Wyświetl wiadomość pozafabularnąJest sprawa do wszystkich Aedowców: ze względu na nie najlepsze tempo Vex poprosił o anulowanie sesji. W związku z tym proszę by każdy z was napisał do mnie na pw w sprawie swojej decyzji o kontynuowaniu bądź rezygnacji z eventu.
Jeśli zdecydujecie się zostać wypróbujemy zasugerowany przez Hawk system deadlinów tzn. po moim poście macie 24h na odpis, tak samo ja mam 24h po upływie waszego terminu. Jak nie to będziemy przelewać część kasy mojej postaci na wasze konta (taki żarcik, ale przyznacie, że to ciekawy pomysł ^^)
Vex
Jakiekolwiek zwiedzanie mógł mieć na myśli Vex, w ośrodku nie było zbyt wiele do zobaczenia a wycieczki w promieniach palącego słońca stanowiące przedsmak tego co prawdopodobnie czeka go na patrolach byłby niezbyt przyjemne nawet dla turian. Do laboratorium, okazałego parterowego budynku po drugiej stronie bazy, ku jego rozczarowaniu nie udało mu się dostać. Próba użycia przepustki zainstalowanej w jego omnikluczu na konsoli spowodowała jedynie wyświetlenie jednoznacznie brzmiącego napisu: „Odmowa dostępu”. Vex mógł domyślać się, że przepustki pozwalające pracownikom personelu pomocniczego; ochronie i konserwatorom są aktywowane jedynie po otrzymaniu odpowiedniego przydziału. W świetle tego co turianin usłyszał od spotkanych wcześniej mechaników ten fakt nie był pomocny w jego zadaniu.
W czasie długich minut spędzonych na wędrówce po ośrodku przekonał się iż jedynym budynkiem, do którego miał swobodny dostęp byłby strefy mieszkalne, każdy inny oprócz z natury słabo zabezpieczonego hangaru był należycie chroniony przed intruzami oraz cierpiącymi na nadmiar wyobraźni pracownikami obiektu. Przez cały ten czas Vex nie spotkał zbyt wielu współtowarzyszy niedoli, prawdopodobnie ta część personelu, która nie wykonywała obecnie jakiś zadań wolała chłodne wnętrze strefy rekreacyjnej lub własnego pokoju niż smażenie się w promieniach Aroke.
Jedynym interesującym wydarzeniem mogło być dostrzeżenie kręcącego się w pobliżu magazynu kroganina, ale nawet jeśli turianin okazałby się nie mniejszym paranoikiem niż zarząd Binary Helix, to obcy nie robił nic na tyle podejrzanego by można było to z czystym sumieniem zgłosić kierownikowi bazy. Niewątpliwym plusem tej całej wycieczki było, że teraz Vex znał teraz dokładne położenie wszystkich budynków.
Artea
Fakt, że Artea w nagłym przypływie odwagi zdecydowała się odwiedzić przełożoną w jej gabinecie na pewno był godny podziwu biorąc pod uwagę tchórzliwą naturę salarianki. Być może po prostu chciała uciec od miejsca, które w jej mniemaniu było świadkiem jej straszliwego upokorzenia a także od truchła jej potencjalnego zabójcy czekającego na przybycie ekipy sprzątającej. Jakiekolwiek nie byłby jej motywy nogi same zaniosły przeniosły ją przez kantynę prosto pod drzwi części mieszkalnej. Prawdą było, że jeśli ktoś zapomniałby numeru, lub położenia swojego pokoju, mógłby znaleźć się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Długie korytarze, z równymi rządami identycznych drzwi różniących się jedynie numeracją podzielone na kilka stref przez, jak można było to określić, kwadraty sanitarne nie ułatwiały orientacji. Jednak w tym momencie wydawało się, że salariańscy bogowie ulitowali się nad zagubioną byłą następczynią delatrassy. Po kilku minutach marszu donikąd Artea stanęła przed wąską klatką schodową prowadzącą na piętro. Jakkolwiek salarianka nie zareagowałaby na brak windy prawdopodobne było, że projektant budynku musiał uznać tego typu urządzenie za zbędny luksus dostarczający dodatkowej pracy ekipom konserwacyjnym. Ważniejszy był jednak prosty acz wiele mówiący napis:
Wyświetlany na elektronicznej tablicy prawdopodobnie łączącej się w jakiś sposób z omnikluczem i wyświetlającej informację w języku używanym przez petenta.
Jeśli powiedziało się A należało również powiedzieć B. Mężnie przyjmując na klatę konsekwencje swoich decyzji Artea podjęła wspinaczkę na piętro. Szczęśliwie ilość stopni jaką musiała pokonać nie by salarianka odczuła choćby najmniejsze zmęczenie.
Górny poziom okazał się być pojedynczym, długim korytarzem z kilkoma parami drzwi opatrzonymi tabliczkami z nazwiskiem. Omijając pokoje nieznanych sobie osób Artea stanęła przed wejściem na samym końcu opatrzonym tabliczką „Johanna Roberts” i niżej „ zarządca jednostki”. Zanim zdążyła podjąć decyzję o ucieczce bądź wejściu do środka do jej uszu dobiegły głosy przebywających w środku osób.
– Naprawdę uważam, że powinniśmy powiadomić zarząd i Radę. Ten sprzęt, który zamówiłaś…- salarianka rozpoznała głos poznanej wcześniej kobiety.
Nexaron
Szczęście zdawało się dopisywać najemnikowi. Kiedy podszedł do elektronicznej tablicy z listą chętnych na wyjazd natychmiast zobaczył, że zaledwie pięć pól w drugiej turze pozostało wolnych, zupełnie jakby na niego czekały. Korzystając z uśmiechu losu Nexaron natychmiast umieścił swoje nazwisko w spisie tym samym zaklepując sobie szansę na zwiedzenie znacznie bardziej atrakcyjnych zakątków planety niż wnętrze bazy lub spalone słońcem piaski pustyni.
W bazie prawdopodobnie rozpoczęła się właśnie pora obiadowa gdyż kantyna była znacznie bardziej zatłoczona niż w momencie, w którym Nexaron zmierzał na spotkanie. Obserwowanie zgromadzonych tu istot dało najemnikowi jako takie pojęcie o podziale rasowym pracowników ośrodka. Większość wyraźnie stanowili ludzi i turianie w mniej więcej równych proporcjach, kolejną dość liczną grupą okazali się siedzący przy jednym stole salarianie, prawdopodobnie naukowcy. Była tam również asari, sądząc po stroju pracownik administracyjny.
Od razu zauważył, że część osób, które wzięły udział we wcześniejszym zebraniu dołączyła już do formujących się grupek nawiązując pierwsze znajomości w nowym miejscu pracy.
Nigdzie nie widać było kroganina, więc jeśli Nexaron chciałby wypytać go o szczegóły dorobienia się tak ogromnego długu musiał albo zaczekać aż obcy w końcu wróci albo udać się na poszukiwania w strefie mieszkalnej lub na smażącej się w promieniach słońca zewnętrznej części ośrodka.
- Hej Nexaron! – usłyszał gdzieś z boku. Odwróciwszy się zobaczył młodego ludzkiego mężczyznę ubranego w mundur ochroniarza. O ile sam głos niewiele mu mówił to rozległa blizna przecinająca twarz przybysza od od prawej kości policzkowej do lewego kąta żuchwy wydawała się najemnikowi znajoma.