Wyświetl wiadomość pozafabularną
Zamieszki nigdy nie były czymś, na co psychika mogła człowieka przygotować. Nie było żadnego honoru w uczestniczeniu w walce z rzezi cywilów, rzucających się w bezmyślnym szale na siebie samych. Nie było satysfakcji z powalenia trzydziestoletniej kobiety, która, ogarnięta szałem wywołanym stratą własnych dzieci zadeptanych przez tłum, rzuca się z nożem do oczu choć zasłonięte są szybką wizjera.
Koniec końców, nie było nawet dumy faktem własnego przeżycia wśród całych tych mas.
Ruszyli biegiem prosto w trwające na placu walki. Niektórzy po prostu się przepychali, ale wewnątrz dostrzegli więcej błysków wysuwanych omni-broni, więcej wrzasków bólu niż złości.
Szybko usłyszeli również pierwsze strzały.
Wbiegając w tłum, Viyo mógł kierować się tylko piętrzącym się ponad głowami budynkiem hotelu. Nie mógł widzieć, jak przy krawędzi placu dokonuje się masowa rzeź. Zamiast tego mijał wykrzywione w bólu bądź wściekłości twarze.
Vasir nie strzelała. Otoczyła się błękitną aurą, odpychając mieszkańców Lyesii na swojej drodze za pomocą biotyki. Nie chciała rozlewu krwi w tym momencie i mógł ją w pełni rozumieć, widząc pomiędzy walczącymi pałętające się dzieci.
Oczywiście do czasu.
Mówca sprzed dziesięciu minut - rosły kroganin stanął naprzeciw turianina ze strzelbą wycelowaną w jego głowę. Nie ruszał się, spoglądając na obcego z czystą nienawiścią.
-
Ty - warknął lakonicznie, unosząc broń. Vasir przeszła już dalej, ale obejrzała się, szukając porucznika wzrokiem. -
To przez was miasto jest zamknięte. Pierdolone szkodniki!
Ostatnie słowa krzyknął, zwracając na Viyo uwagę jeszcze bardziej niż połyskujący pancerz technologiczny. Kilka osób odwrzeszczało potakująco, ale napompowany adrenaliną porucznik nie zwrócił na nich uwagi. Od razu dostrzegł zmianę w mimice kroganina gdy ten przygotowywał się do ataku - ten natomiast nie spodziewał się tak szybkiej reakcji. Prawdopodobnie jedyni turianie, jakich ostatnio widywał, chowali się po kątach bądź zdychali na ulicach.
I nagle jeden z nich odtrącił jego strzelbę jak pistolet na wodę, gładko wbijając zabarwione omni-ostrze pomiędzy płaty jego pancerza.
Głupi wyraz twarzy odmalował się na twarzy obcego na chwilę przed tym, jak osunął się na kolana. Zabawna mieszanka strachu i zdziwienia. Obrócił się jeszcze, usiłując nawiązać kontakt wzrokowy ze swoim oprawcą - na próżno.
Vasir się cofnęła, wreszcie go znajdując wśród tłumu. Ruszyła do przodu, przepychając się i warcząc pod nosem przekleństwa. Jej granica również została naruszona - chyba w momencie, w którym wpadła na nią kobieta trzymająca na rękach dziecko.
-
Cholerni cywile - warknęła pod nosem, nie przekazując tych słów Viyo - po prostu przypadkowo je usłyszał. Dopiero następne skierowała ku niemu. -
Odsuń się.
Biotyka Teli była na imponującym poziomie, lecz zawsze widział dość standardowe dla niej zastosowania. Teraz kobieta na moment przystanęła, skupiając się na przetransformowaniu otaczającej jej łuny w coś, co okazało się równie piękne, co zabójcze.
Błękitno-czarne płomyki tańczyły wokół niej gdy szła, przeskakując na kolejne, nieosłonięte tarczami ciała. Biotyczny ogień wywoływał wrzask u każdego, z którego nagą skórą się spotkał, sprawiając, że wokół nich zrobiło się więcej luzu. Nie panowała jednak nad jego naturą - gdyby porucznik podszedł za blisko, poczułby, jak tarcze przyjmują na siebie uderzenie.
-
Doniesiono o strzałach w hotelu. Funkcjonariusze wycofują się z tego rejonu po odniesieniu poważnych strat. Czas przybycia posiłków: sześć minut.
Hotel wydawał się być niemal na wyciągnięcie ręki. Szkło otaczające parter zamiast ścian leżało już na ziemi, stłuczone, a wewnątrz holu również toczyła się walka. Byli tak blisko.
Usłyszał strzał, tuż obok. Vasir musiała wypalić z karabinu. Złapana na raz przez trójkę mieszkańców, prawie dała się wciągnąć w ogarniętą chaosem masę walczących. Zaklęła pod nosem, nie patrząc na z wolna zadeptywane ciało postrzelonego mężczyzny.
Żadne z nich nie chciało o tym myśleć.
Tłum był dziki i atakował. Ktoś wystrzelił z pistoletu z bliskiej odległości, nadszarpując tarcze turianina nim zauważył, kto dokładnie to był. Starając trzymać się razem, by jedno nie zostało pochłonięte przez te masy, w pewnym momencie utkwili w miejscu.
Szarpanina wcale nie miała zostać przerwana przez wystrzału. Padający ludzie zastępowani byli innymi, żądnymi krwi obcych za tą przelaną przez dzielnych mieszkańców, wojujących o lepsze dobro. Końcówka ostrza przesunęła się po plecach porucznika, nie przebijając warstwy pancerza, lecz pozostawiając na nich rysę. Lada chwila mogło zdarzyć się coś tragicznego.
Mrożący krew w żyłach ryk na moment wzbudził konsternację w zebranych na placu. Nie przypominał niczego
ludzkiego. Brzmiał nisko, chrapliwie i przerażająco głośno.
Panika, jaka wybuchła zaraz po tym, wydawała się być gorszą niż wściekła szarpanina.
Vasir zadziałała natychmiast, choć niezbyt elegancko. Podskoczyła na tyle, na ile pozwolił jej tłum, odbijając się nogą od stojącego do niej tyłem kroganina i wspomagając się biotyką. Próbowała coś dojrzeć, ale nie mógł mieć pewności, czy osiągnęła pożądany efekt.
Wiedział tylko, że chwilę później nim szarpnęło, a jedyne, co widział, to błękit.
Wylądowali w zniszczonej wystawie przy hotelu. Dookoła walczyli ludzie, strzały zagłuszały wrzaski i na odwrót. Chaos przypominał wnętrze X-239 gdy podpalili leże.
-
Walki obejmują pozostałe piętra. Musicie się pośpieszyć. - głos Etsy ledwo przebijał się przez odgłosy walk, nawet, jeśli brzmiał bezpośrednio w jego hełmie.
-
Idź. Dam sobie radę - krzyknęła Vasir, opierając rękę o jego ramię i spychając go wewnątrz atrium, w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro. Nie spojrzała na niego - zamiast tego, zeskoczyła na krawędź placu z karabinem wycelowanym w ludzką masę.