprawę uważał za zamkniętą, nawet jeśli miałaby ochotę na mały skok w bok, to Matt ze swoim sztywnym kręgosłupem moralnym nie byłby wstanie tego zrobić, powołując się na tzw. męską solidarność, która wbrew pozorom jest o wiele silniejsza od tej w damskim wydaniu.
-Meh, zajęta. Poza tym, skrzydłowej nie potrzebuję. W tych sprawach jeszcze nie straciłem wprawy.-chociaż od paru lat jesteś sam jak palec, a te trzy panienki na boku wcale się nie liczą...Niemniej jednak nie zamierzał się poddawać. Jeszcze dziś wyjdzie z jakąś zdobyczą z tego klubu. Nawet jeśli okupi się to krwią i potem. Tak właśnie będzie!-A jak któraś dupencja będzie miała brzydką koleżankę, to do Ciebie przyjdę. Deal?-Odparł z przekąsem. Statystycznie. Każda dziewczyna klasy A+ przychodząca do klubu, miała obstawę dwóch pań o podobnej aparycji i jednej totalnie brzydkiej. Prawdopodobieństwo tego, ze szukają kogoś jest bliskie zeru i służyły zazwyczaj jako magnes do ściągania mężczyzn na orbitę tej brzydkiej. Prawdopodobieństwo było dość wysokie, ale nikt nie zabronił spróbować. Prawda? Zgodnie z zaleceniem Iris, dopił trzeciego szota i już zamierzał wyciągnąć pomocną dłoń w stronę Alexis. Jeszcze biedulka się rozpędzi i zamiast wylądować na parkiecie, osiądzie twarzą na stole. Brał poprawkę na to, że jej niepozorny wygląd wcale nie musiał świadczyć o jej słabej głowie, ale...Lepiej się mile rozczarować, niż płakać nad rozlanym mlekiem.
-Dobra, Lex...Rusz...-Dokończenie zdania uniemożliwił mu funkcjonariusz SOC, na którego niemal natychmiast skierował wzrok. Zwyczajny krawężnik, w jego mniemaniu. Służbista na dodatek. Może i dobrze, że miał jaja zwrócić uwagę Radnej na temat niezgodności w jej omni-kluczu, ale spodziewał się, że jej prywatna gwardia mimo wszystko obsmaruje go w raporcie.-O kurwa! Jebaniutki! On nie jest z Twojej prywatnej armii goryli, co nie Iris?-Wyrwało mu się. Co prawda, niezgodności muszą zostać wyjaśnione, ale najlepiej poza klubem. Tam gdzie nie dudni muzyka i światła nie walą po oczach. Spojrzenie Radnej mówiło jedno. Nie miała zielonego pojęcia o czym gość do niej mówi. A jej wypowiedź, tylko utwierdziła go w tym fakcie. Dlatego też czym prędzej, miał zamiar wyjaśnić o co chodzi.
-Dobra, o ile dobrze kojarzę sieć Cytadeli to wygląda to tak. Standardowy omni-klucz, taki jak mój przy odebranym jednym bicie danych, odpowiada dwoma. Coś w stylu Ziomek! Halo! Jesteś?, a odpowiedź to Jestem, jestem. Twój omni-klucz podaje chyba jeszcze pełną lokalizację. Tak zwany bit duch, który jest, a według mapowania danych SOC być nie powinno. Serwer wyłapuje nieprawidłowość i trach. Gościu stoi tu jak widły w gnoju i czeka. Spokojnie, Bąbel. Nie ma się co martwić. -Wyjaśnił. Miał nadzieje, że dość zwięźle i niezbyt skomplikowanie. Co prawda, nawet dla neurologa kwestie łączności z extranetem Cytadeli mogły być trudne. Matthew odkąd zaczął pracować dla Venus, musiał przestudiować cały ten proces, ponieważ sieć Venus działa na podobnym schemacie i co za tym idzie, wszystkie urządzenia muszą nadawać według tego samego schematu. Porzygać się idzie.-Chujowo to działa, bo chyba Radni i Widma mogą wysyłać dane w stosunku 1:3, o ile wymaga tego sytuacja.-Dodał po chwili, biorąc za szklankę z napojem i upijając kolejny, ostatni łyk. Odstawiwszy naczynie na stół, oczekiwał reakcji funkcjonariusza. Wydawało mu się, że Lex jeśli jest w temacie, to jedynie potwierdzi jego słowa.