Datapad, którego podniosła Dubois, nieco ją rozczarował - zawierał przegrane z extranetu informacje prasowe. Pobrana dzięki najbliższej boi komunikacyjnej aktualizacja, a przynajmniej jej zgrana na urządzenie część, zawierała najnowsze artykuły portalu "Accelerate", traktującego o przemyśle zbrojeniowym. Patrzyła właśnie na mocno skomplikowany schemat nowego karabinu obezwładniającego, w którego posiadanie wejdą od nowego roku piony natychmiastowego reagowania SOC na Cytadeli, gdy drzwi się rozsunęły, a mężczyzna wszedł do środka.
Zerknął tylko na jej obiad ale nic nie powiedział, pozwalając jej rozkoszować się kawą. Sam również upił łyka.
- Nie ma za co - odpowiedział, chyba po raz pierwszy reagując słownie na jej podziękowania.
I cóż, miał rację - traktowanie jej jak człowieka, a nie rzuconego w kąt ładowni pudła niekoniecznie było czymś, za co w obecnych czasach powinno się dziękować.
Wypuścił powietrze ze świstem, co z jej perspektywy wyglądało jak opadanie z sił. Odłożył kubek z kawą na blat, przekręcając się nieco na tej sofie tak, że siedział ukośnie, a przy tym bardziej na wprost niej. Wbił w nią spojrzenie swoich jasnych tęczówek, od których nienaturalnie odbijało się światło z umieszczonych w suficie lamp. Nie wyglądał na pewnego siebie - nawet mimo tego, że wciąż miał w kaburze pistolet. Raczej powodem jego niepokoju nie była wizja rzucającej mu się do gardła Dubois.
- Prawie umiem zrozumieć Adamo, dla którego byłaś pierwszą, normalną kobietą widzianą od bardzo dawna - zaczął dość niespodziewanie, zmieniając zdanie odnośnie kubka i znowu łapiąc go w dłoń, w której obracał naczynie by zająć czymś ręce. - Nie pasujesz. Ani do tego statku, ani do miejsca, w które lecimy. Nie wiem, co Weston odpierdala i nie mogę tego już znieść.
Na jego twarzy pojawił się ponury wyraz. Po raz kolejny wspominał osobę, dla której w formie przysługi odebrał i przewoził Irene. Po raz kolejny nie miało to pozytywnego wydźwięku.
- Ta asteroida to dziura, z której się nie wraca. Ośrodek Hamesa bazuje na niewolnictwie. To wielka, mroczna kupa syfu na którą nie zasługujesz. Przynajmniej nie na pierwszy rzut oka.
Ostatnie zdanie dodał pospiesznie, jakby nie chciał, żeby coś sobie pomyślała. Nie znał jej długo ani dobrze, a jednak jej reakcje uznał za naturalne, niewymuszone. Wierzył jej, że nie wie, dlaczego jest więźniem. Przynajmniej teraz, może nie uwierzył od razu.
- Nic tu nie pasuje. Dowiozę cię do niego, bo muszę. Nie dlatego, że chcę.
Nawet Vertigo nie potrafił wykryć kłamstwa w gestii i mimice mężczyzny. Upił łyk kawy, koncentrując swój wzrok na zawartości kubka nim znowu przeniósł swoją uwagę na rudowłosą. Prychnął pod nosem, nagle, w reakcji zapewne na myśl, która nawiedziła jego głowę chwilę po skończeniu zdania, po czym opadł na oparcie sofy, jakby przerwanie kontaktu wzrokowego równało się zmianie tematu.