Wyświetl wiadomość pozafabularną
Od samego początku ich znajomości, oboje lawirowali na granicy prawa i tego co słuszne, przekraczając jedną granicę w imię drugiej. Kradzież kredytów ExoGeni była jednym z pierwszych występków, którego się dopuścił, otwarcie i świadomie dopuszczając się czegoś co mogło zostać określone mianem przestępstwa. Pomimo wszystkich okoliczności łagodzących, pomimo tego że był to wybór mniejszego zła od większego, do tego jednego wyrażenia właśnie się to sprowadzało - przestępstwo. Był to pierwszy krok poza krawędź, pierwszy na drogę gdzie świat nie był czarno-biały, gdzie oddanie Hierarchii i sprawiedliwości nie stało na pierwszym miejscu, gdzie rządziła szarość w nieskończonej liczbie odcieni.
Teraz, po tych kilku miesiącach, wydawał się taki malutki w porównaniu z każdym, który nastąpił po nim.
-
Moje - odpowiedział po długiej chwili milczenia i błąkania się po ponurych zakamarkach własnej głowy. -
Coś nie rzucającego się w oczy, coś co w razie czego pozwoliłoby mi zniknąć albo ukryć się na jakiś czas. Coś co nie wzbudziłoby podejrzeń.
Na chwilę obecną było tylko tym - zabezpieczeniem. Parasolem przed widmem czarnych chmur, które dostrzegał na horyzoncie, kłębowiska deszczu i błyskawic, które iskrzyły energią od wielu tygodni i które przesuwały się powoli w ich stronę. Burzy, której w pewnym sensie sam był sprawcą.
-
I Mayi. Ale nie wspominaj jej o tym na razie - dodał po paru sekundach.
Niebieskowłosa, pomimo ich bliskiej zażyłości, nadal stanowiła miejscami zagadkę. Ta jedna wiadomość nie była istotna i podejrzewał, że dziewczyna zbyłaby ją krótkim uśmiechem lub skinięciem głowy, ale mimo wszystko... Każda obietnica, którą złożył, każdy plan który przygotował, każda nadzieja którą pokładał w przyszłości - wszystko to powoli okazywało się być zbyt wielkim ciężarem, by tak po prostu mógł do niego dokładać kolejnych cegiełek. Żadne z nich nie mogło tak naprawdę zacząć nowego życia. Lub nie chciało. Pomimo przekonań odnośnie blizn i historii, które ze sobą niosły, pomimo turiańskiej woli do nie uciekania od własnych czynów, gdzieś w przyszłości leżał taki punkt, który oznaczał dla nich być lub nie być.
Uwaga SI odnośnie charakteru biotyczki oraz obecności lekarki sprawiła, że z jego gardła wyrwało się wibrujące parsknięcie niewesołego śmiechu.
-
Nie, nie wydaje się - przyznał, uśmiechając się krzywo do własnych myśli. -
Jestem pewien, że będzie na przemian wściekła i wdzięczna. Maya jest... złożona, Ets. Bardzo. Do tego stopnia, że sam z reguły mam pewne podejrzenie jak zareaguje, ale nigdy nie wiem tego do końca - dokończył, wzruszając nieznacznie ramionami.
Gdy jego wzrok wpatrywał się w kontrolkę komunikatora, jakaś bezduszna, pragmatyczna część jego umysłu usilnie próbowała szeptać, że to właśnie dlatego tak niebieskowłosa silnie go do siebie przyciąga. Że ich wzajemny głód, który od czasu do czasu wydobywał się na wierzch, miał podstawę w o wiele mniej romantycznej cesze jego charakteru - w zamiłowaniu do zagadek i patologicznej potrzebie znajdowania odpowiedzi w niewiadomych, które rzucał naprzeciwko niego świat. Maya stanowiła taką zagadkę. Stanowiła plątaninę niewiadomych, których rozwiązanie mogło trwać latami.
Głos milknął tak szybko jak się pojawił, bo biotyczka była też czymś o wiele, wiele większym, czymś co nie mogło zostać sprowadzone do tak prostego stwierdzenia, ale jednak był gdzieś tam na dnie, w dziurze ze wszystkimi innymi myślami, których z reguły człowiek nie chciał wypowiadać na głos ani się do nich przyznawać.
Nagłe zniknięcie komunikatora, gdy SI odłączyła go od systemu, sprawiło że turianin zamrugał zaskoczony. Zgaszona ikona wyrwała czarną pustkę w setce światełek pozostałych wyświetlaczy, ale to jedno słowo jego towarzyszki sprawiło, że wraz ze zdziwieniem nadpłynęło zimno, powoli sunące wzdłuż żył.
-
Ets? Co się dzieje? - zapytał, podnosząc wzrok, ale nie bardzo mając go na czym zawiesić. W końcu SI była wszędzie dookoła niego. W pierwszym uderzeniu serca wziął to za usterkę, ale przedłużające się milczenie sprawiło, że jego serce zaczęło bić szybciej. Ciemne chmury na horyzoncie nagle okazały się znajdować o wiele, wiele bliżej niż wcześniej. Świat pogrążony w słonecznym świetle był tylko iluzją, złudzeniem optycznym obserwowanym przez soczewki odwróconej lornetki, która gdy odłożona, ujawniła prawdę - burza była tuż tuż, a niebo niemal czarne. Nagłe piknięcia omni-klucza, zalewanego wiadomościami, były pierwszymi kroplami deszczu na twarzy.
-
Etsy... coś ty zrobiła? - Jego źrenice rozszerzały się stopniowo, gdy umysł zaczynał rozumieć, a wzrok przesuwać się po kolejnych komunikatach od Radnej Irissy. W głosie z łatwością można było wyczuć przerażenie, które zalało go gwałtowną falą, kiedy uświadomił sobie co znaczą słowa SI. Serce zamarło na krótką chwilę, skute lodem, kiedy myśli, przyzwyczajone do doszukiwania się potencjalnych konsekwencji i z naturalną skłonnością do wybiegania w przyszłość, pojęły na jakiej ścieżce się znalazł.
Lub na jaką został wepchnięty.
-
Zablokowałaś moją komunikację z Radą? - zapytał głucho, a jego głos się załamał... prawdopodobnie po raz pierwszy odkąd opuścił AZ-99. Tym razem jednak tego podłoże było o wiele inne. Ból, który w nim przebrzmiewał, miał swoje źródło zupełnie gdzie indziej. Poczucie zdrady przypominało rozżarzoną do białości igłę, która wbiła się w serce i tam już została, tym bardziej wykręcająca wnętrzności, bo zupełnie niespodziewana i nadchodząca od strony, którą zawsze brał za nienaruszalną opokę.
-
Ets... Dlaczego?