Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diana przyjęła aparat oddechowy podany jej przez Vexa, skinieniem głowy za niego dziękując, bo próba przekazania tego werbalnie wydawała się nie być warta zachodu. Ogłuszający ryk sprawiał, że czuli się jak gdyby sami stali w oku cyklonu - choć dzieliła ich jeszcze gruba śluza.
Carlosowi udało się zgarnąć hełm Tori, wraz z potrzebnym do jego działania zasilaniem oraz tlenem.
Vesser znów kiwnęła głową, choć żołnierz mógł już tego nie dostrzec, przygotowany do wyjścia. Jej zadanie mogło być proste w takim układzie - dotrzeć do Bestii. Rozeznać się w sytuacji. Przeżyć.
Wydawała się być na to gotowa - tak, jak przez chwilę, złudnie mogli przygotować się oni. Jednak w chwili, w której drzwi rozsunęły się, zwyczajny syk, które przy tym wywołały, brzmiał jak najgorszy grom.
Wiatr wdarł się do środka, nieomal ich przewracając. Vesser instynktownie odwróciła się tyłem do wejścia, przez które wdzierał się piasek, starając się przy tym osłonić przed wichrem, który wydawał się pokonywać wszystkie przeszkody jak gdyby to je stawiano z piasku.
Obejmując twarz ramionami, niemal nie dostrzegła podchodzącego do niej Vexa, nie było nawet mowy o usłyszeniu jego słów. W chwili, w której do jej zaczepów, nieszczelnie, dołączony został turiański hełm, jej głośne zaczerpnięcie powietrza niemal przebiło się przez wiatr.
Generatory tarcz ich wszystkich błyskały iskrami, by paść w przeciągu dwudziestu sekund ich wystawienia na działanie piasku.
Z ich grupy najbardziej odczuwał to Viyo. Piasek ocierał się boleśnie o płytki jego naturalnego pancerza, starając się szlifować jego powierzchnię. Ciężko było wyobrazić sobie co w tej sytuacji mogłaby odczuwać Diana, której twarz musiała być znacznie delikatniejsza. Wiatr parł prosto w oczy, sprawiając, że trzymanie ich otworzonych graniczyło z cudem.
W oddali, ze strony zgięcia korytarza, do stacji wpadało światło dzienne Klendagonu, rozświetlające kremowy piach wypełniający jej wnętrze. Stacja trzeszczała i wyła, niczym schwytana w paszczę demona, w której również i oni byli teraz uwięzieni.
Powoli, żmudnie, trzymając się ścian, Carlos wytyczał szlak prowadzący do kajut.
Nie dotarł jednak do nich od razu.
Pół minuty wcześniej, przed rozwarciem się drzwi, Accthan dopiął ostatni zaczep magnetyczny swojego pancerza. Tori, uzbrojona w podarowany jej przez turianina generator tarcz, mogła skryć się za jego opancerzonym ciałem gdy do środka wdarła się wichura. Lecz nic nie było w stanie przygotować jej bezbronnego ciała na atak tak gwałtowny.
Piasek uderzył w jej tarcze, niszcząc je zanim do środka pomieszczenia dotarł żołnierz. Uderzył o chłodnącą twarz, boleśnie ocierając jej powierzchnię. Uniemożliwił otworzenie oczu, wdzierając się pod powieki, wywołując gorące, lecz szybko stygnące łzy. Pył wdarł się do jej nosa, ust. Wypełnił jej płuca, nim Brown dotarł do kobiety i siłą wsadził na jej głowę jej własny hełm, który nie powstrzymał fali bólu, która nią wstrząsała - jedynie odizolował ją od siły, która go powodowała.
Przeprawę do śluzy ciężko było zapamiętać. Wiatr huczał, wył. Na wizjerach osadzał się piasek. Sporadycznie o którąś część pancerza obijała się metalowa śruba, lub inna, oderwana przez wiatr część, powodując siniaki. Tori tego oszczędzono. Osłaniana przez otaczajace ją, opancerzone postaci, doświadczała tylko zimna, które odejmowało jej cierpienia.
Vesser wciągnęła ich do środka śluzy. Któreś z nich, które pociągnęło resztę za sobą. W śluzie jednak nie doświadczyli spokoju. Ciężko było odróżnić ją od korytarza gdy już wpuścili wicher do środka.
Godziny męczarni później drzwi za ostatnią osobą zamknęły się, chroniąc wnętrze Bestii od huraganu, w którego sercu się znaleźli. Systemy podtrzymywania życia, normalnie ciche, teraz warczały niemal głośniej niż wiatr, filtrując powietrze. Jeszcze zanim to zrobiły, Vesser zrzuciła z siebie hełm, a jej ciało zajął spazmatyczny kaszel. Pochylając się i twarz kryjąc w dłoniach, odrzuciła element pancerza mimowolnie.
Viyo czuł się podobnie. Czuł zalegający pod powiekami piach, przez który każde mrugnięcie było jak wbijanie w gałki oczne miniaturowych igiełek. Gardło drapało, płuca paliły żywym ogniem. Jedynie obrysowane, obdarte w niektórych miejscach płytki na twarzy i krew wyciekająca z drobnych ran pomiędzy nimi nie dawały o sobie zaznać, na razie. Zimno dawało ulgę w bólu.
Carlos i Ja'antian, osłonięci pancerzami, jakkolwiek nieszczelnymi w przypadku ludzkiego żołnierza, wyszli bez fizycznego szwanku. W ich uszach wciąż dzwoniło, jak gdyby przez wichurę kompletnie ogłuchli i nie byli pewni czy to, co dalej słyszą, to non stop ta sama burza, czy też jej echo przesuwające się przez ich myśli. Ich pancerze były obdrapane, a generatory tarcz wyładowane.
Ale to Tori była jedyną, która pozostała w pozycji leżącej na ziemi pojazdu, drżącymi rękami usiłując dostać do hełmu, gdy jej klatka piersiowa spazmatycznie unosiła się w górę i w dół, usiłując zaczerpnąć powietrza, którego zaczynało jej brakować. Jak gdyby pancerna osłona blokowała jej dostęp do tlenu. Diana jako pierwsza padła na kolana, rzucając się by zerwać ją z głowy asari.
Mokre od oczu, przekrwione oczy asari były szeroko otwarte, ale ona czuła się bezwładna. Nie była w stanie mówić, nie była w stanie wziąć oddechu, choć wszyscy wokół niej wydawali się móc korzystać z atmosfery trzęsącego się pojazdu. Z nosa i ust kobiety wypływały wąskie strużki błękitnej krwi gdy biegła, podtrzymywana przez mężczyzn. Krwi wydobywającej się z podrażnionego kanału oddechowego kobiety.
-
Jej płuca są pełne pyłu i piasku.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: sroda, północ.
Carlos, kocham te przeróbki xDD
Btw, zanim Ja'antian mnie znowu zacznie od kurew wyzywać, Tori ucierpiała przez rzut i jej sytuację fabularną, nie przez to że spóźniła się z odpisem ani bo Ja'antiana nie ma :)