Gdy spytała o to, co znajdą w miejscu Kil'ran, widocznym na panelu taksówki, Khouri wpatrywał się w widok za oknem. Te najbardziej dalekie im góry wydawały się w ogóle nie poruszać względem nich, nawet, gdy prom leciał znacznie szybciej niż sto kilometrów na godzinę.
-
Jezioro - odrzucił niewinnie, niepierwszy raz postanawiając, że woli zrobić jej niespodziankę niż zdradzać wszystko na początku. To mogło mieć swoje plusy, jak i minusy. Nastawienie Irene mogło sprawić, że dotarcie na miejsce będzie zawodem. Z pewnością nie dolecieli do zbiornika, którego tafla odbijała niebo przeciwnej pory dnia, lecz Kil'ran również było piękne. Na inny, lecz równie niesamowity sposób.
Powietrze wokół pachniało wiosną. Wiatr niósł śmiech czwórki turystek i zapach trawy, upajając każdego, kto stał na powierzchni latających gór, podatny na jego działanie.
-
Turystom wciskają, że to przez pierwiastek zero w górach obok - westchnął, rozglądając się dookoła. Jego wzrok błądził po skałach wyrastających z ziemi otaczającej jezioro. Nie wyglądały na wielce różniące się od tych ziemskich. Nic nie wskazywało na możliwie znajdujące się wewnątrz nich pokłady cennego surowca. -
Gdzieś wokół są generatory tworzące to pole, w którym skały się unoszą.
Poświęcił jeszcze chwilę na kontemplację widoków, po czym postanowił przejść do mężczyzny wyglądającego na pracownika. Nie widziała co robił, bo jego plecy skutecznie zasłaniały mu nawet twarz turianina, z którym rozmawiał. Pozostała jej więc obserwacja terenu oraz siedzących przy klifie asari i ich towarzysza.
Ten uniósł rękę do góry, by podrapać się po płytkach pancerza na czole. Dubois dostrzegła w tym czasie niebieską, świecącą się opaskę na jego nadgarstku. Po krótkiej chwili zauważyła, że wszystkie asari również je posiadają. Jedna z nich właśnie wstała, próbując namówić do tego pozostałe, znudzona siedzeniem na brzegu.
Nazir wrócił chwilę później. Jego wyraz twarzy był nieco niepokojący - miał bardzo dobry humor, a jednocześnie wyglądał nieco podejrzanie. W dłoni trzymał dwie, identyczne opaski - zieloną natychmiast nałożył na jej rękę, samemu zakładając żółtą.
-
Podoba ci się widok? - zagadnął, zbliżając się nieco do krawędzi.
Tak jak reszta turystów, wyglądał się kompletnie niezatroskany możliwym upadkiem. Śmierć poprzez utratę równowagi na krawędzi skały zawieszonej sto metrów nad taflą jeziora wydawała się być wizją tak absurdalną, że wręcz niemożliwą. Khouri pociągnął ją za sobą niemal o krok od przepaści, pozwalając, by przeszła przed niego. Umożliwiło mu to objęcie ją w talii i przysunięcie ust do jej karku.
-
Powodzenia - mruknął nagle, składając na jej szyi krótki pocałunek. Słowo początkowo pozbawione sensu zabrzmiało w jej głowie gdy próbowała zrozumieć, o co może mu chodzić. Nie zdążyła jednak tego zrobić - jego twarz odsunęła się od jej skóry, a na plecach poczuła ciepłe, męskie dłonie.
Te same dłonie chwilę później zdecydowanie, choć powoli, pchnęły ją do przodu.
Nie zdążyła złapać równowagi. Ruch Khouriego był nagły i niespodziewany - w końcu nie mogła przewidzieć, że mężczyzna, którego dość dobrze znała teraz rzuci ją na pewną śmierć w miejscu, do którego przyprowadził ją ze względu na jego piękno.
Huk wiatru ogłuszał. Oczy łzawiły, atakowane powietrzem, które nagle stało się zimne. Ręce sięgały do przodu, usiłując złapać się czegoś, co było na ich wyciągnięcie. W jej sercu zrodził się strach w chwili, w której w jej krwiobiegu pojawiła się adrenalina. Leciała. Spadała głową w dół, obserwując zbliżające się odłamki skalne w tym surrealistycznym momencie utraty równowagi, którego nie doświadczyła nigdy wcześniej.
Khouri zniknął. Został strach, został instynkt przetrwania, pobudzający jej ciało do działania, do którego nie była zdolna. Skała położona niżej od tej, na której chwilę wcześniej stała z mężczyzną zbliżała się nieuchronnie, gdy umysł rozważał każdą z możliwości by tylko nie dopuścić do siebie faktu nieuchronnej śmierci. Szpony, które zacisnęły się wokół jej ciała zmusiły ją do zamknięcia łzawiących, szczypiących od wiatru oczu na krótką chwilę, podczas której całej spadek mógł okazać się zwykłym snem.
Śmierć nie nadchodziła. Wyobrażenia o jej ciele uderzającym z prędkością stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę wciąż błąkały się po jej umyśle, lecz nie przerodziły się w rzeczywistość. Uchyliła powieki ku własnemu zdumieniu nie zauważając skały, która chwilę wcześniej zapieczętowała jej los.
Widziała jedynie błękit wody i chmury na niebie, odbijające się od tafli tak, jak cienie unoszących się pod nią skał.
Uderzenie nie nadchodziło. Nie zauważyła tego, że powierzchnia jeziora zwolniła w tej podróży ku jej ciele, wspomagana przez grawitację. Przez moment Dubois wydawała się być zawieszona w przestrzeni, nim dostrzegła pierwszą z mikroskopijnych gór, lewitujących ponad ziemią - wyminęła ją i obserwowała, jak ta się od niej oddala.
Spadała w stronę nieba.
Skały wracały na swoje miejsca. Spadały w dół, gdy ona tkwiła w miejscu. Wszystko przypominało sen, z którego początkowo chciała za wszelką cenę się obudzić, lecz teraz to on nie chciał jej wypuścić, upajając wrażeniem górowania nad całym światem, który przed chwilą zwiastował jej koniec w momencie nieuchronnego uderzenia.
Męskie dłonie owinęły się wokół jej pasa, ściągając ją na dobrze znaną jej trawę. Jej ciało, wciąż przyswajając informacje, które do niej docierały, osunęło się na ziemię wbrew jej woli, ulegając działaniu błędnika i wpływowi niepewnego doznać mózgu. Śmiech Nazira przywrócił ją do rzeczywistości, przywracając spokój po pełnej sprzecznych, lecz gwaltownych emocji chwili.
Niczego nie mówił, bo może nie widział potrzeby. Nie skakał z przepaści, czekał na to, co zrobi teraz - może nie był pewien tego, czy dobrze zrobił, wypychając jej ku jej zaskoczeniu. Nie wyglądało na to by żałował, choć czekał na jej słowa, obserwując ją z uwagą na wypadek, gdyby planowała zwymiotować w jego stronę.
Część z asari zniknęła. Usłyszała ich radosne krzyki z dołu, gdy leciały na spotkanie z powierzchnią jeziora, które nigdy nie miało dojść do skutku.