Poza butelką alkoholu, którą na pewno można by uznać za przydatną rzecz biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znaleźli, próżno było szukać czegokolwiek co Marshall, Olivia i Irene mogliby uznać za warte zabrania. Jedyną rzeczą jaka mogła przyciągnąć wzrok była jasnoniebieska koperta wystająca spod sterty papierów zawierających dziesiątki tabel, których nie sposób było rozszyfrować bez wnikliwej analizy. Jeśli żadne z obecnej w pomieszczeniu trójki nie było księgowym-specjalistą lub tajniakiem z urzędu skarbowego najlepszym co mogli zrobić było zostawienie dokumentów tak jak są. Jeśli, któreś z nich zdecydowałoby się podnieść kopertę i zajrzeć do środka znalazłoby w niej dwa wciąż ważne bilety na koncert Biotic Sirens.
Dyskretnie przedukująca omniklucz denata Irene miała więcej szczęścia. Mimo, że nie była w stanie znaleźć na nim żadnych przepustek to wkrótce jej konto bankowe wzbogaciło się o trzysta ukrytych na urządzeniu kredytów.
Łupem, jeśli można było to taka nazwać, Olivii padły natomiast; plakietka identyfikacyjna wystawiona na nazwisko Mark Stevenson, zdjęcie rodzinne które zdecydowała się zabrać oraz zabytkowy zegarek zdjęty z nadgarstka trupa. Analogowe urządzenie miało pękniętą szybkę i prawdopodobnie od dawna nie działało toteż można było podejrzewać, że mężczyzna nosił je wyłącznie przez sentyment.
Pierwszym co zaważyli po wyjściu z pomieszczenia była cisza. Teraz, kiedy muzyka z omniklucza zamilkła, żaden dźwięk oprócz ich kroków nie odbijał się echem w mrokach korytarza. Żadne z ich nie mogło być pewne czy powinni się z tego cieszyć czy raczej martwić. Jednak jedyną rzeczą, która naprawdę się liczyła był fakt, że po dłuższej chwili ich oczom ukazały się drzwi z wyraźnym napisem: Centrum Komunikacji.
Jak przystało na prawdziwego żołnierza Marshall uruchomił świecącą się na zielono kontrolę i cofnął się w tył przygotowując się do zastrzelenia czegokolwiek co mogło wyskoczyć na niego z nowootwartego pomieszczenia. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Półokrągłe, pełne komputerów pomieszczenie nie nosiło żadnych śladów czyjejś obecności i prawdopodobnie od początku incydentu z Satori nie stanęła w nim ludzka, bądź nie, stopa.
Ich cel wydawał się oczywisty. Stojący przy przeciwległej ścianie gotowy do użycia terminal kusił by spróbowali wykonać polecenie Mwasy i wyrwać się z tego cybernetycznego piekiełka.
Mimo oczywistego strachu i niepewności co może zrobić SI gdy podłączą się do komputera Irene się nie oparła. Trochę może zbyt śmiało wystąpiła naprzód i załadowała otrzymaną od profesora wiadomość. Użyty przez nią komputer został najwyraźniej zaprogramowany na automatyczne wysyłanie komunikatów awaryjnych gdyż już po kilku sekundach na ekranie ukazał się znajomy pasek ładowania a niespełna minutę później informacja o udanym wysłaniu wiadomości.