Wyświetl wiadomość pozafabularną
Zoè uniosła spojrzenie spod pochylonej nad omni-kluczem głowy. Jej uśmiech, który zdążył kompletnie zniknąć w trakcie jej zamawiania taksówki, powrócił do jej twarzy gdy turianin z powrotem obrócił się w jej stronę. Z nieukrywanym zadowoleniem odwzajemniła jego wzrok, przyglądając mu się gdy podchodził.
-
Wypadałoby również być tylko stylowo spóźnionym, a powoli zbliżamy się do granicy faux pa - odrzekła z lekkim rozbawieniem, wstając zgrabnie na równe nogi i otrzepując sukienkę z nieistniejących pyłków.
Na taksówkę nie musieli czekać zbyt długo. Samo wpisanie przez Etsy celu oznaczyło ich markerem priorytetowym, dzięki któremu najbliższy, wolny pojazd nad ich głowami skierował się prosto na lądowisko. Minęła może minuta nieskrępowanego milczenia nim usłyszeli odgłos silników, a prom z wolna zajął bezpieczne miejsce.
Gauthier zajęła wolne miejsce pasażera, wskazując mu fotel obok siebie. Taksówka gładko podjęła się do lotu, włączając do ruchu na jednej z desygnowanych tras powietrznych. Noc na Bekensteinie była świetlista - hologramy nadawały kolonii złotego blasku, odbijając się od metalicznych powierzchni budynków. W oddali dostrzegali gładką, czarną toń wody, na której falach tańczyły refleksy nocnego nieba. Gala urządzona była w budynku, który ciężko było przeoczyć - kształt expo na pierwszy rzut oka przypominał architekturę Thessiańską. Wieża o solidnej, szerokiej podstawie zwężała się pnąc w górę, wieńczona iglicą. Większość jej pięter było przeszklone, dając wrażenie kompletnej transparentności. Tłum ludzi znajdujący się w środku skutecznie chował ściany działowe, ujawniające rozległy kompleks pomieszczeń pracowniczych znajdujących się na terenie ośrodka innowacji i rozwoju technologii, który użyczył Fournierowi miejsca pod to wydarzenie.
-
Pierwszy raz na Bekensteinie? - zagadnęła Zoè tak, jak przystało nawiązywać luźną pogawędkę w trakcie czekania. Nie spodziewała się po nim rozległej ani wylewnej odpowiedzi, której z pewnością sam nie zamierzał też udzielać.
W czasie ich krótkiego lotu, Etsy zebrała wszelkie informacje, jakie tylko były dostępne w extranecie - zarówno do publicznej informacji, jak i nieco bardziej wyrafinowanych wyszukiwarek. Zoè Gauthier była córką francuskiego magnata - całe jej życie skąpane było w bogactwie, w które również teraz zdawała się opływać. Pochodząca z Ziemi, studiowała dyplomację i zgłębiała kierunki stosunków międzynarodowych, jednak jej edukacja wydawała się czysto hobbystyczna. Posiadając tak wiele wpływów przez kontakty swojej rodziny, nie musiała trudzić się zdobywaniem doświadczenia, by bez żadnego problemu zdobywać na pozór wymagające tytuły i stanowiska w wielu firmach, lub urzędach. Na Bekensteinie żyła od ostatnich sześciu lat. Według extranetu, była filantropką i przedsiębiorcą.
Z grubsza, zajmowała się byciem bogatą.
Vincento Fournier był znacznie trudniejszym orzechem do zgryzienia. Etsy znalazła o nim tylko tyle, że jest w jakiś sposób powiązany z przemysłem farmaceutycznym, oraz posiada bardzo kosztowne modyfikacje, które tłumaczy wypadkiem podczas lotu promem. Według opinii publicznej jednak, kierował się wyłącznie zachciankami, a nie potrzebą medyczną do ich posiadania.
Prom wylądował tuż przed innym, który czekał w kolejce - taksówka otrzymała informację o swoim priorytetowym traktowaniu i korzystała z tego przywileju. Gdy zatrzymali się przy krawędzi srebrzystego dywanu, Gauthier wskazała mu, by wyszedł pierwszy i wymownie podała mu dłoń, chcąc, by pomógł jej się wydostać z transportu.
Wejście ośrodka otoczone były ludźmi i błyskającymi w nocy, unoszącymi się nad ich głowami, mobilnymi kamerami. Niektórzy reporterzy, wcześniej gawędzący na boku, dostrzegając ich dwójkę znów łapali za omni-klucze, nakierowując soczewki aparatów w ich stronę z niemałym zainteresowaniem. Zoè uśmiechała się szeroko i serdecznie, lecz parła do przodu nie chcąc się zatrzymywać - pomachała tylko jednej osobie z tłumu jakby ją znała, nim zniknęli w przejściu.
Ochroniarze stojący przed wejściem byli uzbrojeni. Jak gdyby gala dobroczynna była równie niebezpiecznym miejscem jak obrady rządowe - mężczyźni mieli na sobie garnitury, lecz klamry przy ich spodniach były bardzo widoczne, pokazując kabury pistoletów oraz generatory tarcz.
-
Czy jest taka potrzeba? - westchnęła z frustracją kobieta, gdy jeden z nich sprawdził, czy nie ma przy sobie broni, będąc może nieco bardziej dokładnym niż zwykle. Gdy dał jej znak, że może przejść, ruszył od razu do Viyo, nim jej słowa go nie zatrzymały. -
Chcesz obmacywać Widmo? Prasie na pewno to się spodoba - prychnęła, sprawiając, że mężczyzna zmarszczył brwi i uruchomił omni-klucz, chcąc potwierdzić status Viyo, jego obecność na liście.
-
Panna Gauthier jest z wami, Widmie Viyo? - spytał jeden z nich dla potwierdzenia, nim pozwolili im ruszyć naprzód.
Tak jak mówiła, oczy wszystkich wokoło skupione były na ich dwójce. Ktoś złapał kobietę za ramię, sprawiając, że ta odwróciła się na pięcie zaskoczona, ale dostrzegając koleżankę, poprosiła Vexa o moment, dając się zgarnąć na bok by wysłuchać, co tamta miała do powiedzenia.
W tym czasie niemal zmaterializował się przy nim wysoki mężczyzna. Jego oczy połyskiwały w sposób, który nie był naturalny, świadcząc o skrywających się w środku implantach. Jakiś rodzaj wszczepu neuronowego wystawał spod jego krótko ostrzyżonych włosów, a gdy wyciągnął ku turianinowi rękę, jego dłoń miała metaliczny blask.
-
Widmie Viyo, to zaszczyt, który aż prosi się o powitanie ze strony gospodarza. - Fournier wyszczerzył szeroko zęby. Jego uśmiech wydawał się szczery, ale niewystarczająco - Widmo z łatwością rozpoznał w nim pewien akt. Tak samo, jak rozpoznał w trójce stojących metr za nim mężczyzn ochroniarzy. Stali drętwo, ignorując kelnerów z kieliszkami szampana, muzykę i rozgardiasz tłumu. Jeden z nich wpatrywał się wyłącznie w Viyo, podczas gdy reszta sondowała otoczenie. -
Porozmawiajmy. Co sprowadza cię w moje skromne progi? - zagadnął, skrzętnie sięgając ku niemu ramieniem i wskazując kierunek, w którym chciałby się udać.
W momencie, w którym Fournier pojawił się przy nim, ludzie z wolna odwracali wzrok. Uwaga gospodarza była nie tylko zaszczytem - ale też sygnałem dla wszystkich pozostałych. Jeśli Widmo na przyjęciu miałby być problemem to on, Fournier, zadba o to, by to zagrożenie objąć kwarantanną. Jego szeroki uśmiech nie różnił się niczym od wyjętej w jego kierunku broni.
-
Ależ bardzo chętnie panie Fournier - słodko zaszczebiotała Gauthier, materializując się z powrotem przy boku turianina. Bez zawahania wsunęła swoje ramię pod jego, drugą dłoń opierając pieszczotliwie na jego ramieniu. -
-
Panno Gauthier, a to niespodzianka. - mężczyzna zamarł w miejscu, tak samo jak jego szybko blednący uśmiech. Odchrząknął, luzując nieco kołnierz swojej koszuli, odwracając spojrzenie od kobiety z powrotem w kierunku Widma. Był dobrym dyplomatą, ale nie potrafił ukryć tego, że z rudowłosą łączyła go relacja inna od biznesowej, której przebieg i zakończenie musiało być trefne, sądząc po jego bladej twarzy.
Kąciki ust kobiety uniosły się jeszcze wyżej, z niemal jadowitą satysfakcją odbijającą się w jej tęczówkach.
-
Liczyłam na to, że będziemy mogli porozmawiać. Widmo ma tak wiele pasjonujących historii do opowiedzenia. Och, te wszystkie niebezpieczeństwa, które nie powinny ekscytować, a jednak...
-
Tak, tak, chętnie posłucham każdej... - bąknął w odpowiedzi, odsuwając się nieco od Widma, zmieszany. -
Niestety, jestem teraz potrzebny, ale złapię was za niedługo, dobrze? - dodał przepraszająco, ujmując dłoń Viyo w formie formalnego, pożegnania, nim odwrócił się w drugą stronę i ruszył na przód - a świta parła naprzód wraz z nim.
Zoé sięgnęła do tacy przechodzącego kelnera, zdejmując z niej jeden kieliszek z jasnożółtą zawartością, a drugi - z niebieską. Niebieski podała w jego stronę.
-
Niebieskie są dekstro - uspokoiła go, jeśli miał jakieś obawy, po czym nie puszczając jego ramienia, powoli ruszyła wgłąb pomieszczenia.