Owszem, zauważyła, że na boku Hearrowa pojawiło się coś nowego, ale póki co miała lepsze rzeczy do roboty niż zastanawianie się co to było. Wiedziała, że zdąży się jeszcze przyjrzeć, wypytać jak to się stało że po prawie miesiącu na poligonie wrócił z tatuażem. Tylko że zdecydowanie nie teraz, bo wiązałoby to z odsunięciem się od niego, a tego nie potrafiła zrobić. Nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy, od spojrzenia za którym tak tęskniła, chyba że czasem - momentami oczy same się jej zamykały, a z jej lekko rozchylonych ust wydobywało się ciche westchnięcie. Obejmowała go teraz, był jej, nic innego nie miało znaczenia. Żaden z poranków, odkąd wyjechał, nie mógł się równać z tym. Przebudzona w jego objęciach, teraz w tych objęciach powoli budziła się dalej, chociaż chwilami miała wrażenie, że to jednak nadal sen.
Irene.
To imię w jego ustach brzmiało w jedyny słuszny sposób. Słyszała je wcześniej tyle razy, ostatnio może nieco rzadziej, ale wciąż się zdarzało, ale nikt nie wypowiadał go tak. Jakby znaczyło wszystko. Dopiero kiedy padł dziwny komentarz, otworzyła oczy i spojrzała na Hearrowa niepewnie. Nie miała pojęcia o co mu chodziło. Zerknęła w bok. Kot siedział na parapecie i wpatrywał się gdzieś za szybę, zajmując się swoimi sprawami. Nie wyglądał na przejętego tym, co dzieje się na łóżku. Co miała zrobić, wstać i go wygonić? Nie mogła przecież, nie teraz.
- Nie myśl o nim - uśmiechnęła się lekko i pocałowała go. Jej włosy zsunęły się z ramienia w bok i zasłoniły ich twarze przed kotem, a może bardziej kota przed zaniepokojonym spojrzeniem Arrowa. Zresztą Rado już raz przeżył coś podobnego, siedząc na kuchennym stole, podczas gdy oni, rozgrzani winem, sprawdzali jak sprawdza się podłoga w salonie.
Irene nie miała zamiaru się tym przejmować, nie w chwili gdy wszystkie jej zmysły szalały. Nie znieruchomiała też ani na chwilę, coraz mocniej zaciskając tylko dłonie na jego ramionach. Bo kot. Bardziej martwiła się, że w świetle poranka Hearrow zauważy jej zanikające już, ale wciąż lekko widoczne siniaki. Te na biodrze i boku zniknęły, najbardziej ucierpiało ramię i to tam jeszcze odznaczało się od jasnej skóry kilka skutków biotycznego ataku. Nie do końca była pewna, co miało znaczyć to zmrużone spojrzenie, ale miała nadzieję, że nic złego. Biorąc pod uwagę to, z jaką pasją przyciskał ją do siebie, wręcz niemożliwym było, żeby coś było nie tak, prawda?
Chcąc całkowicie rozwiać wszystkie jego wątpliwości, a przynajmniej na chwilę je od niego odsunąć, postarała się przypomnieć mu rozmowę o talentach, które powinien poznać. Było rano, jej mięśnie były zastałe, ale zrobiła wszystko, co mogła, żeby Arrow tego poranka nigdy nie zapomniał. Czuła, jak coraz szybciej bije jej serce, jak pod jego dotykiem po jej skórze przechodzą dreszcze, aż tego dotyku zaczęło brakować i tak samo brakło oddechu. Nie było go strasznie długo, nie miał racji mówiąc że wcale nie. Niepotrzebna była rozmowa o tęsknocie, bo wszystko odbijało się w tej niepowstrzymanej zachłanności.
Tęskniła, po prostu. Chyba nigdy za nikim tak, jak przez ostatnie dni za nim.