Wyświetl wiadomość pozafabularną
Na tym etapie mogli oboje spekulować przez długi czas o tym, jakie były możliwości. Wariantów było wiele, ale tych, w których Hess wciąż żył na powierzchni Metgos, było stosunkowo mało. Planeta nie wykształciła zaawansowanego życia, gdyż żadne nie było w stanie przetrwać na jej powierzchni. Wulkaniczna natura przekształciła skalisty świat w nagrzewający się piekarnik, który z każdym, następnym rokiem zmniejszał jej już ekstremalnie niską wartościowość kolonizacyjną.
-
Monitoruję powierzchnię. Szybkość jest wskazana, ze względu na niestabilne środowisko.
Iskry przetoczyły się po pancerzu Elpis, wkraczającego w burzliwą atmosferę Metgos przez morze pyłu i smogu. Drobiny wulkanicznych oparów ocierały się o tarcze kinetyczne fregaty, skrząc intensywnie zanim nie przebili się przez gęstą barierę. W oddali, w dole, czarny grunt upstrzony był siatką jasnych pajęczyn wypełnionych lawą.
-
Stosunkowo co najmniej kilka miesięcy. Nie zmieniają się często. Powinniśmy być bezpieczni, jeśli nie trafiliśmy w złym momencie.
Ich szczęście, a raczej jego brak, mogło zadecydować o tym, jak potoczy się ich spotkanie z Metgos.
Gdy śluza przywitała go szkarłatem, odbijającym się od ścian, usłyszał znajomy syk dekompresji. Hełm i ściśle zamknięte środowisko pancerza nadawało tej chwili nieco surrealizmu, oddzielają Viyo od widocznej w oddali kałuży, z której unosiła się para i mgliste światło pochodzące od rozżarzonej cieczy.
-
Pośpiesz się - ponagliła go Etsy, w nagłym przypływie braku cierpliwości. -
Nic nie wykrywam.
Widmo nie było na lepszej pozycji. Formacje skalne widoczne sto metrów dalej przykrywały mu niespodziewane kłęby dymu, buchające z aktywnych gejzerów. Jego stopa non stop naciskała na powierzchnię, która wydawała się niestabilna, chwiejna - według jego wyobraźni, lub prawdziwych odczuć. Pancerz od razu poinformował go o zagrożeniu i podnoszącej się temperaturze wewnątrz.
Docierając do skał, musiał wesprzeć się o jedną z nich, wskakując na podwyższenie i lekko nadpalając ceramiczną płytkę rękawicy, na której odbiła się nierówna faktura.
W morzu czerni i czerwieni, błysków pomarańczu i żółci, szalonym świecie ciepłego gradientu tańczącego pośród mroku, kilka metrów dalej błyszczał na zielono panel. Mała baza, złożona z trzech, wytrzymałych modułów kolonizacyjnych wkomponowana była w skały. Pokryta sadzą, posiadała oznaczenia, których nie dało się odczytać. Znajdowała się w miejscu, które wskazywały koordynaty.
Drzwi były otwarte. Prowadziły do ciemnego, wciąż gorącego i toksycznego przedsionka, który od małej bazy oddziała kolejna para drzwi - zablokowanych. U góry widniał wizjer i komunikator, dla każdego z przybyłych, którzy nie posiadali daru włamywania się do obcych systemów.