18 cze 2014, o 01:03
Palmira wyszła razem z Derietem ze statku, prowadzona jak do tańca. Uznała to za nic nie znaczący gest, kiedy wyciągnął do niej dłoń zapraszająco, jako po prostu uprzejmość z jego strony i szarmanckość, ale po pewnym czasie poczuła się z tym dziwnie. Jak mała dziewczynka, którą trzeba trzymać za rączkę, żeby się nie zgubiła, ale ponieważ nie mogła już z tego wybrnąć, po chwili marszu przeniosła swoje ręce wyżej, na jego ramię, żeby móc iść z nim pod rękę. Jakoś w tej pozycji nie odczuwała, żeby było to przesadą, a i zawsze lubiła tak oprzeć się na mężczyźnie. Na Willu też się opierała. A on znów za często gościł w jej głowie, choć obiecywała sobie zapomnieć o nim choć na jeden wieczór. Trudno było to osiągnąć, ponieważ jednak cały dzień w jego dziwnym towarzystwie bardzo ją rozbił. Wprowadził w nastrój nieskory do okazywania czułości. Pożegnał się z nią w sposób, w jaki nie powinien tego robić. Nie wiadomo, czy z bezmyślności czy celowo. Jedyne, co osiągnął, to jeszcze większe rozchwianie asari. Podświadome i niemożliwe do przeanalizowania w tym momencie. Sprawił, że nie miała ochoty na miłostki, które zawsze wiązały się z kolejnym mętlikiem w głowie.
Poza tym miała wrażenie, jakby oszukiwała drella i samą siebie, bo tak naprawdę służył on jej w tym momencie za wspaniałą odskocznię, a ewidentnie robił sobie duże nadzieje z tym wyjściem. A ona przecież jeszcze poprzedniej nocy kochała się z innym mężczyzną i nie był to seks po pijaku czy nic nie znacząca chwila zapomnienia. A czy tak nie robią zwykłe lafiryndy? Co noc z innym facetem z powodu swoich niepohamowanych popędów... Zdarzyło się wtedy tak wiele, że trudno było zrzucić winę za to na kogokolwiek innego, więc koszmarne wyrzuty sumienia powracały do Palmiry jak bumerang, pozostawiając nieprzyjemnego kaca moralnego.
A William na nieszczęście nie chciał postawić sprawy jasno. Bo gdyby tak mogła obwinić Williama za wszystko, gdyby on zwyczajnie odpuścił po tym, jak ją przeprosił. Gdyby dał jej do zrozumienia, że nic więcej od niej nie chce... Gdyby na koniec nie pocałował jej tak namiętnie... Za tym coś się kryło. Chyba musiało się kryć?
Deriet wbrew pozorom nic nie ułatwiał. Jego optymizm, ufność i otwartość wzbudzały w Palmirze tylko dodatkowe skrępowanie. I nie chodzi tu tylko o to, że z natury była mrukliwa i nieprzystępna, lecz również o to, że czuła, jakby go zdradziła i oszukiwała. Poiła go wizją, że zakochał się w kimś zupełnie innym. Kimś, kto jest w stanie odwzajemnić całe ciepło, jakim chciał ją obdarować. Ale to nie była Nache... osoba spaczona i gnijąca od środka. Chcąca wyssać z niego odrobinę ciepła dla zaspokojenia swoich koszmarnych braków.
A co najgorsze, William o tym wiedział, zrozumiał to po połączeniu. I to nie dawało Palmirze spokoju. Współczuł jej. Całe jego zamyślenie sprowadzało się do tego, że sam nie mógł pojąć, jak można być kimś tak wyprutym z uczuć, usilnie pragnącym ciepła, a jednocześnie odgradzającym się murem, żeby do tego nie dopuścić. Być może pomyślał, że musi jej to zrekompensować. A raczej swoją nieostrożność, to, że wykorzystał ją, kochał się z nią jak z każdą pierwszą lepszą lalunią myśląc, że to nic nie znaczy. Ot przyjacielski seks. A to znaczyło wtedy wszystko. A przynajmniej dla niej.
Palmira potrząsnęła głową, żeby wyrzucić z niej znów myśli o Williamie. Miała przed sobą miły wieczór i chciała go spędzić inaczej, niż na rozmyślaniu z powodu jakiegoś najemnika.
Kiedy weszli do klubu, Palmira rozejrzała się dobrze. Wnętrze było nietypowe, ale sprawiało miłe wrażenie. Uderzenie muzyki, lekki gwarek i półmrok kojarzyły się Nache bardzo pozytywnie. Z oczyszczeniem umysłu, rauszem alkoholowym, którego tak teraz potrzebowała.
- Nie znałam tego miejsca. Chyba musieli go niedawno otworzyć, bo spędziłam na Omedze parę dobrych lat i jakoś go sobie nie przypominam - powiedziała na wstępie, zasiadając na kanapie. Założyła nogę na nogę. - "Zrelaksuj się, nie myśl o niczym i bądź egoistką" - powtarzała sobie w głowie. W zasadzie żartowała z wódką, ale ponieważ ten trunek był stosunkowo mocny, a ona jako biotyczka miała dużą odporność na alkohol, to nawet nie protestowała. - Weź najmocniejsze shoty jakie mają. I papierosy dla mnie. - poprosiła, opierając się wygodnie. Miała zmęczoną minę. Patrzyła na parkiet nieco osowiała z rękami ułożonymi na podołku.