Spojrzenie kobiety przesunęło się ponownie po gorących źródłach, gdy wspomniał o urlopie. Te konkretne nie wyglądały zbyt zachęcająco. Dwa, gorące głazy wrzucone w filtrowane, płytkie jaccuzzi chyba jej nie przekonały, choć gdyby mieli odwiedzić miejsce, w którym taka sadzawka byłaby atrakcją turystyczną, na pewno wyglądałaby lepiej.
-
Usuń z tego śnieg i może się zastanowię - odpowiedziała rozbawiona, rezygnując z ciepłoty sadzawki gdy ruszyli dalej. Stojąc bezpośrednio przy barierce szybko robiło się zbyt gorąco, ale przez kontrast, gdy wrócili do zimnych korytarzy, te wydawały się jeszcze mniej przyjazne niż wcześniej.
Turianin nie miał nazwiska na swoim pancerzu, tylko emblemat, jak każdy inny ochroniarz. Patrzył na nich przez chwilę i tak, jak mogli się spodziewać, westchnął lekko gdy dostrzegł znak Widm. To nie była normalna sytuacja, tylko śliski temat, który wymagał specjalnego traktowania, na które on nie był zbyt chętny.
Przesunął leniwie spojrzeniem po aparycji pokazywanego przez Viyo człowieka. Jefferson był wyraźny, patrzył w kamerę obojętnie, a ochroniarz odwzajemniał ten wzrok przez chwilę. Gdy podniósł go na Widmo, jego wyraz twarzy się nie zmienił. Ciężko było rozpoznać, czy cokolwiek mu to powiedziało, czy rozpoznawał Kevina, czy nie.
-
Nie pamiętam - odrzekł spokojnie, wywołując parsknięcie śmiechem ze strony Volyovej.
-
Poważnie? - prychnęła, patrząc na zegarek na swoim omni-kluczu. Dwadzieścia minut to nie było wiele. Kłamstwo było jawne, ale mogło przykrywać wyłącznie potrzebę zatajenia informacji w obawie o własną posadę. Nie było po turianinie widać nic, co sugerowałoby jakąś większą konspirację.
Uniósł rękę i podrapał się bezradnie po skroni, kręcąc głową.
-
Nie mogę przyspieszyć promu. Wyleciał, będzie tu kiedy będzie - rozłożył ręce w bezradnym geście. -
Nie mamy ich dziesięciu. To nie taksówki, nie wezwiecie sobie kiedy chcecie, Widma czy nie.
Maya go nie poprawiła, ale dostrzegł, że uniosła lekko brwi. Ochroniarz najwyraźniej uznał, że status obowiązywał ich dwójkę, choć tylko jedno się przedstawiło.
Milczał przez chwilę, ale coś trawiło go od środka. Jakaś myśl, pomysł, idea, z którą walczył przez chwilę, wpatrując się w omni-klucz Viyo, na którym wcześniej była odznaka.
-
Mamy pojazdy naziemne na wypadek złej pogody. Może ktoś was zawiezie - wzruszył ramionami, z niechęcią przestępując o krok w bok, uchylając przed nimi drzwi.
Garaż okazał się przypominać w gruncie rzeczy dok. Był zamkniętą, wielką halą, w której było przeraźliwie zimno, podzieloną na dwie komory. Przy wejściu do drugiej widniały ostrzeżenia o zmianie atmosfery i ciśnienia, ale pierwsza była przestrzenią, w której mogli poruszać się swobodnie jeszcze bez hełmów. Stało w niej kilka pojazdów - sześć, siedem, przypominających w budowie wojskowe pojazdy naziemne, z których korzystało Przymierze. Wszystkie lekkie, małe, na sześciu kołach, pokryte grubym pancerzem.
Poza trójką strażników, w środku przy jednym transporcie stał batarianin, pogrążony w rozmowie z turianinem. Mieli na sobie pancerze z oznaczeniami NDC. Przy innym pojeździe, najbliżej wyjścia, stała ludzka kobieta, ubrana w gruby kombinezon. Czytała coś na datapadzie, zamyślona.