Nastawienie Abrahama jasno nakreślało na piasku ścieżkę, którą rozmowa nieuchronnie musiała się potoczyć. Od momentu w którym mężczyzna otworzył drzwi, a w jego oczach pojawiła się nienawiść i obrzydzenie na widok turiańskiego, niespodziewanego gościa, miał przeczucie, że spokój i uprzejmość na niewiele się zdadzą w tej konwersacji. Były żołnierz sprawiał wrażenie trudnego rozmówcy, a sprawy nie ułatwiał fakt, że on sam musiał zmuszać resztki swojej dyscypliny, żeby pozostać kulturalnie nastawiony do ojca człowieka, który tak wypaczył jego ostatnie miesiące życia, podczas gdy każda komórka jego ciała rwała się do tego, żeby złapać mężczyznę za gardło i wydusić z niego odpowiedzi. Jednak pomimo tego, nie zareagował na ostrzejsze słowa, tylko mierząc starca wzrokiem.
- Przytroczona do pancerza, ale wciąż w kaburze. I to, że w niej pozostaje, to grzeczność z mojej strony - odparł lakonicznie, odwzajemniając jego wzrok. - Pomimo pełnego prawa zapewnionego mi przez Radę Cytadeli, które pozwala mi na wejście do pańskiego domu i wyciągnięcie odpowiedzi z pana oraz pana towarzyszki na wszelkie potrzebne mi sposoby, wybrałem cywilizowaną rozmowę, panie Reed i uszanowanie waszego domostwa. Wszystko to co zrobił pana syn i wszystkie ofiary, które zginęły z jego ręki, sprawiają, że to na co ma pan ochotę nie ma w tej chwili większego znaczenia, ale i tak wybrałem konwersację, mając nadzieję, że załatwimy tą sprawę bez czegoś, czego oboje będziemy żałowali.
Wściekłość byłego żołnierza, która wylała się na zewnątrz, gdy padło jego prawdziwe imię, rozbiła się o pancerz Widma. Vex nie poruszył się, ale przygotował się na nadchodzący atak - lub próbę zamknięcia mu drzwi przed nosem, którą zamierzał powstrzymać. Jego wzrok przesunął się na kobietę stojącą we wnętrzu budynku, przyglądając się jej przez uderzenie serca; przerażenie i ubóstwo wypełniało mieszkanie rodziny Donovana, co zupełnie pasowało do wyobrażenia, które Viyo podświadomie budował sobie w drodze tutaj, a bardziej kierowało jego podejrzenia w drugą stronę.
- Nie - odparł nieporuszenie na ryk Abrahama, patrząc na niego bez mrugnięcia okiem, pomimo deszczu spływającego po twarzy oraz krawędziach pancerza. - Twój syn jest terrorystą poszukiwanym przez połowę galaktyki, odpowiedzialnym za śmierć tysięcy niewinnych ludzi. Chcę poznać waszą stronę historii i daję wam szansę na jej opowiedzenie, na spokojnie i we własnym domu, zamiast wyciągnąć ją z was siłą lub zabrać was na publiczne przesłuchanie na Cytadelę. Przed czymkolwiek się ukrywacie w tym miejscu, będzie za późno, by do tego wrócić, jeżeli ze mną nie porozmawiacie. A być może nawet będę w stanie wam jakoś pomóc.
Patrząc po warunkach w jakich rodzina Reeda musiała żyć, każde wsparcie finansowe pewnie byłoby mile widziane, ale wątpił żeby duma i pogarda Abrahama pozwalała na przyjęcie jakiejkolwiek pomocy, więc nawet nie próbował tego proponować. Wściekłość i nienawiść sącząca się z serca mężczyzny do jego rasy, zapewne nie była czymś co mogłoby zostać przesłonięte przez jakąkolwiek liczbę kredytów. Czy w takim razie ukrywał się tutaj przed swoim synem, wydając ostatnie pieniądze na dom położony w odludnym terenie i przez to ledwo wiążąc koniec z końcem? Czy może to Donovan ich tutaj ukrywał, ale odkąd Castor rozpadł się po śmierci Steigera, a łowca zaczął być aktywnie tropiony, nie miał możliwości przesyłać im swoich funduszy oraz opłacać ich osamotnionego więzienia, co zaczęło prowadzić do jego upadku? Druga opcja wydawała się mniej prawdopodobna, widząc jak daleko posunął się rozkład domu oraz stan w jego wnętrzu, ale nie mógł tego wykluczyć.