Kiedy tylko panel zmienił swoją barwę na czerwoną, turianin cofnął się od drzwi i z góry omiótł spojrzeniem pomieszczenie. Jego rodak pracował szybko przy kajdanach, rozcinając je wprawnie rozżarzonym omni-ostrzem; reszta albo czekała z tęsknotą na uwolnienie, albo rozcierała obolałe nadgarstki.
- To znaczy, że najpewniej właśnie wzywają wsparcie - podsumował słowa salarianina, podejmując decyzję. Ruszył w dół po schodach, zeskakując ostatnie stopnie. Pojazd naziemny służył do transportowania po powierzchni planety, a nie do ewakuacji z niej. Więc albo czwórka batarian miała gdzieś ukryty również swój okręt, albo większa część ich grupy szwendała się gdzieś po galaktyce, najpewniej szukając nowych łupów.
- Nie zdążylibyście ich użyć. Niewielkie pomieszczenia oznaczają niewielką odległość. Walka zrobiłaby się brudna i bliska - rzucił na komentarz człowieka odnośnie karabinów, przechodząc przez pomieszczenie. Złota zasada według której powinno się żyć: jeżeli nie chcesz otrzymać nowych otworów wentylacyjnych tak gdzie ich być nie powinno, nigdy nie zbliżaj się na odległość omni-ostrza do kroganina, batarianina czy turianina.
Zatrzymał się przy terminalu i odłożył na niego karabin. Sięgnął do panelu kontrolnego, próbując aktywować ekran i przejrzeć swoje opcje. Lokalizacja pojazdu byłaby miła, dostęp do systemów stacji również. Jeżeli miałby dostęp do sieci, może mógłby pozbyć się problemu ukrywającego się w sąsiednim pomieszczeniu zdalnie - wyłączyć łączność, zasilanie, wywentylować powietrze, odłączyć układy chłodzenia.
- Co dla nich wytwarzaliście? - odezwał się po chwili, nie przerywając pracy i obserwując kątem oka panel na półpiętrze. Jego palce przesuwały się po wyświetlaczu, przeszukując zawartość terminalu lub walcząc z jego zabezpieczeniami.