- Czekał na linii cztery godziny? - powtórzył za nią powoli, czując jak ulga po nagłym uratowaniu maleje i odpływa w cień, zastąpiona przez niepokój. Cokolwiek to było, musiało być ważne skoro Radny poświęcił aż tyle czasu na próby skontaktowania się z nim. - Odtwórz, proszę.
Słuchając wiadomości rozpiął zatrzaski rękawic i odłożył je na ladę. Glos Quentiusa niósł się po mesie, a porucznik w milczeniu otworzył jedną z szafek i wyciągnął z niej paczkę ekspresowego posiłku kubek, który podstawił pod dozownik z sokiem energetycznym. Kiedy Radny wprost powiedział co się wydarzyło, przysiadł na chwilę na krawędzi lady, kontemplując płyn wpływający z sykiem do naczynia.
Wiedział, że śmierć Valokarra to bardzo zła wiadomość, bo niosła za sobą mnóstwo nie bezpośrednich reperkusji. Ale mimo to...
Jakaś jego mała cząstka odetchnęła cichutko, gdy usłyszał tą informację. Jego dawny idol był zbyt niebezpieczny żywy ze swoją nienawiścią i potencjalnym poparciem innych turian. Problem polegał jednak na tym, że martwy również mógł sprawiać problemy. Zostanie męczennikiem mogło stanowić tą jedną iskrę, której starali się zapobiec, a która mogła zamienić się w pożar metaforycznego lasu. W niemetaforycznej wojnie Przymierza i Hierarchii.
- Kiedy zostawił tą wiadomość? - zapytał, gdy przekaz dobiegł końca. Rozerwał opakowanie fast fooda i wrzucił je do podgrzewacza, po czym zabrał kubek z sokiem i otworzył kolejnego maila. Tym razem dużo przyjemniejszego.
Jego wzrok przesuwał się po słowach i opowieści Mary, a na jego usta mimowolnie wpłynął uśmiech. Chociaż jeden ciężar nieco zmalał, spadając z jego barków - ich nadgorliwa przewodniczka z Omegi przeżyła, pomimo nieszczęsnych kilkunastu procent szansy.
Upijając łyk soku odpalił odpowiedź:
Wysłał wiadomość i zsunął się z lady. Przeszedł do kokpitu i zatrzymał się za pustym fotelem, opierając kubek o zagłówek i spoglądając na oddalający się na wyświetlaczu punkcik oznaczający Klendagon. Nie powstrzymał Etsy od kontynuowania lotu na danym kursie. Chociaż z jednej strony nie chciał opuszczać pustynnej planety dopóki żył Girbach i dopóki istniało ryzyko, że położył łapy na tajemniczym artefakcie, to zdawał sobie sprawę, że powrót teraz niczego by nie zmienił. Mógł ostrzelać pojazd człowieka z działek Elpis, ale tyle czasu spędził na pustyni, że Girbach mógł już wrócić z powrotem do bazy. Nie mówiąc już o tym, że nie chciał ponownie ryzykować zbliżania się do Oka, gdy jego efekt wciąż się utrzymywał...Mary,
Postaram się odwiedzić Cię jak tylko będę mógł, ale oczekuję, że jak przylecę to będziesz potrafiła robić piruety na wózku i zjeżdżać po poręczy. Co najmniej. Ale to, że żyjesz, to świetna wiadomość. Widać potrzeba czegoś więcej niż wściekłego kroganina, by cię uziemić na dobre.
V.
PS. Jest okej.
...a przynajmniej dopóki odpowiednio się nie zabezpieczy.
- Ustaw kurs na Cytadelę. I odeślij Radnemu wiadomość, że jestem już w drodze - poinstruował SI, opuszczając kokpit i wracając do mesy. Podgrzewacz piknął cicho, dając znać, że posiłek jest już gotowy.
- I załącz do niej raport, który zaraz przygotuję - dodał po chwili, pocierając nasadę nosa i wyciągając jedzenie z podgrzewacza. Nie odpowiadał przed Radnym Quentiusem, ale nie mógł przepuścić okazji, skoro się nadarzyła. Ktoś taki jak Girbach nie mógł biegać luzem, bez wiedzy Rady.
A nawet jeżeli on nie mógł dociągnąć tej sprawy do końca, to przynajmniej zadba o to, by ktoś inny uzyskał komplet informacji, które oni uzyskali i okupili śmiercią Diany.
Wyświetl wiadomość pozafabularną