Wyświetl wiadomość pozafabularną
Jak Sidorchuk zapewne podejrzewała, cyferki nie pasowały do loginu, toteż informujący o tym komunikat pojawił się jej przed oczami. Pozostawało tylko westchnąć i liczyć na to, że kod przyda się później.
Vasir skinęła głową, słysząc przypuszczenia Viyo.
-
Izolatka brzmi sensownie - odrzuciła, stając w przejściu prowadzącym na korytarz i z niepokojem przysłuchując się dobiegającym stamtąd odgłosom.
Przeniosła następnie swoje spojrzenie na ich obecnego dowódcę.
-
Na pewno trochę to potrwa - mruknęła, aktywując ponownie omni-klucz. -
Nie wiem, czy nie łatwiej będzie dorwać się do następnego komputera. Jest ich tu dość sporo.
Ostentacyjnie otoczyła wzrokiem pomieszczenie, jak i drzwi prowadzące do sekcji A, w której było ich aż osiem.
Prędzej czy później, postanowili ruszyć korytarzem naprzód. Odgłosy nie ustawały aż do momentu znalezienia się w jednej trzeciej długości przejścia, co z pewnością wywołało ich zatrzymanie się.
-
Nie mogli nas dostrzec - mruknęła Vasir, mocniej chwytając trzymany w dłoniach karabin i, po odczekaniu kilku sekund, ruszyła znowu do przodu, cicho stąpając po metalowej powierzchni podłogi.
Drzwi okazały się być identycznymi do tych, którymi weszli do biura zawodowego. Nie za cienkie, nie za grube, oddzielały ich od dalszej części strefy F.
Zebranie się do przejścia przez nie, gdyż były one niezabezpieczone w żaden ambitniejszy sposób, wymagało od nich dobrej chwili zebrania myśli. Kogo znajdą po drugiej stronie? Ludzki batalion, walczący z drapieżnikami, które przedostały się z powierzchni? A może walczący z innymi zagrożeniami? Wyobraźnia Vexariusa jako pierwsza pomknęła do jego ostatniej styczności z przedstawicielami tej rasy w ich własnym ośrodku, kiedy to, na pokładzie Raitaro, walczyli
przeciwko sobie.
Wreszcie chwila nadeszła i, jeśli tylko nikt inny nie chciał tego zrobić, asari ustawiła się pod drzwiami, by być tą, która uruchomi mechanizm powodujący rozsunięcie się obu skrzydeł. Wstrzymując oddech w wyraźny sposób, nawet pomimo hełmu na swojej głowie, uświadomiła pozostałej trójce, że wszyscy inni też to robią. W oczekiwaniu niemal zamierało serce i nie chciało odżyć, nawet po tym, gdy z cichym szumem drzwi rozsunęły się.
Posadzka splamiona w błękitnej mazi, skąpana w jasnoniebieskim, bladym świetle niewielu działających lamp. Skrzynie porozrzucane po ziemi, puszki, puste już, wyczerpane pochłaniacze ciepła i... Ciała. Jedna, dwie, trzy pary zwłok, jedno ciało przewalone przez skrzynię. Wszystkie niczym marionetki, którym ktoś uciął wychodzące z ich kończyn sznurki - bezładnie rzucone na ziemię, z nienaturalnie wyciągniętymi rękami bądź nogami.
Coś w nich jednak powodowało, iż serce zamarło każdemu z czwórki członków drużyny, choć niektórym z nieco innych powodów.
Pod ścianą jedno z trójki ciał poruszyło się. Odkaszlnęło, wymamrotało coś pod nosem i z jękiem podparło się na łokciach.
Turianin spojrzał po parze zwłok swoich towarzyszy, następnie przenosząc mętny wzrok na wejście, w którym stali. Źrenice natychmiast rozszerzyły się, tak jak i powieki w wytrzeszczu, a sam osobnik złapał za leżący obok niego karabin szturmowy.
-
Stać! Zostać na swoim miejscu! - warknął, z trudem podciągając się na nogi.
Wyglądał jak wrak. Poszarzała skóra z jasnoniebieskimi, niemal burymi symbolami namalowanymi na jej powierzchni niegdyś musiała mieć odcień mocnego brązu. Spękana twarz, przypominająca nieco ludzkie zmarszczki, sugerowała podstarzały wiek osobnika, a jego wychudzona sylwetka i niepewny sposób, w jaki utrzymywał się w pozycji pionowej, sprawiały, iż Vexarius i Vergull poczuli podziw widząc swojego pobratymca z trudem podnoszącego się.
Oczywiście poza szokiem wywołanym jego obecnością.
Z ogromnym trudem porucznik i kapitan przywołali w swojej pamięci nazwisko osoby, której twarz wyglądała podobnie do twarzy tego turianina, bez zniszczeń spowodowanych nieznanymi im przejściami i wiekiem.
-
Nie wyglądacie jak nasi. Skąd jesteście? Nie wiem tego - mówił roztrzęsionym, lecz zimnym głosem, celując w ich stronę z karabinu. I wtedy jego wzrok spoczął na stojącej najbardziej z tyłu Oldze. -
ODSUNĄĆ SIĘ!
Jego ryk wydawał się być tak głośnym, że mógłby spowodować zawalenie się kolejnych kondygnacji tuneli. Jego karabin skierował się natychmiast ku ludzkiej kobiecie, której towarzyszyło przy tym ruchu wrażenie podskoczenia serca do gardła. Natychmiast ludzkie odruchy próbowały wziąć za wygraną i pokierować ją, by uniosła własną broń. W obronie.
-
Hierarchia... Tak, nareszcie. Po nas? Może. Nie, nie może być - potrząsnął głową, wyraźnie mamrocząc. -
Nie z CZŁOWIEKIEM. Nie widzicie, że między wami znajduje się wróg, żołnierze? Nie macie w rękach broni, a może zabrakło wam lin do spętania go?
Generał Adiustor Valokarr. Ten sam, którego podobizna wita młodych kadetów w połowie szkół oficerskich w Cipritine, na Palavenie.
Ten, który brutalnie i konsekwentnie zareagował w trakcie trwania Incydentu z Przekaźnikiem 314, dowodząc siódmą flotą prowadzącą główne oblężenie Shanxi.
Właśnie ten stał teraz przed nimi, zmarły przed laty w odwecie drugiej floty Przymierza, w efekcie którego wojska turian wycofały się z przestrzeni ludzkiej kolonii. Odziany w staromodny, pozbawiony oznaczeń strój, niegdyś szary, teraz skąpany w krwi jego bądź jego braci. Drżenie jego nóg ustało, choć wzrok wciąż wydawał się być mętny, gdy zdecydowanie trzymał karabin szturmowy wycelowany w głowę Olgi Sidorchuk, nieco ponad ramieniem stojącego przed nią Vergulla.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 10.12