Wszedł do środka stając zaraz obok okna. Pierwsze co Hearrow zauważył niemal od razu była złożona obok Wdowa. Nie musiał nawet się przyglądać jakoś specjalnie, aby rozpoznać już z daleka rodzaj broni. Nie pytał nawet tylko chwycił za broń z wyrazem małego dziecka, któro trzyma w rączkach wymarzoną zabawkę i rozłożył snajperkę.
- Dali ci wdowę. Poważnie? – zaczął oglądać ją ze wszystkich stron i analizować każdy centymetr broni. Zaśmiał się na głos. – Przecież ten karabin jest większy od ciebie.
Dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że w zasadzie nie po to tu przyszedł, złożył go z powrotem i odłożył skąd wziął. Spojrzał na znaczenia na pagonach i pokręcił głową. To, że był zadowolony z awansu za nic nie rekompensowało faktu, z jakiego powodu go dostał. Dopiero teraz zastanawiał się czy to wszystko było tego warte. Faktycznie podarowali im dość znaczące „prezenty” jakby próbowali ich przekupić i utwierdzić w tym, że nie powinni nikomu nic mówić o wydarzeniach w bazie Atlantis. A szczególnie o wartości jego awansu przypomniał mu ton, w jakim powitała go Olivia.
- Dzięki – odpowiedział w zasadzie bardziej na słowa o mundurze, niż gratulacje. Swoją drogą w mundurze każdy wygląda dobrze, chociaż Hearrow powstrzymał się od tego typu komentarzy. Oparł się tylko o ścianę przysłuchując się wytłumaczeniom z boku i nie wtrącając się w wypowiedź. Nie miał żadnych pytań i chyba nawet nie chciał ich mieć. Irene wydawała się być naprawdę przejęta tym, co się stało na dole i już nie chciał jej dokładać kolejnych powodów do tłumaczeń. Nie pasowało mu tylko jedno – dlaczego kobieta jej pokroju, o nienagannej urodzie i przyjemnym usposobieniu wybrała się akurat na Omegę. Element układanki jakoś nie pasował to tej jej obecnej skruchy i rumienienia się. Arrow pokręcił tylko głową, ale nie odezwał się.
Wreszcie zwyczajnie odpuścił, nawet jeśli był zły. Przeprosiła, chociaż tak naprawdę to, co zdarzyło się na dole nie było w żadnym stopniu jej winą. Zbieg okoliczności? Marshall włożył ręce do kieszeni i westchnął. Od jakiegoś czasu wpatrywał się jedynie w podłogę i wsłuchując się w głos Irene. Miał wrażenie, że ten zaraz jej się załamie. I w zasadzie wiele się nie pomylił.
- To nie twoja wina – odezwał się wreszcie wciąż spoglądając w podłogę. – Przypuszczam, że już na początku wiedziałaś o Satori. To znaczy o tym jej konstruktorze i tak dalej. Puzzil tak?
Skrzyżował ręce na piersi i westchnął.
- Miałbym wątpliwości gdybyś nagle wtedy przyłączyła się do azjaty i pomogła mu nas zlikwidować i przesłać tą durną WI w galaktykę. Nie zrobiłaś tego, przeżyłaś to samo, co my. Mało tego, to ty powstrzymałaś Satori. Mi nic więcej nie potrzeba na twoje usprawiedliwienie.
Zamilknął jeszcze na moment pozwalając przeanalizować Irene jego słowa i stał jeszcze kolejną milcząc aż wreszcie niespodziewanie klasnął w dłonie.
- Cóż, wygląda na to, że lecimy na Ziemię. Macie ochotę coś zjeść, bo po prawdzie umieram z głodu…?