Wyświetl wiadomość pozafabularną
Viyo opuścił gabinet Radnego i w zamyśleniu przeszedł przez bramki ochrony, niemal nie zwracając uwagi na ludzi, asari i turian w Prezydium. Obracał w głowie to co właśnie usłyszał, a także co sam powiedział. Patrząc na rząd Cytadeli z zewnątrz, mogło się mieć wrażenie, że Rada działa prawie jednogłośnie, a że jej narzędzia służą jej wspólnym celom. Widma to były Widma Cytadeli, a nie Widma Turiańskiego Radnego czy Widma Radnej Asari. Poza ściany okręgu Prezydium nie wychodziły ich wewnętrzne niesnaski, nie wychodziła też osobista polityka, sprawiając że w oczach galaktyki wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż w rzeczywistości.
Bo rzeczywistość jak zwykle nie była ani biała, ani czarna. Nie była nawet szara. Była brudna, zwyczajna i typowa.
Porucznik minął plac, w którym siedzieli dygnitarze i urzędnicy okolicznych ambasad, rozmawiający, delektujący się kilkoma minutami przerwy czy zmierzający z jednego biura do innego. Przyjmując przed Quentiusem maskę turianina, któremu na tyle zależy na posadzie Widma, że wybaczył mu jego kłamstwo i uwierzył w jego wyjaśnienia, poczuł się równie brudny. Ale wiedział na co się pisze. Dobrowolnie wkroczył w świat polityki mężczyzny, a tam nie było miejsca na obnoszenie się honorem, poleganie na sprawiedliwości i mówienie prawdy prosto w twarz, bo tak nakazywała przyzwoitość. Wchodząc do gabinetu wiedział, że wkracza na pole bitwy, chociaż zupełnie innego rodzaju.
A wolał w oczach Radnego dalej wyglądać na turiańskiego idealistę, który całym sercem jest po stronie Hierarchii, nawet jeżeli nie była to już prawda.
Zresztą prawda sama w sobie była ciekawym konstruktem. Podczas ich rozmowy z ust porucznika nie padło ani jedno kłamstwo, ale czy polityk otrzymał pełen obraz sytuacji? Viyo wiedział, że odpowiedzi mają to do siebie, że im więcej ich jest, tym więcej pytań tworzą. Przynajmniej tego jednego nauczył się przez ostatnie miesiące.
Sprawa nadajnika zdawała się być bez znaczenia. Bo czym dysponował Radny? Urządzeniem należącym do Przymierza, które obecnie znajdowało się w jego posiadaniu. Czy miał jakiś dowód poza anonimowym donosem i słowami Viyo, że nadajnik znajdował się na pokładzie statku należącym do człowieka odpowiedzialnego za śmierć Adiustora? Jeżeli miał, to turianin nie mógł być tego pewien.
-
Etsy, przygotuj zakodowaną wiadomość do Radnej Irissy - powiedział do swojej SI jak tylko znalazł się z powrotem na Elpis, już kilkadziesiąt minut później. -
"Radny Quentius jest w posiadaniu nadajnika, który należał do zamachowcy Valokarra. Być może Przymierze powinno sprawdzić czy przypadkiem takie urządzenie nie zostało im "skradzione" jakiś czas temu. I mieć przygotowaną odpowiednią dokumentację w ramach potwierdzenia". Załącz numer części oraz numer seryjny.
Broń mogła wyglądać na bezużyteczną, ale Vex dla pewności wolał przyłożyć jej ciężkim kamieniem.
Dzień oczekiwania na decyzję Rady dłużył się w nieskończoność, a porucznik nie mógł usiedzieć w miejscu, więc zrobił to co robił zawsze - zajął umysł pracą. Ostatecznie bezproduktywną, ale jednak pracą. Niezapowiedziana wizyta u Tori skończyła się tak jak ostrzegała go Etsy, analiza implantu Diany stanęła w miejscu, extranet nie oferował nowych wieści na temat Khouriego, a jego omni milczało...
Do czasu.
Zaproszenie do sali Posiedzeń Rady było jasną odpowiedzią na ostateczną decyzję Quentiusa.
O wyznaczonej godzinie Viyo pojawił się w Prezydium, tym razem darując sobie jednak skórzaną kurtkę na rzecz eleganckiego, czarnego munduru ze szkarłatnymi akcentami. Napięcie, które mu towarzyszyło wcześniej, teraz było zupełnie zgoła innego rodzaju. Jego umysł jeszcze nie do końca nadążył za szybko nadciągającymi faktami, a także całym inwentarzem, który za sobą niosły. W milczeniu mijał ludzi w zewnętrznym okręgu, a potem tych przechadzających się już po samej Wieży, zatrzymując się dopiero na widok Quentiusa i wchodząc do środka, gdy ten zaprosił go gestem. Kolejna, mała symbolika.
Wszyscy na niego czekali.
Słowa Radnej Irissy sprawiły, że płytki na karku zamrowiły go delikatnie. Świadomość, że wzrok całej sali skupił się na jego osobie, była w pewien sposób przytłaczająca, ale bez wahania wystąpił do przodu, zatrzymując się przy krawędzi platformy i zaplatając dłonie za plecami. Uniósł podbródek, by móc spoglądać na ustawionych wyżej Radnych.
Radnej Esheel nie miał jeszcze okazji spotkać, podobnie jak Radnej z ramienia ludzi. Nie brały udziału w grze Irissy i Quentiusa, a przynajmniej nie otwarcie, ale jeżeli obie chociaż odrobinę przypominały swoich odpowiedników z Thessii oraz Palavenu, to nie wątpił, że były równie groźne. Przez chwilę błądził spojrzeniem po twarzy jednej i drugiej, ale gdy Radna Asari zaczęła mówić, przeniósł swoją uwagę w pełni na jej osobę.
Jej słowa przywoływały wspomnienia, odnosząc się do wydarzeń, które miały miejsce na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Dla postronnych obserwatorów z pewnością brzmiały jak jedna z wielu oficjalnych formuł, ale dla kogoś to je przeżył... Była to zupełnie inna historia. Zarówno ona jak i Radny Turian chcieli zrobić z niego swoje narzędzie. Różnica między nimi była taka, że Irissa pozwoliła mu wybrać.
I wybrał.
Słuchał w milczeniu przemowy, a gdy kątem oka dostrzegł znajomą obecność Vasir, sam musiał powstrzymać uśmiech. Kiedy padły ostatnie słowa z ust Radnej, w ciszy pochylił nieznacznie głowę, z szacunkiem.
-
To dla mnie zaszczyt - odpowiedział po prostu, podnosząc po chwili wzrok na Radę i przesuwając nim po ich twarzach, aż jego spojrzenie zatrzymało się na Irissie.
-
Nie zawiodę waszego zaufania.