NAZWAGehenna
LOKALIZACJARozpadlina Kalestona -> Pandora
TYPPlaneta skalista
PROMIEŃ7507.51 km
MASA9.21 x 10^24kg
GĘSTOŚĆ7.38 g/cm3
GRAWITACJA13.1 M/s^2
V UCIECZKI15,21 km/s
DOBA48,41 godzin
ATMOSFERAAZOTOWO-TLENOWA
CIŚNIENIE1,059 at
Gehenna. Status planety jest bliżej nieokreślony. W wielu dokumentach Przymierza i Rady nadal widnieje ona jako kolonia karna, lecz od dobrej dekady żaden przestępca nie został tu zesłany, przynajmniej z ramienia służb wspomnianych przed chwilą dwóch organizacji. Ten dokumentacyjny bałagan panuje nie bez przyczyny. Prawda jest taka, na powierzchni społeczeństwo składa się przynajmniej z 90% z osadzonych na tej kolonii karnej. Widnieją jako skazani i zesłani do kolonii karnej na dożywotnie ciężkie prace w tamtejszych zakładach przemysłowych. Bogata jest bowiem w liczne surowce naturalne, choć z pozoru na taką nie wyglada. Sucha, wyjałowiona gleba, nieskalana deszczem od przynajmniej stu lat to idealne miejsce do tego, aby usadzić tam paru skazańców. Zmusić ich do ciężkich robót i doprowadzić do wycieńczenia psychicznego i fizycznego. Ogólne założenie tej kolonii karnej było mniej humanitarne, niż takie jakie widnieje w kartotekach. O resocjalizacji nie było tutaj mowy, tutaj miało się pozbawiać ludzi chęci do życia i eliminować ich na zawsze z życia społecznego. Gehenna powstała po to, aby zgodnie z nazwą budzić respekt, być prawdziwą przestrogą na tych, którzy nie są z prawem za pan brat. Dla skazańca miała być prawdziwym koszmarem. Po zesłaniu pierwszych 5000 skazanych na tą planetę w roku 2171, pod koniec roku zostało około 1500 osób. Przymierze widząc efektywność swojego systemu sprawiedliwości, zaczęło nadsyłać tam coraz więcej jednostek skrajnie niebezpiecznych, z nadzieją, iż ekstremalne warunki pogodowe i ciężka fizycznie praca doprowadzi do "samowyniszczania" się przestępców. Wybudowano dla nich specjalne placówki karne. Tak zwane: Zurbanizowane Jednostki Resocjalizacyjne. Swoją budową przypominały miasta, miasteczka z pomniejszych kolonii Przymierza. W efekcie baraki mieszkalne były celami, a po ulicach oprócz jednolicie ubranych jegomościów, łazili uzbrojeni strażnicy. Niezbyt mili dla swojego otoczenia. Nietrudno było się domyślić, że dla skazanych nie była to komfortowa sytuacja i chcieli jak najszybciej opuścić to miejsce. W poszczególnych placówkach zawiązały pierwsze sojusze, które tylko czekały na okazję, by móc odbić się od dna. Okazja nadeszła dopiero w roku 2178, nakłady finansowe Przymierza na kolonię z roku na rok malały, a na Gehennę zsyłano coraz więcej skazanych. Przeludnione ZJR-y były coraz trudniejsze do opanowania. Liczne zamieszki, małe rewolty i próby przejęcia władzy nad kolonią przez "kolonistów" pojawiały się coraz częściej. W końcu w październiku 2178 r. doszło do największego zjednoczenia tutejszych grup, na czele której znaleźli się Gearheadzi, rzekomo powiązana z Zaćmieniem grupa piratów. Znana z napadów na okręty, handlu trefnymi częściami oraz obrotu zanieczyszczonym piezo. Rewolucja zwana przez miejscowych "Godziną W...pierdolu" była jak do tej pory największym buntem w dziejach więziennictwa. 45 tys więźniów opanowywało kolejne placówki i w efekcie przejęło władzę. Przymierze szybko zrezygnowało z wsparcia dla stacjonujących tam żołnierzy i pozostawiło ją samopas, licząc iż to zjednoczenie było jedynie chwilowe, a tamtejsza społeczność po prostu pozabija się.
Stało się inaczej, co prawda. Zjednoczenie trwało krótko, szybko po przepędzeniu służb więziennych i nabiciu ich ciał na pale ostrzegawcze. Nazywana przez niektórych "Drugą Omegą" stała się ośrodkiem handlu piezo, kradzionych pojazdów i licznych spluw do wynajęcia. Tutejsza "władza sprawcza" uważa, że jest ona w pełni niezależna i suwerenna, lecz wszyscy wiedzą o bardzo licznych wpływach Zaćmienia i Błękitnych Słońc, którzy tutaj werbują i przeszkalają swoich "żołnierzy", dzięki czemu tutejsze szychy zgarniają ogromne ilości kredytów na swoje szemrane interesy.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=5fzYnN5Nv_0[/youtube] "Stoi w dokach krążownik wielki, niedokończony, piękny, oparty o belki. Pełen wolframu, miedzi i stali...Znaleźli go ONI i...Zajebali." - fragment miejscowej legendy.
Nowe Folsom - jedna z sześciu ocalałych ZJR na planecie. Opanowana przez gang Gearheadów, ściśle współpracujących z Zaćmieniem. Paradoksalnie, jest to wyjątkowo spokojne miejsce. Może to ze względu na specyfikę prowadzonych tutaj interesów, w których ludzie z tej organizacji są najlepsi. Zamiast strzałów z karabinów, słychać tutaj nieprzerwanie szlifierki, piły i syk palników plazmowych rozcinających metal. Szczęk stali jest tutaj tak powszechny, że nikt nie zwraca na niego specjalnej uwagi. Nietrudno domyślić się czym zajmują się miejscowi. Handel złomem, pozornie nieopłacalny, w efekcie jest to jedna z najlepiej prosperujących miejscowości na całej planecie, będąca na językach wszystkich mieszkańców Gehenny. Jeśli ktokolwiek chce kupić sprawne silniki fuzyjne znane z jednostek Przymierza, właśnie tutaj może tego dokonać. Są tu znaleziska, jakich może pozazdrościć Littlesucker...rzekomo ośrodek najlepszych mechaników w półświatku. Warto wspomnieć, że oni właśnie tutaj się zaopatrują. Jeśli chodzi o centrum szemranej inżynierii, to znajduje się ona właśnie tutaj. Piękne miejsce, dla ludzi kochających zapach tlenków metali i toksycznych gazów o poranku. Tak, dla rozbudzenia, ot co. Praca wre tutaj cały czas, a każdy kto odmówi jakiegokolwiek wkładu w rozwój "społeczności" zostaje nabity na pal, znajdujący się tuż przed głównym wjazdem do miasta. Jest on jednym z licznych straszaków postawionych na drogach tej brutalnej planety i pełnią one rzecz jasna rolę broni psychologicznej, na którą...Nikt już nie zwraca uwagi, ale przecież nabijanie ludzi na pale jest przecież takie zabawne, czyż nie? Miejsce odstrasza swoim wyglądem, znalezienie tutaj czystego kawała ściany, podłogi...Czy jakiejkolwiek roślinności graniczy z cudem. Wszystko pokryte jest opiłkami metali, bowiem każdy ma gdzieś przepisy BHP i odzyskuje złom w każdym możliwym miejscu. Do tego warto dodać odór i dym unoszący się z prowizorycznych hut. W miejscu jednak mieszkają i pracują osoby, które nie chcą każdego dnia oglądać się za siebie, tak jak w Alcatraz II czy Nowych Wronkach, gdzie narkotykowy biznes po prostu...WYMAGA OFIAR. Nie wszystko jest tutaj jednak tak kolorowe jak mogłoby się wydawać. Ludzie żyją w skrajnej biedzie, a miejscowym najemnikom brakuje jednak chęci na to, by panować nad wszystkim. Są dystrykty miasta, w których łatwiej dostać po gębie, niż kupić części. Niemniej jednak, są to miejsca niezwykle rzadko spotykane.
Cmentarzysko otaczające miasto to nic innego jak wraki mniejszych lub większych pojazdów, które wpadły w ręce gangu i czekają na rozbiórkę. Interesującą kwestią może być fakt, iż ostatnio zaczęto sprowadzać stare, batariańskie jednostki z okresu wojny. To im przykuwa się szczególną uwagę i pieczołowitość wykonywanych cięć. Długie inspekcje nie są spowodowane zwykłym przypadkiem lub kaprysem tutejszego możnowładcy, tym bardziej, że okręty z tamtego okresu są badziewne i nie zbija się na nich kokosów. Mieszkańcy miasta zaczynają mówić między sobą, że ich szef po prostu zwariował, lecz niektórzy mówią coś o okazji życia. Cholera wie. Janusz powiedział, że wszystko wyjdzie w najbliższym czasie i może sprawić, że rozwiną swoje skrzydła i poniosą ich, aż na Omegę. Tia...
Charles
-To naprawdę fascynujące, nieprawdaż?-Profesor Serrano zadał pytanie swojemu ochroniarzowi. Był naprawdę mocno nakręcony faktem, iż dokonał tak wspaniałego odkrycia. Do tego na tak niebezpiecznej planecie. Można było odnieść wrażenie, że pierwszy raz od wielu lat opuścił swój gabinet, co w sumie...Nie mijało się specjalnie z prawdą. To faktycznie, była to jedna z pierwszych jego podróży. W życiu. Wydawało mu się, że jest to zwyczajna wycieczka krajoznawczo-odkrywcza. Nie był świadomy zagrożeń, a fakt posiadania ochroniarza (notabene wynajętego przez jego nadopiekuńczą żonę) czynił go jeszcze bardziej frywolnym. Niecierpliwie przebierał nogami, cieszył się jak dziecko z wydarzenia jakie miało nadejść.
Złoty okręt, on naprawdę istnieje!
Przeszło przez myśl historyka, który na samą wizję tego wspaniałego okrętu dostawał krótko mówiąc erekcji, niestety...Widocznej, co mogło zrazić niektórych pasażerów statku, który właśnie zmierzał do Nowego Folsom, miasta, w którym znajdował się jedyny tak duży port kosmiczny na planecie, za lądowanie trzeba było zapłacić naprawdę wiele, lecz czego to się nie robi dla nauki i utarcia nosa sceptykom z uniwersytetu, prawda?
-Charles. Co o tym sądzisz? Jak myślisz? Uda nam się to znaleźć? Mam nadzieję, że tak. Matuchno, to takie fascynujące!-Dodał. W trakcie podróży historyk dał dokładny wykład swojemu towarzyszowi o tym, czego tak naprawdę szukają i tego, do czego to może doprowadzić. Zadanie Striker'a była niezwykle proste. Miał pilnować, aby profesorowi nie spadł włos z głowy. Myślenie i dokonywanie wszelkich rozmów trzeba było zostawić jemu. Tak przynajmniej widniało na umowie, jaką podpisał z Earl'em. Uradowany niczym dziecko, obserwował widok za oknem. No cóż, pustynia. Hipnotyzująca, przykuwająca spojrzenia ogromnymi ilościami...Skał, piasku, no i...Skał. Wspomniano już o piasku? Nieważne. W końcu na horyzoncie pojawił się cel ich podróży, Nowe Folsom. Wyróżniało się spośród pustkowi chociażby tym, że nie było pustkowiem. Wyglądało na pełnoprawne miasto, tętniące życiem...O dziwo. Otoczone stalowymi, wysokimi na 5 metrów murami miejsce, wyglądało na jedyne w okolicy miejsce mogące ochronić przed upalną pogodą, która była równie bezlitosna, co prawa panujące na tej planecie.
-Wyobraź sobie...Te cuda, te znaleziska, te...-Earl nie zdążył dokończyć zdania, bowiem zostało ono brutalnie przerwane przez jednego z pasażerów. W następujący, dość nieprzyjemny sposób.
-Ja pierdolę, facio. Całą drogę pierdolisz o jakiś batarianach, rzygać już się chce. Normalnie, pchasz się w gips.-Warknął, czarnuch warto dodać. Osobnik o wyjątkowej niedbałości o dziedzictwo kulturowe ludzkości i historię jego własnej rasy sprawił, że Earl zrobił się czerwony na twarzy, a jego ekscytacja natychmiast zamieniła się w gniew. Już był gotowy wygarnąć wszystko bydlakowi, jednak informacja o zbliżającym się lądowaniu mu przerwała. A całą wypowiedź mężczyzny skwitował jedynie westchnięciem. Kiedy transportowiec wylądował, a nasi bohaterowie opuścili pojazd mogli już na spokojnie rozpocząć poszukiwania. No tak, gdyby nie zdarzenie...Niestety, smutne i zwyczajne dla tej planety.
-I CO, HOMIE?! GÓWNO MNIE TO OBCHODZI! CZEMU TO ROBISZ, HA?! TO DLATEGO, ŻE JESTEM CZARNY, CZARNUCHU?!-Dało się usłyszeć warknięcie ze strony jednego z biorących udział w kłótni przedstawiciela rasy czarnej. No cóż. Ci akurat nie byli mile widziani w Nowym Folsom. Zazwyczaj najwięcej odzyskanego towaru brali dla siebie. To było nie do przyjęcia, dlatego spotkało się z szybką reakcją, patrolujących okolicę portu najemników.
-Jeśli chcecie zatrzymać swoje długie, czarne, pałsztajny radzę wam się zabrać do roboty. Wiecie, że Janusz nie wybacza. Pierdolone czarnuchy.-Rzucił turianin, wyposażony jak prawdziwy żołnierz sektora prywatnego. Prawilny Mściciel, dobry pancerz. Czego chcieć więcej? Ostatnie zdanie dokonało cudu socjologicznego. Kłócąca się przed chwilą grupa przeniosła cały swój gniew na turianina, który miał czelność nazwać czarnego człowieka, czarnuchem. Przecież wiadomo, że tylko czarnuch może nazwać czarnuchem tylko czarnucha. Nikt inny nie ma do tego prawa. Ta zniewaga krwi wymaga.
-Charles. Widzisz? To takie dzikie, takie...prymitywne. Ach! FASCYNUJĄCE!
Alexis
Znajdowała się na Gehennie od kilku dni. Prowadząc poważny wywiad środowiskowy, który mógłby pomóc jej w wykonaniu zadania. Było ono bardzo proste. Zdobycie współrzędnych prowadzących do legendarnego batariańskiego okrętu transportowego, w którym znajdowała się większość łupów, jakie zdobyto w trakcie ataków na ludzkie kolonie. Co prawda, Cerberusowi nie brakowało kredytów. Co to, to nie. Poszczególne komórki tej organizacji mają jednak podejrzenia co do ładunku, jakim miałaby być eksperymentalna technologia Przymierza, do tej pory nieosiągalna przez potężne zaplecze naukowo-technologiczne Człowieka Iluzji. Dlatego tak ważne było wyprzedzenie jakiejkolwiek konkurencji i wykluczenie jej z wyścigu po Złoty Okręt. Za wszelką cenę. W wyniku swoich szpiegowskich działań, będąca głównie przeszukiwaniem złomowiska w imię miłościwie panującego tam Janusza, jak i upijanie się z tutejszymi robotnikami w lokalnych spelunach, dowiedziała się w sumie niewiele. Wiedziała jedynie, że batariański przedmiot z tego okresu znajduje się właśnie tutaj. W Nowym Folsom. Wiedziała, że jest na pewno w rękach Janusza. Jednak wyartykułowanie tego imienia na forum kończy się zazwyczaj rozszarpaniem przez varreny. Ewentualnie, cudowną przejażdżką skycarem...z nogami przywiązanymi do tylnego zderzaka pojazdu. Musiała być bardzo ostrożna i nie spalić swojej przykrywki. Nadal musiała zgrywać jednego nowych "poszukiwaczy", szukających przydatnych przedmiotów na pokładach sprowadzonych wraków. Jak na razie, udało jej się znaleźć. Zapalniczkę, ogniwo energetyczne do zasilania awaryjnego toalety, niestety, rozładowane. Jej omni-klucz odezwał się charakterystycznym dźwiękiem połączenia głosowego. Inżynier schowała się zatem w ciemnym zaułku i odebrała połączenie.
-Dzień dobry, agentko Crimson. Jak mija dzień, hm? Obawiam się, że tragicznie, jak wyczytałam z raportów...Nieważne.-W oddali można było usłyszeć cały sztab ludzi, gotowych pomóc Crimson w jej zadaniu. Pracujących w pocie czoła dla dobra całej akcji, która nie była może zbyt kluczowa dla Cerberusa, lecz z pewnością, wymagała przyjrzenia się sprawie. Być może legendy o tym okręcie były prawdą. Wymagało to jednak bardzo, bardzo dokładnego zbadania.
-Poszperałam trochę za Ciebie i znalazłam kilka ciekawych informacji. Otóż ten cały Janusz, to...nie żadna ksywka. To imię, jednego z kluczowych ziemskich szych z gangu Gearheads. Przenieśli tutaj swoje interesy z terenów Polski i Rosji. Iiiiiiii...Jak widzisz dookoła, mają się nieźle. Przedmiot, którego szukasz prawdopodobnie nie znajduje się w samym Nowym Folsom, prawdopodobnie w "rezydencji" Leśniewskiego. A ona znajduje się...500 km stąd. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, prawda? I jeszcze jedno, zabieraj się na lądowisko. Ptaszki mi wyśpiewały, że Serrano tam dziś się zjawi. Powodzenia.-Dodała jej oficer prowadząca, niemal natychmiast Crimson odebrała wiadomość tekstową od niej właśnie.
Na orbicie znajduje się nasz satelita, na wypadek problemów, zlokalizujemy niebezpieczeństwo i będziemy informować na bieżąco. Poza tym, masz tu wyciąc z kartoteki Janusza.
Imię: Janusz
Nazwisko: Leśniewski
Pseudonim: Lewatywa
Data urodzenia: 1.1.2141r
Miejsce urodzenia: Kraków
Nie musisz mi dziękować. :P
Sotiria
Drellka w tym samym czasie szukała wieści o swoim dobrym przyjacielu, który z jej informacji wpadł w kłopoty na tej planecie. Prawdopodobnie jest w niebezpieczeństwie, o ile jeszcze w ogóle żyje. Nie odpisywał na jej korespondencję od jakiegoś czasu, dlatego też zmartwiona tym faktem postanowiła rozpocząć prywatne śledztwo w tej sprawie. Jego efekty doprowadziły ją wlaśnie tutaj i ślad niestety się urwał. Znajdowała się tutaj od kilku dni, szwędając się bez celu. W poszukiwaniu jakiejkolwiek najdrobniejszej poszlaki. Nie było to jednak proste, miejscowi nie byli przychylni wobec ras obcych. Było to wyjątkowo, bardzo ludzkie miasteczko. Drelle czy inne wybryki galaktycznej ewolucji nie były tutaj mile widziane, szczególnie gdy nie nosiły insygniów gangu Gearheads. Wyalienowana kobieta nie miała tutaj prostego życia, ale musiała znaleźć ślad. Drobny, najdrobniejszy. Jedynym pozytywem w tej całej sytuacji był fakt, iż tutejszy klimat mógł jej całkiem odpowiadać. Był on wyjątkowo podobny do tego, jaki panował na jej ojczystej planecie. Przechadzając się po ulicach Nowego Folsom była oblepiana wrogimi spojrzeniami. Otoczona w większości ludźmi wzbudzała niemałe zainteresowanie i wrogie zapędy. Skupiła także uwagę tutejszej najemnej służby porządkowej, co nie działało na jej korzyść. Innymi słowy, jeszcze trochę, a skończy źle. Bardzo źle.
Na całe swoje nieszczęście wzbudziła zainteresowanie jeszcze jednej grupy. Tak zwanej, bojówki Folsomowskiej, która znana była ze swojej wyjątkowej nienawiści do ras obcych i dbałości o czystość tego miejsca. Grupka łysych, owiniętych szalikami klubu "RKS Maczetopolice" jegomości z cudownie wyrzeźbionymi, drewnianymi kijami bejsbolowymi w dłoni oraz pięknymi, krwiożerczymi varrenami na smyczy, które odpoczywały przy nogach swoich właścicieli. No...cóż. To mogło rozwinąć się tylko w jeden sposób.
-A na drzewach zamiast liści będą wisieć drell...eeeee...drelliści!-Jeden z nich wydał coś w rodzaju okrzyku bojowego, który postawił w gotowości wszystkich pobratymców tego osobnika. Chwilę później unieśli swoje piękne kije w powietrze i ruszyli w jej kierunku. Podobnie jak varreny, które wyglądały na wyjątkowo głodne. W takiej sytuacji jedynym wyjściem mógł być jedynie odwrót taktyczny. Znajdowała się jednak w miejscu, które uniemożliwiała porządne wykonanie tego manewru. Otoczona barakami, miała do wyboru jedynie ciemne uliczki, co w realiach tej planety nie może być gorszym wyjściem lub...Drzwi, otwierające się drzwi, z których wystawiła się ludzka dłoń.
-No dalej! Chodź! Tutaj nie wlezą!-Mogła usłyszeć, męski, delikatny głos. Jakby był w trakcie mutacji. Nie mogła chyba trafić gorzej, lecz pomocna dłoń w perspektywie śmierci na środku ulicy lub ciemnej uliczce mogła okazać się bardzo kusząca.