Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Wyspy Owcze

5 gru 2023, o 13:52

spostrzegawczość - vex
50%
Rzut kością 1d100:
89
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

5 gru 2023, o 14:58

Wyświetl wiadomość pozafabularną Gdy turianin wkroczył do salonu, kontrast pomiędzy zewnętrznym stanem budynku a jego umeblowaniem stał się jeszcze bardziej dostrzegalny. W ciepłym świetle lamp podłoga, wyglądającą na zrobioną z prawdziwego drewna, błyszczała, jakby ktoś wcześniej ją wypolerował. Stół, przy którym siedziała dwójka, wyglądał na solidny i ciężki, nie widać było na nim choćby jednego uszczerbku. Po lewej stronie od niego, pod ścianą stał kredens, którego przeszklone wnętrze wypełniały jakieś pamiątki, których z daleka nie rozpoznawał, a po obu stronach kredensu umieszczone były dwie pary drzwi - jedne z nich z pewnością prowadzące do kuchni. Były teraz lekko uchylone, z wnętrza wydobywał się przyjemny zapach gotującej się potrawy, lecz sztorm za plecami turianina skutecznie zagłuszał mu wszelkie odgłosy wrzenia wody czy skwierczenia na patelni. Drugie były zamknięte.
Po prawej stronie od stołu znajdował się przestronny salon, oraz korytarz idący wgłąb domu. W korytarzu, Viyo dostrzegł schody prowadzące w górę i kilka par drzwi. Przez jego środek szedł długi, zdobiony dywan w kilku odcieniach czerwieni. Podobny dywan zdobił również podłogę salonu, w której turianin dostrzegł od razu miejsce Reeda - stary, skórzany fotel zajmował honorowe miejsce. Brązowy, wyglądał na wysłużony, lecz z pewnością wygodny i dość elegancki. Kanapa, inny, skromniejszy fotel oraz stolik kawowy wyglądały, jakby upchano je w pomieszczeniu wokół niego, zamiast na odwrót.
Wnętrze domu było oszczędne w dekoracjach, jakby brakowało w nim kobiecej ręki pomimo zajmującej miejsce przy stoliku towarzyszki Reeda. Nie dało się jednak odmówić mu wystawności - choć było w nim mało mebli, te wyglądały na dość drogie jak na Ziemskie standardy.
Szyderczy uśmieszek nie zniknął z twarzy Abrahama pomimo obelg i zarzutów, które skierował ku niemu Viyo. Mężczyzna przyglądał mu się, gdy obcy wkraczał do jego salonu i jedynie poprawił nieco chwyt na strzelbie, unosząc jej lufę w górę i dostosowując jej pozycję. Po czymś tak prostym, jak trzymanie broni, turianin zauważył, że mężczyzna ma wprawę. Obnosił się ze swoim archaicznym wynalazkiem jak z czymś, czym posługiwał się często - lub dużo, wiele lat temu.
Dopiero wspomnienie wszystkiego tego, co mógł mieć, sprawiło, że parsknął z rozbawieniem.
- Mam pieniądze, a żadnego ułaskawienia nie potrzebuję. Szczególnie od ciebie - prychnął, ostatnie słowa cedząc z obrzydzeniem, jakby z trudem przeszły mu przez gardło. - Ty szukasz wiedzy i kontaktów, gnoju. Nie masz niczego, czego bym od ciebie chciał. I najwyraźniej nie masz też jaj, żeby dokończyć to, co zacząłeś.
Strzelba drgnęła w jego dłoniach, palec musnął spust i spoczął u jego boku. Viyo mógł podejrzewać, że jeśli ich rozmowa zboczy na mniej przyjemne tory, mężczyzna prawdopodobnie zdąży go nacisnąć - a efekt tego będzie w pełni zależny od tarcz i pancerza turianina, którego starzec trzymał na muszce.
Wzrok Reeda był drapieżny. Choć jego twarz okalały zmarszczki, a poszarzałą skórę skalały starcze plamy, znajome, zimne spojrzenie stalowych tęczówek było czujne, trzeźwe. Młode. Chowała się w nich ta sama siła napędowa, która z chłodną determinacją pchała do przodu Donovovana pomimo upływających lat. Ta sama iskra, która uporczywie trzymała się starzejącego ciała, nieugięta, niezdolna do zgaszenia przez świat i czas.
Kąciki ust mężczyzny wygięły się w górę, gdy mężczyzna wybuchnął ochrypłym śmiechem, który przebił się przez odgłosy sztormu i odbił echem od ścian pomieszczenia. Jego śmiech był nieprzyjemny dla ucha, nawet gdy zakończył się głębokim, duszącym kaszlem, a w jego oczach zalśniły łzy.
- Spójrz na mój dom. Myślisz, że czegoś mi brakuje? Że muszę coś udowodnić, sobie, lub jakiemuś rogatemu śmieciowi z Cytadeli? - zadrwił, wolną ręką machając w powietrzu, jakby nakierowywał jego spojrzenie na otaczające go, drogie i wygodne meble. - Historia mnie nie zapomniała. To ja kazałem jej zapomnieć.
Kobieta nie zareagowała na jego wołanie. Nie uniosła nawet głowy do góry, by spojrzeć na zwracającego się do niej turianina. Nadal siedziała przy stole, drżąc lekko. Objęła się ramionami, kiwając lekko w przód i tył, z głową zwieszoną w dół. Jej twarz przykrywały opadające w dół włosy. Były matowe, pozbawione życia i wigoru, lecz czyste i uczesane. W ciemnych pasmach Viyo dostrzegł z bliska kilka siwych pasm.
- Przyszedłeś zgrywać bohatera? Liczysz, że przegrzebiesz mi szafki i znajdziesz jakieś odpowiedzi? - warknął mężczyzna, także nie reagując na to, że turianin zwrócił się do jego towarzyszki. - Widzę cię. Jesteś mordercą, takim samym jak on.

@Vex
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Wyspy Owcze

7 gru 2023, o 20:59

Spojrzenie turianina przesuwało się powoli po twarzy kobiety, gdy Widmo zastanawiał się jaka jest jej rola w tym wszystkim. Czy stanowiła ostatni strzępek dobrego człowieka u Abrahama, będąc kimś mu bliskim, kim opiekował się z sobie tylko znanego powodu? Czy wręcz przeciwnie? Taka myśl wydawała się absurdalna w obliczu namiastki paskudnego charakteru, który dostrzegł wcześniej u mężczyzny, ale doświadczenia ostatnich miesięcy i lat nauczyły go, że niemal każdy nosił jakąś maskę lub miał coś, co na krótką chwilę potrafiło go postawić w lepszym świetle. Im więcej czasu mijało od Chasci oraz od Cordovy, tym bardziej uczył się ignorować to przeczucie, ale w momentach takich jak ten, potrafiło czasami wrócić i postawić przed nim niewygodne pytania. W pewien sposób stary Reed miał rację, chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy. To właśnie te niewygodne pytania i ten pojedynczy cień szansy powstrzymywał obecnie turianina o zakończenia życia opryskliwego starca tu i teraz, ale ta nitka była cienka niczym pojedynczy włos. Im więcej kropel deszczu spływało po framudze wyważonych drzwi, tym mniej obecność dziewczyny oraz tajemnica tego co będzie dla niej oznaczała śmierć Abrahama, hamowała jego wzbierającą się, gorzką złość.
Tak naprawdę nie oczekiwał, że znajdzie jakiekolwiek odpowiedzi we wnętrzu budynku. Brzydka prawda była taka, że szukał tylko powodu.
Jakaś jego część podpowiadała mu, że dziewczyna siedząca obok mężczyzny jest tylko jego kolejnym obiektem kontroli - niewolnikiem zachcianek Abrahama, jego sprzątaczką, kucharką oraz zaszczutą, przymusową mieszkanką jego królestwa, którą mógł rządzić i która mogła być celem jego impulsów. Nie potrafił jednak stwierdzić ile z tego było rzeczywistością, a ile jego projekcją na stan faktyczny - projekcją spowodowaną chęcią znalezienia tego jednego usprawiedliwienia, które sprawiłoby, że będzie mógł wytłumaczyć przed samym sobą pociągnięcie za spust. Nawet jeżeli będzie to wytłumaczenie równie puste, co prawda, która za nim stała.
- Jestem - odpowiedział po chwili milczenia, nie próbując zaprzeczać. Poruszył się z miejsca, obchodząc stół i niespiesznie podchodząc do kredensu z pamiątkami, jakby nie widział wymierzonej w siebie broni. - Ale twój syn jest czymś o wiele gorszym niż tylko mordercą. I trochę się od niego nauczyłem.
Zatrzymał się przed wystawą, wodząc spojrzeniem po jej zawartości, nim odwrócił głowę z powrotem w stronę Abrahama.
- Donovan, twój Donnie, wie jak znajdować słabości innych i wie, że często najboleśniejsza droga, żeby ich skrzywdzić, wcale nie wiedzie przez pociągnięcie za spust prymitywnej strzelby czy nowoczesnego karabinu - kontynuował cicho. Jego wzrok przesunął się po kobiecie, sprawdzając czy imię młodego Reeda wywarło jakąkolwiek reakcję, czy również wpadło w otchłań strachu. - Nie muszę cię zabijać, Abrahamie. Co więcej, mam wrażenie, że bardziej dopiecze ci jeżeli tego nie zrobię. Czy poczujesz się takim samym zwycięzcą, gdy zabiorę twoją towarzyszkę i gdy spalę twój dom? - dodał, tym razem obracając się z powrotem i zawieszając wzrok na twarzy mężczyzny. - Czy dalej nie będzie ci niczego brakować, gdy będziesz siedzieć samotnie w środku zgliszczy swojej małej twierdzy, w której ukrywałeś się przed historią, której to ty kazałeś o sobie zapomnieć? Znalazłem cię tutaj, więc jak długo zajmie mi odnalezienie twoich kont bankowych i ich zablokowanie, zarówno tych z których robiłeś przelewy dla Gunnarsona, jak i tych, które pewnie masz poukrywane na czarną godzinę? Co pierwsze upadnie - twoje stare ciało czy twoja duma, gdy twoja namiastka kontroli będzie się sprowadzać do wyboru między spędzeniem swoich ostatnich lat w publicznym domu starców, a wpakowaniem sobie pocisku przez podniebienie, wiedząc, że ten rogaty śmieć który się do tego przyczynił jest poza twoim zasięgiem i dawno o tobie zapomniał?
Ruszył powoli z powrotem w stronę stołu oraz siedzącego przy nim mężczyzny, ale tym razem jego ciało się napięło, gotowe do aktywowania odrzutu i doskoczenia do mężczyzny, jeżeli ten postanowi oddać strzał lub zrobić coś gwałtownego. Jego wzrok przesunął się po przedramionach starca, szukając na nich omni-klucza, który ten mógł posiadać lub jakichś innych, odstających od spodziewanego rzeczy.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

7 gru 2023, o 22:37

spostrzegawczość - vex
50%
Rzut kością 1d100:
54


wiedza - vex
A<33<B<66<C
Rzut kością 1d100:
45
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

7 gru 2023, o 23:07

Drewniana podłoga zatrzeszczała pod jego ciężkimi, okutymi ceramiką butami gdy podchodził bliżej, obserwowany przez siedzącego przy nim starca. Abraham trzymał palec blisko spustu, a jego wzrok nie odrywał się od turiańskiego obcego, który przechadzał się teraz po jego salonie. Jego twarz stale wykrzywiała nienawiść.
- Mój syn jest gówno wartą imitacją żołnierza - zadrwił, cedząc słowa z nową emocją w głosie - urazą. Docierając do pewnej konkluzji, uśmiechnął się lekko, parszywie, w sposób, który w odpowiednim świetle wyglądałby upiornie, ale w tym - ciepłym i jasnym - był tylko krzywym grymasem staruszka. - Widać, od kogo się uczyłeś.
Zdrobnione imię Donovana przeszyło powietrze w chwili, w której wiatr zadął w otwarte drzwi budynku. Przeciąg pomknął z otwartego przejścia do jakiegoś uchylonego okna w głębi, zamaszyście zatrzaskując metalowe wyjście z hukiem, od którego stary Reed ani drgnął, a jego młoda towarzyszka podskoczyła w swoim krześle. Chłód z zewnątrz, odgłosy rozbijających się fal i dęcie wiatru ustało, gdy metalowe drzwi zamknęły się w przedpokoju.
Kobieta nie zareagowała na rzucone przez Viyo imię. Była osobą trudną do odczytania - wyraźnie widział tylko jej drobną sylwetkę, schowaną pod za dużymi ubraniami, które wyglądały na bardzo stare. Jej dłuższe włosy przykrywały twarz i spojrzenie jej oczu, i pomimo świecącej się nad stołem lampy, nie był w stanie się jej przyjrzeć.
Za szklaną gablotą, turianin zauważył niewiele znaczące drobiazgi. Na górnej półce leżało odcięte poroże jakiegoś zwierzęcia, wraz ze zdjęciem upolowanej zwierzyny - na szczęście w czerni i bieli, przez co nie było widać krwi. Na jego rogu ktoś napisał wagę w kilogramach. Obok leżał pistolet, równie stary jak dzierżona przez mężczyznę strzelba, oraz jakaś statuetka, być może modlitewna. Niższą, drugą półkę wypełniały wyciosane w drewnie zwierzęta. Było ich ponad dziesięć, jedne duże, drugie małe - rozpoznał w jednej z figurek kaczkę. Większość wyglądała obco, lecz podobnie do siebie - musiały to być Ziemskie zwierzęta i jedynie trzy, inne figurki odznaczały się od reszty, mając dziwną budowę, nie przypominającą innych. Ciosane figurki miały dużo detali, pokazując, że Reed wprawnie posługiwał się nożem.
Słowa turianina odbiły się od oblicza jego przeciwnika, nie pozostawiając ani jednej rysy na jego mimice, tym samym ujawniając kolejne podobieństwo między nim, a jego synem. Twarz Abrahama była nieprzenikniona. Choć spowijały ją kotłujące się, negatywne emocje, nie przezierało spod nich nic więcej. Nie było strachu, który Viyo mógłby wykorzystać, żalu ani miłości do osoby, która siedziała obok niego.
- Czy ty wiesz, jak stary jestem? - prychnął, z politowaniem kręcąc głową, jakby słowa Viyo nie zasługiwały nawet na komentarz - ale stał w jego salonie. Był na jego terytorium, a Reed był niecierpliwy. Irytował go brak konkluzji. - Myślisz, że robi mi to jakąś różnicę? Przeżyłem więcej, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. Jak umrę, to umrę. Gdzie umrę, tam umrę. I niech mnie piekło pochłonie.
Niebezpieczny błysk pojawił się w jego spojrzeniu, gdy Viyo, napinając się, ruszył do stolika.
- Chcesz ją? - zaszydził, wspominając zabranie towarzyszki i spalenie mu domu, groźby które Viyo rzucił przed chwilą. Chwycił nią szczyt oparcia krzesła, na którym siedziała kobieta i z zaskakującą łatwością szarpnął do tyłu, odsuwając siedzisko od blatu. Być może w jego starczym ciele drzemała ukryta siła, może kobieta była drobna i lekka, a może zwyczajnie wspomogła go adrenalina. Z jazgotem szorujących nóg krzesła po panelach siłą obrócił krzesło tyłem do siebie, przodem do turianina. - To ją bierz.
Z gardła kobiety wydostał się przeraźliwy pisk, przypominający desperację złapanego w pułapkę zwierzęcia. Jej ciałem zatrzęsły konwulsje, dłońmi wczepiła się w siedzisko pod sobą, zaciskając je tak mocno, że pobielały jej knykcie. Załkała, przerażona widokiem turianina naprzeciw siebie. Gwałtownie obróciła głową w lewo i prawo, protestując tak, jak była w stanie - choć Abraham nie trzymał jej na krześle siłą. Mogła wstać, mogła uciec, nie była ani uwiązana, ani przygwożdżona do miejsca, a jednak nie ruszyła się ze swojego krzesła. Zapadła się w siedzisku, chcąc zmaleć w oczach turianina, w oczach bestii, która wdarła się do jej domu, która teraz ruszyła w ich kierunku. Której Abraham był gotów ją oddać. Reakcja kobiety była pełna przerażenia, lecz Viyo był w stanie dostrzec, że źródłem tego przerażenia był on sam.
Abraham nie miał rzeczy, których pragnął i jak właśnie pokazał, nie posiadał rzeczy czy ludzi, których bałby się stracić. Strzelba w jego dłoni pozostała cicha, martwa, nie oferując Viyo nawet powodu, którego tak rozpaczliwie wyczekiwał.
Reed miał tylko tajemnice, zamknięte w skarbcu jego umysłu, do którego kluczyk Vexarius wyrzucił w sypki piach.

@Vex
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Wyspy Owcze

8 gru 2023, o 13:36

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex zatrzymał się, gdy mężczyzna szarpnął za krzesło kobiety i postawił ją miedzy nimi. Jego wzrok przesunął się po jej twarzy, widząc panikę i strach, które z niej biły, gdy próbowała zniknąć, wciąż pozostając jednak w miejscu, gdy szpony przerażenia trzymały ją w bezruchu, nie pozwalając uciec - niczym sarna złapana w światła reflektorów, zamarła w śmiertelnym znieruchomieniu i oczami wbitymi w nadjeżdżający samochód. Cokolwiek Abraham jej naopowiadał o innych turianach lub czegokolwiek doświadczyła z ich strony w swoim życiu, teraz to odbijało się w aparycji rogatego demona, który stał na tle sztormu wbijającego się przez wyważone drzwi. Vex nie potrafił z całkowitą pewnością stwierdzić czy młodość dziewczyny mogła być związana z wydarzeniami na Shanxi, ale skoro przeszłość Donovana sięgała w tamtą stronę, to być może i jej własne koszmary miały swe źródło w prawdzie - a on z ponurą klarownością uświadomił sobie, że swoich wtargnięciem do ich mieszkania oraz ostrymi groźbami rzucanymi pod adresem Abrahama, wyłącznie potwierdzał jej najgorsze obawy, nadając mitom lub wspomnieniom żywą, fizyczną formę. Tkwił przez chwilę w bezruchu, spoglądając na nią z góry, nim przesunął w końcu wzrok z powrotem na człowieka.
- Naprawdę byłbyś w stanie oddać obcemu swoją podopieczną? Obcemu, który ci groził i którego tak bardzo nienawidzisz? Tak po prostu? - zapytał cicho. Przyglądał się pociętej zmarszczkami twarzy Abrahama, nie mogąc powstrzymać zimnej, nieprzyjemnej guli, która zaciskała się w jego piersi. - Naprawdę wolisz świadomie ukrywać informacje o terroryście, który bez mrugnięcia okiem zabił setki twoich pobratymców, byle tylko dopiec turiańskiemu śmieciowi?
Jakiekolwiek emocje i pobudki kotłowały się pod wykrzywioną maską byłego żołnierza, nie potrafił dostrzec pośród nich chociaż jednego pozytywnego elementu, który mógł mu pomóc, tak jakby parszywy starzec stanowił głodną, pozbawioną światła pustkę, która chciała tylko kierować się swoimi własnymi potrzebami. Jakaś jego część zaczęła sobie powoli uświadamiać, że być może nie szukał powodu, żeby zabić mężczyznę ze względu na swoją własną gorycz, a takiego, żeby właśnie tego nie robić. Manipulacja Abrahama i ultimatum, które rzucił mu w progu, obnażyło jego własną, zepsutą prawdę, która kryła się pod powierzchnią mentalnych blizn po ostatnich miesiącach pracy Widma - prawdę, która nieustannie pchała go ku krawędzi i zza której ledwo udało się go sprowadzić Etsy.
Ale Abraham był czymś innym. Nie był niewinnym Gunnarsonem, nie był ambiwalentnie szarą jednostką, która mogła mieć szansę na zrobienie czegoś dobrego. Był powiązany z Reedem, ale wszystko co Widmo do tej pory zobaczył, podpowiadało, że Donovan prawdopodobnie sam chętnie zabiłby mężczyznę własnymi rękami, gdyby tylko wiedział o jego istnieniu. Mógł próbować wykorzystać potencjalną nienawiść między nimi do ściągnięcia łowcy na Wyspy Owcze, zastawiając na niego pułapkę, ale czy beznamiętny żołnierz Castora w ogóle zawracałby sobie tym głowę?
Z jego gardła wyrwało się ciche westchnięcie, gdy wypuścił powoli z siebie powietrze. Napięcie z jego ramion przesunęło się na resztę ciała, gdy jego myśli w końcu przestały się miotać między jedną ścieżką, a drugą - podejmując decyzję. I konsekwencje, które za nią szły.
Ruszył powoli w stronę Abrahama, obchodząc to na którym siedziała dziewczyna i skupiając swoją uwagę na starcu. W chwili, w której mężczyzna przeniósł na niego swoją broń, aktywował napędy swojego pancerza, zamierzając doskoczyć do człowieka i chwycić go za gardło, podnosząc z krzesła na którym siedział. Jeżeli strzelba skierowała się w stronę pleców kobiety, przewrócił ją na bok lub przesunął się w jej miejsce.

@Mistrz Gry
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

8 gru 2023, o 13:39

refleks
przewaga reeda < 40 < przewaga vexariusa
Rzut kością 1d100:
51


tajny rzut mg
A<30<B<60<C
Rzut kością 1d100:
46
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

8 gru 2023, o 14:45

Wyświetl wiadomość pozafabularną Przerażona kobieta zastygła na krześle, spoglądając w stronę swojego oprawcy spod ciemno-szarych włosów, które opadły na jej twarz. Gdy drzwi zatrzasnęły się w przeciągu, wewnątrz mieszkania nastała cisza i w niej, Viyo wyraźnie słyszał jej przyśpieszony, spazmatyczny oddech. Jej reakcja była prawdziwa - nie była elementem manipulacji, skrupulatnie wykonywanym, teatralnym przedstawieniem mającym na celu wzbudzenie jego współczucia. Pomimo tego jak łatwo przyszło Abrahamowi obrócić jej krzesło, rzucić ją na pożarcie bestii, ona wciąż siedziała przyklejona do oparcia swojego krzesła, przerażona perspektywą zabrania przed Widmo stojące naprzeciw.
Pytaniom, które rzucił turiański agresor, odpowiedziała cisza. Twarz Abrahama pozostała nieodgadniona.
Być może nic dla niego nie znaczyła kobieta siedząca obok. Może towarzyszyła mu z wygody, z braku innych opcji, a może jej obecność tutaj była jakimś dla niego przyzwyczajeniem czy niewiarygodnym okazem łaski. Może z łatwością rzuciłby ją Viyo w formie okupu za własną wolność, a może wszystko to było tylko sztuczką. Pokazaniem turianinowi, że nie obchodzi go nic ani nikt ponieważ ten okazał dzisiejszego dnia dobroć swojego serca. Ponieważ Reed nie wierzył, że Widmo zignorowałby łkanie i przerażenie siedzącej na krześle kreatury, że zabrałby ją wbrew jej woli, wbrew jej podstawowemu instynktowi przetrwania, który teraz nakazywał jej zniknąć, nie prowokować go, nie poruszać się, nic nie mówić, nie patrzeć.
Jeśli Abraham Reed miał słabości, na jej skalnym obliczu nie reprezentowała ich ani jedna rysa. Jeśli żal było mu jego pobratymców oraz ich śmierci, nie zdradzał tego ani gestem, ani słowem. Jeśli był powód, dla którego chronił swojego syna przed dociekającym jego sekretów Widmem, powód ten był głęboko zagrzebany w skarbcu jego tajemnic.
Ale może był tylko upartym, nienawistnym starcem, którego lata posiadania kontroli nad wszystkimi wokół utwierdziły w przekonaniu, że lepiej jest zginąć niż oddać choćby jej cząstkę komuś innemu.
Dłoń mężczyzny poderwała się gdy adrenalina zawładnęła turiańskim ciałem. Jego stare kości zatrzeszczały w tym nagłym ruchu, jego towarzyszka pisnęła, jego strzelba błysnęła w ciepłym świetle lampy zawieszonej nad nimi, jego palec przesunął się na spust. Turianin chwycił długą, metalową lufę strzelby nim ta przesunęła się ku jego głowie. Wystrzelił. Pocisk pomknął koło twarzy rogatego diabła, wbijając się z impetem w sufit. Ogłuszający grom wypełnił powietrze zapachem prochu strzelniczego, jakby antyczna broń uchyliła same bramy piekieł, lecz nie zdołała powstrzymać turiańskiego Widma.
Strzelba wylądowała na podłodze gdy opancerzona dłoń zacisnęła się na miękkiej szyi starca. Jego ręce chwyciły przedramiona oprawcy, usiłując odciągnąć imadło, które wyduszało z jego wnętrza powietrze. Pomimo jego wieku, słabości ukrytej pod ubrudzoną koszulą, mężczyzna nie zapadł się w krześle. Siedział wyprostowany, jakby nawet śmierć nie była w stanie pozbawić go godności. We wnętrzu jego wściekłego spojrzenia błyszczał tryumf, chore samozadowolenie, którym spoglądał na swojego oprawcę w sposób, w jaki zwycięzca spogląda na przegranego.
Za plecami Widma rozległ się huk upadającego krzesła, powietrze przeciął paniczny szloch, odgłos kroków na drewnianej posadzce zdradził zbliżającą się osobę. Gdy twarz duszonego mężczyzny stawała się sina, a jego los ważył pod naciskiem, który mógł złamać delikatny kark, coś uderzyło w turiańskie plecy. Uderzenie było lekkie, niemal niewyczuwalne pod grubą osłoną pancerza. Po nim nadeszło następne, kolejne i kolejne, desperackie ciosy słabych dłoni i drżących pięści.
Szloch kobiety wypełniał ciszę kończenia czyjegoś życia. Choć Reed nie spuścił wzroku z górującego nad nim Widma, jego towarzyszka zaciekle atakowała jego plecy, usiłując go chwycić, złapać, odciągnąć, powstrzymać. Desperacja w jej zawodzeniu miała gorzką nutę. Jej usta poruszały się i zamykały, jakby usiłowała coś powiedzieć, lecz wydostawał się z nich jedynie szloch.
- P-przestań - wydusiła z siebie, chwytając za naramiennik Viyo, ciągnąc tak mocno, jak była w stanie - coś, czego dwumetrowy turianin nie był w stanie nawet odczuć. Jej zmierzwione włosy przykleiły się do mokrej od łez twarzy, obnażając spojrzenie stalowych tęczówek. W płynnym metalu chowało się błaganie. - Przestań.

@Vex
Ostatnio zmieniony 12 gru 2023, o 16:49 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Wyspy Owcze

8 gru 2023, o 16:26

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Gwałtowny ruch i huk wystrzału, który poniósł się po wnętrzu budynku, przerwał napiętą atmosferę, która niemal namacalnie wypełniała pomieszczenie swoją obecnością. Zastrzyk adrenaliny przypominał bardziej zerwanie się tamy, która przez ostatnie minuty z trudem powstrzymywała napierające na nią emocje oraz pragnienia. Targające nim myśli, które usiłowały rozerwać go na dwoje od momentu otrzymania ultimatum przez Abrahama, w tej jednej chwili osiągnęły wzajemny spokój, gdy decyzja w końcu została podjęta - bez znaczenia jaka by ona nie była. Napięcie skręcające go od konieczności podjęcia wyboru zniknęło, gdy ten został dokonany, na bardzo krótkie uderzenie serca ściągając z jego ramion jeden ciężar i nie zastanawiając się nad tym, który pojawi się tam w konsekwencji jego następnych akcji, pławiąc się w chwilowej, ale upragnionej uldze. Ciało zareagowało odruchowo, zmniejszając odległość między celem, a ręka wystrzeliła do przodu niemal bez udziału świadomości, odsuwając lufę wymierzoną w jego twarz; ryk eksplozji prochu oraz jego ostra woń ledwo została przez niego zarejestrowana, gdy jego świadomość skupiła się na szyi znajdującej się w uścisku opancerzonych palców drugiej dłoni.
Jadowicie zielone tęczówki wbiły się w stalowy wzrok Abrahama, nie odwracając się na bok, gdy napotkały w nich chory triumf. Wściekłość Widma była lodowata i beznamiętna, ale gdy zaciskał palce na gardle mężczyzny, w jego oczach płonęła gorąca, głęboka nienawiść oraz tłumiona furia, która swoje źródło miała tylko częściowo w osobie parszywego starca. Pomarszczony człowiek oraz całe zło które sobą reprezentował, były niemal personifikacją ostatnich miesięcy, były żywym potwierdzeniem tego mroku, który reprezentował sobą Castor, Steiger oraz Donovan. Abraham był elementem przeszłości młodego Reeda, jedyną rzeczą, którą udało się im znaleźć na jego temat, jedyną która mogła być chociażby powierzchowną słabością - i Vex każdą cząstką swojego ciała pragnął mu ją odebrać, tak jak on przyczynił się do całego bólu, który łowca mu sprawił odkąd po raz pierwszy starli się w chińskiej przetwórni piezo. Nie dlatego, że mogło to być słuszne lub mogło im w jakiś sposób pomóc, czym zasłaniał się odkąd tylko odkryli ten jeden trop, a dlatego bo zwyczajnie pragnął zemsty. Pragnął skrzywdzenia łowcy, pragnął zadania mu rany, która złamałaby na krótką chwilę jego nieprzeniknioną maskę niezatrzymanej siły.
Abraham, będąc skurwysynem do szpiku kości, tak obrzydliwym i złym jak tylko było to możliwe, czynił to po prostu łatwiejszym. Dawał tak niepodważalną wymówkę ukrócenia jego życia, że Vex nie musiałby się nawet co do tego przekonywać.
A przynajmniej powinien.
Furia Widma rosła tym bardziej, im więcej życia wyciekało z ciała starca i im większy triumf pojawiał się w jego oczach. Jego zielone tęczówki świdrowały wzrok umierającego człowieka, łaknąc ulatującej z niego energii z perwersyjną, gorzką potrzebą. Ignorował pomarszczone dłonie, które uderzały go po przedramieniu, drapiąc palcami po pancerzu, ignorował bezgłośny charkot i świat dookoła nich. Niemal nie usłyszał kroków za swoimi plecami i niemal nie poczuł drobnych uderzeń na swoich plecach.
Niemal.
Jej słowa oraz błaganie przebiły się w końcu przez jego zimną złość, trafiając w coś, czego nie były w stanie uchwycić słabe dłonie na jego pancerzu. Vex wpatrywał się jeszcze przez długą chwilę w powoli konajacego Abrahama, całą siłą walcząc z samym sobą oraz z budzącą w jego umyśle nową emocją, która niespodziewanie zaczęła wygrzebywać się spod całej reszty chaotycznych uczuć, ale w końcu z jego gardła wyrwało się długie warknięcie, pełne najczystszej frustracji oraz gorzkiej, bezsilnej świadomości kogoś, kto właśnie uświadomił sobie, że zaczyna przegrywać. Albo może już przegrał.
Zatrząsł się ze złości, ale jego palce powoli się rozluźniły, wypuszczając szyję Abrahama ze swojego uścisku - chociaż wydawało się to być najtrudniejszym co zrobił od bardzo dawna. Pozwolił mężczyźnie upaść z powrotem na krzesło, a sam zacisnął dłonie w pięści tak silnie, aż zazgrzytały płyty jego pancerza.
- Dlaczego? - zapytał ochryple, patrząc na ojca Reeda, ale swoje słowa kierując do kobiety. - Dlaczego? Twój ojciec chciał żebym zamordował dla niego niewinnego człowieka dla jego własnego widzimisię. Ma informacje, które mogą uratować setki albo i tysiące kolejnych ludzi, ale odmawia podzielenia się z nimi dla samej zasady. Każda komórka mojego ciała podpowiada mi, że jest parszywą, żałosną osobą, która czerpie radość z krzywdzenia innych oraz sprawowania nad nimi pełnej kontroli. Świat będzie pod każdym względem lepszy bez jego obecności w nim.
Obrócił się w końcu w stronę dziewczyny, którą podejrzewał o bycie siostrą Donovana - a przynajmniej kimś spokrewnionym z nim na tyle, by nosić ich rodowe spojrzenie stalowych tęczówek.
- Dlaczego? Dlaczego chcesz zachować jego życie? Dlaczego ja powinienem?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

11 gru 2023, o 15:25

Wyświetl wiadomość pozafabularną Chłodna szarość tęczówek jego ofiary nie przygasała wraz z uciekającym życiem. Wręcz przeciwnie - gdy głowa mężczyzny odchyliła się do tyłu, gdy usilny nacisk jego rąk na przedramienia Widma zelżał, metal pochwycił ciepłe światło zawieszonej nad nimi lampy. Gorejący płomyk, obraz jego nienawiści i zła, rozgrzewał jego spojrzenie, wzmagał trzeźwość myślenia. Abraham Reed usilnie trzymał się przy życiu, odwzajemniając nienawistne, zielone spojrzenie, stając naprzeciw turiańskiej wrogości. Jego wypięta klatka piersiowa zaczęła zapadać się lekko w sobie, twarz poczerwieniała gdy płuca rozpaczliwie usiłowały pochwycić powietrze, ale jego oczy nadal przypominały rozżarzone, czerwone punkty w morzu ciemności.
Przebłysk zaskoczenia przemknął po jego metalicznych tęczówkach, gdy opancerzone ręce wypuściły z żelaznego uścisku jego szyję. Ciało starca spadło na krzesło z impetem, z trzaskiem naprężonego drewna i gdyby mężczyzna ważył więcej, z pewnością przewaliłby mebel na ziemię. Zwierzęcy charkot wydobył się z jego gardła przy zaczerpnięciu pierwszego, rzężącego oddechu. Jego twarz, w odcieniach sinizny i napuchniętej czerwieni, wykrzywiła się w grymasie bólu, a jego ciało zatrzęsło się w nagłym ataku kaszlu.
Abraham Reed żył.
Łkająca kobieta odsunęła się od opancerzonego ciała, z którym walczyła z taką zaciekłością. Wymsknęła się jego spojrzeniu, gdy obrócił się ku niej, wymijając Widmo z ostrożnością i dopadając do skurczonego ciała swojego walczącego o każdy oddech ojca. Reed oddychał spazmatycznie, ciężko, jego głowa zwieszona była w dół, z twarzą ukrytą za kurtyną siwych włosów. Padając na kolana przy jego krześle, otuliła go swoim ramieniem, ostrożnie, powoli, jakby bała się go dotknąć i, nie dostrzegając sprzeciwu, przykryła go własnym ciałem na tyle, na ile była w stanie.
Gdy jej krzyki ustały, w domu zapanowała upiorna cisza, przerywana wyłącznie pełnym wysiłku, chrapliwym oddechem Abrahama.
Obróciła głowę, ze strachem zadzierając ją w górę by móc spojrzeć na stręczyciela z ziemi, na której klęczała. Łzy spływały po jej policzkach nieustannie, niekończące się wodospady wydobywające z głębi kamiennych oczu.
- To wszystko, co mam - szepnęła ochryple, tak cicho, że Viyo mógłby jej nie usłyszeć, gdyby nie stał tuż obok. - Nie mam nikogo innego. Nie zabijaj go. Proszę.
Jakby w obawie o to, że jej nie posłucha, przytuliła się do osłabionego mężczyzny. Źródła swojego przetrwania, źródła swojego utrapienia. Przykryła jego zgarbioną sylwetkę, zamykając oczy, a spod jej powiek nieustannie spływały łzy.
W jego słuchawce odezwał się obcy głos, echo innego świata.
- Wykrywam poruszenie policji w węźle centralnym i węźle lokalnym. Zwołano dwa oddziały specjalne - zakomunikowała Etsy, nieznośnie głośna w kontraście z ciszą, która zapadła w domu. - Spodziewaj się towarzystwa.

@Vex
Ostatnio zmieniony 12 gru 2023, o 16:49 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Wyspy Owcze

11 gru 2023, o 21:46

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Abraham Reed żył.
Abraham Reed powinien zginąć.
Patrząc na starca, który zanosił się spazmatycznym kaszlem na krześle, trzymając się za gardło, Vex mógł czuć tylko niesmak, pogardę i gorycz, która powoli ogarniała jego serce. Słysząc błagalne słowa dziewczyny uświadomił sobie, że wie co powinien zrobić, ale również i że nie będzie w stanie tego zrobić. Jego pierwsze podejrzenie było właściwe, ale jak się okazuje, wcale nie ułatwiało ono podjęcia decyzji. Aura ofiary psychicznego szantażu unosiła się dookoła skulonej córki Reeda tak gęsto, że była niemal namacalna - stalowooka dziewczyna przylegała do charczącego mężczyzny w rozpaczliwym uścisku kogoś, kto tak bardzo przyzwyczaił się do swojego kata, że nie potrafił wyobrazić sobie życia, w którym go nie było. Jakaś jego część wiedziała, że powinien zignorować jej prośby oraz płacz, i dokończyć to co zaczął. Świat byłby lepszym miejscem bez Abrahama. Również dla niej. Jakikolwiek ból oraz szok, który wywołałby morderstwem starca na jej oczach, prędzej lub później odszedłby w niepamięć, gdyby kobieta otrzymała właściwą pomoc psychiatryczną, która uświadomiłaby jej rolę, którą grała w bezdusznym, samolubnym przedstawieniu starego człowieka. Jej rekonwalescencja potrzebowała czasu - czasu z dala od jej kontrolującego ojca. Nienawidziłaby go za to, ale prawdopodobnie nie wiecznie. Ostatecznie wyszłaby na tym lepiej.
Ale czy naprawdę?
Być może śmierć Abrahama byłaby ostatnią kropką na końcu zdania, które przypieczętowałoby jej wspomnienia oraz los. Być może byłyby jego drugim, niewielkim zwycięstwem.
A być może jego przeżycie zrzuci na jego głowę kolejne problemy, gdy mściwy starzec wykorzysta swoje kontakty ze starych lat oraz pieniądze, by się na nim zemścić. Jakoś. Kiedyś. Stając się kolejnym cieniem i niedokończoną sprawą, którą Vex zostawi za plecami.
Abraham Reed powinien zginąć. A jednak będzie żył.
Ale Vex nie zamierzał opuszczać tego zapomnianego domu na krańcu świata bez przynajmniej jednego, dobrego uczynku, który w jego umyśle próbował rozpaczliwie przebić się przez plamę czarnego oleju, która w tej chwili zalewała jego sumienie oraz myśli. Nawet jeżeli w tej chwili wydawał się on równie trudny, co jego drugi koniec spektrum.
- ETA? - zapytał cicho, gdy głos Etsy przebił ciszę w jego słuchawce. Nadchodząca policja stanowiła problem, ale nie był takim, z którym nie mógłby sobie poradzić, gdyby przyszło co do czego. - Masz źródło? Gunnarson?
Przesunął wzrokiem po reszcie pomieszczenia, a także po rogach w suficie, szukając znajomego błysku monitoringu. Jeżeli dwa oddziały specjalne były po prostu reakcją na relację ich komisarza lub efektem alarmu uskutecznionego jakoś przez Abrahama, to wciąż miał nad nimi władzę Widma. Jeżeli natomiast były następnym organem opłaconym przez starca...
Jakaś jego część miała na to ochotę. Ta, która wciąż potrzebowała wyładować na czymś swoją złość oraz frustrację. Lub na kimś.
- Nie jesteś sama - odezwał się po chwili, kierując swoje słowa z powrotem ku kobiety na ziemi. - Twój brat, Donovan, wciąż żyje, a ja próbuję go odnaleźć. Wasz Donnie. Jesteś córką Isabelli, prawda?
Oderwał w końcu wzrok od Reeda i przeniósł go na kobietę. Przyglądał się jej w milczeniu przez parę sekund, próbując uspokoić adrenalinę pulsującą w jego żyłach oraz i zignorować zew, który domagał się śmierci starca.
- Nie zabiję go, ale pod jednym warunkiem - odezwał się w końcu. - Pójdziesz ze mną. Obiecuję, że nic nie będzie ci grozić z mojej strony i że będziesz dobrze traktowana oraz, że jeżeli będziesz chciała, to będziesz mogła tu wrócić za kilka miesięcy - z powrotem do tej namiastki życia, którą Abraham ci oferuje. To jest mój warunek. Kilka miesięcy twojego życia za jego całe.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

11 gru 2023, o 21:55

perswazja - vex
30%
Rzut kością 1d100:
16
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

12 gru 2023, o 16:48

Głos Etsy pojawił się w jego słuchawce znienacka. SI nie wtrącała się od chwili jego wypuszczenia Gunnarssona, choć z pewnością przysłuchiwała się każdemu odgłosowi, jaki docierał do niej przez komunikator. Musiała być świadoma wszystkiego, co robił wewnątrz domu - a także tej jednej rzeczy, na którą się nie zdobył. Łkanie klęczącej przed nim kobiety było cichsze, nie przypominało już desperackiego zawodzenia, nie było wypełnione walką, do której szarpnęło się jej ciało. Wskazywało na to, że sytuacja nie eskalowała, a wkrótce słowa Viyo to potwierdziły.
- Jeśli używają pojazdów naziemnych, od piętnastu do trzydziestu minut. Jeśli użyją promów, pięć do dziesięciu - odrzuciła, sprawdzając potencjalne widełki. - Mają swój prywatny kanał komunikacji, do którego nie mam dostępu. Informacja o zdarzeniu pod tym adresem pojawiła się niepowiązana z żadnym telefonem i cynkiem, dlatego prawdopodobnie jej źródłem jest komisarz Gunnarsson.
Reed wreszcie przestał kaszleć, choć nadal oddychał ciężko, urywanie. Uniósł głowę, spoglądając ponad ramieniem przyklejonej do niego córki prosto na swojego niedoszłego kata. W jego oczach nadal malowała się wściekłość, jakby łaska, którą obdarzył go Viyo, niczego go nie nauczyła, ani nie została przez niego doceniona.
- Twój prom jest w drodze. Powinien być za siedem minut - dodała, wyłączając się tymczasowo, choć nadal monitorowała sytuację.
Słowom Viyo odpowiedziała cisza. Abraham milczał, wpatrując się w turianina z rosnącym grymasem wściekłości, która od początku ich spotkania drzemała w głębi jego spojrzenia. Kobieta trzymająca się go kurczowo trzęsła się, bezgłośnie płacząc, chowając swą twarz przed spojrzeniem napastnika, którego zdradzieckie słowa trafiały prosto do niej. Minuty mijały jedna za drugą, gdy kobieta starała się uspokoić, targana trudną decyzją, którą miała do podjęcia.
- Jadowity wąż. Myślisz, że ją ochronisz przed moim synem? - spytał i choć w jego głosie normalnie zabrzmiałaby drwina, brzmiał on zbyt słabo, zbyt chrapliwie, by móc ją przekazać. - Ja chroniłem ją te wszystkie lata. Ty tylko sprawisz, że umrze gdzieś tam, z dala od domu.
Szloch wstrząsnął ciałem kobiety, gdy oderwała swoje dłonie od ramion starca. W jej nagłej desperacji zabrzmiała podjęta decyzja, choć kobieta wydawała się nią przerażona. Odsunęła się z trudem od ojca, który nie usiłował jej powstrzymać. Przeniósł na nią swoje nienawistne spojrzenie, kręcąc głową.
- Głupia dziewczyno - warknął. - Nie widzisz, że wykorzysta cię jako przynętę?
Widziała. Viyo mógł dostrzec to w jej oczach. Nie było w jej spojrzeniu zrozumienia, nie było wolności wyboru, jaką jej dał, nie było wiary w obietnicę, że nic jej się nie stanie. Gdy chwiejnie podnosiła się na swoje trzęsące się nogi, w jej twarzy Widmo zauważył niechęć i strach. Choć zdecydowała się z nim pójść, łzy nie przestawały spływać po jej policzkach, gdy w jej domyśle godziła się właśnie na własną śmierć.
- Myślisz, że Donovan potraktuje cię miło po tym, co mu zrobiłaś? - charknął starzec, gdy odwróciła się do niego plecami.
Objęła własne ramiona, chude i schowane pod wymiętym, brązowym swetrem, który miał już swe lata. Opuściła głowę, cicho łkając zwrócona przodem do Viyo. Czekając, aż wyda jej polecenie.

@Vex
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Wyspy Owcze

13 gru 2023, o 20:36

Zbliżające się oddziały specjalne nadały rozmowie bieg upływającego czasu, obracając klepsydrę, która do tej pory trwała zastygnięta w bezruchu. Być może te kilkanaście minut jakie upłynęły odkąd Gunnarson opuścił plażę, sprawiły, że w mężczyźnie odezwało się sumienie i postanowił zgłosić to co zaszło pośród czarnego piasku na skraju wzburzonego morza, a być może jego ludzie zaczęli zadawać pytania, gdy wrócił na posterunek roztrzęsiony i w końcu pękł. Być może po prostu zrobił to co obiecywał błagalnie zrobić, gdy życie przesuwało mu się przed oczami i przyznał się do brania łapówek, a poderwanie dwóch jednostek i wysłanie ich na miejsce zdarzenia było naturalną koleją rzeczy, gdy w opowieści pojawiało się turiańskie Widmo oraz wizja gwałtownej śmierci jednego z obywateli Wysp. Być może to stary Reed miał jakieś swoje własne źródło do nadania ostrzeżenia.
Być może.
Chociaż czas przybycia oddziałów policji potencjalnie zazębiał się z jego opuszczeniem domu Abrahama, Viyo nie potrafił znaleźć w sobie niepokoju. Patrząc na charczącego starca czuł się wyzuty z wszelkich emocji, jak gdyby jego wcześniejsza furia, desperacja i walka z samym sobą wypaliła go z wszelkich wyższych funkcji myślenia, pozostawiając tylko znajome popioły i gorycz. Jeżeli nadchodząca odsiecz nie była personalną armią Abrahama, to wiedział, że nie będą mu w stanie nic zrobić. Pusta świadomość tego, że uprawnienia Widma przerastały każde uprawnienia jakie mogły mieć jednostki na tym opustoszałym końcu kuli Ziemskiej, nie poprawiała mu jednak nastroju. Starzec mógł sobie trzymać komisarza w kieszeni, ale w oczach historii był nikim - zaledwie przypisem w ogromnej, rozległej księdze, z której kart zniknął, zapomniany. W końcu sam sobie tego zażyczył. Nie był znanym politykiem, którego zniknięcie mogłoby mieć polityczne reperkusje, nie był dziennikarzem, który mógł wywołać skandal, nie był kimś, kogo protesty chociażby w najmniejszym stopniu wpłynęły na karierę Irissy. A przecież o to zawsze chodziło. Napaść na niego, nawet oficjalnie zgłoszona do Radnych przez władze Wysp Owczych, miała taką samą szansę przebicia się przez tysiące zgłoszeń na wątpliwe działania innych Widm, co głośne narzekania na Radę przypadkowego pijaka na ulicach Omegi.
Ale nie było to coś, czego miałby ochotę wysłuchiwać.
- I mówi to człowiek, który jeszcze kilka minut temu bez wahania był gotowy oddać własną córkę nieznajomemu - odpowiedział cicho, patrząc z pogardą na łapiącego oddech mężczyznę. - Który próbował wykorzystać ją jako tarczę dla swojego ego. A która jednak gotowa jest poświęcić swoje życie, żeby uratować jego, mimo że na nie nie zasłużył. Nie ochraniałeś nikogo poza swoim własnym kaprysem.
Poruszył się powoli, przechodząc do miejsca gdzie upuścił wcześniej strzelbę Abrahama. Podniósł ją bez słowa, obracając w rękach i wodząc wzrokiem po starodawnym mechanizmie; jakaś jego część szeptała mu, żeby wziął ją ze sobą i zawiesił na ścianie dookoła pozostałych broni, ale nie sprawiało to wrażenia wygranej. Ani blizny, którą chciałby pamiętać.
Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk kruszonego metalu, gdy złapał ją obiema dłońmi i uderzył o kolano, łamiąc w najsłabszym punkcie, tam gdzie widział mechanizm ładujący oraz komorę, a potem odrzucając na bok.
- Ubierz się w coś ciepłego i nieprzemakalnego - powiedział lakonicznie do kobiety, gdy dostrzegł, że podjęła decyzję. Przyglądał się jej przez długą chwilę, wodząc wzrokiem po zapłakanej twarzy skrytej pod zasłoną ciemnych włosów i myślami próbując przebić tajemnicę, którą skrywała. Wywarczane słowa Abrahama tylko przebudziły jego wewnętrznego psa tropiącego, sprawiając, że zmrużył nieznacznie oczy i zanotował sobie tą uwagę na później, gdy kobieta będzie już bezpieczna na jego okręcie oraz być może nieco bardziej uspokojona.
Nieznajoma Jane Doe miała być dobrym uczynkiem - ostatnim, desperackim gestem tonącego w czarnej toni, ale Abraham, chociaż chciał jeszcze bardziej przestraszyć i wywrzeć na kobiecie swoją kontrolę, to nieświadomie, ale trafnie dotknął jej powierzchni, odnajdując skrywającego się pod nią potwora.
- Wiem, że nie masz powodów by mi wierzyć i mi ufać. Ale zawsze trzymam się słowa, które dałem. Będziesz bezpieczna na moim statku - kontynuował oszczędnie, gdy kobieta była gotowa, ale chociaż kierował swoje słowa do niej, to cały czas śledził wzrokiem starego Reeda, gotowy stanąć miedzy nim, a jego córką, jeżeli ten wciąż próbowałby zrobić cokolwiek w swojej złości. Po chwili pokazał jej, żeby ruszyła w stronę wyjścia, a sam obdarzył Abrahama ostatnim długim spojrzeniem.
Paskudną istotę impulsów, sadyzmu i małostkowej zawiści, która nie próbowała się ukrywać za maską kogoś innego, a która okazała się być równie zła i bezduszna, co czyny jego syna.
Nie zaszczycił go ostatnim słowem ani groźbą. Po prostu odwrócił się i wyszedł za kobietą, trzymając się blisko niej i ruszając po plaży w stronę drogi, czekając na przylot swojego promu lub dostrzeżenie świateł nadlatujących oddziałów specjalnych, zostawiając starca w pustym domu na skraju morza.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

16 gru 2023, o 19:47

Wyświetl wiadomość pozafabularną Mur, za którym Abraham skrył swoje uczucia był zbyt gruby, zbyt mocny by słowa Viyo były w stanie choćby zadrapać jego powierzchnię. Jeśli istniało ukryte dno w jego wściekłości, żal za odchodzącą córką czy strach o jej życie, jeśli pozostał w nim choćby ten drobny okruch człowieczeństwa, był on pogrzebany zbyt głęboko by go odnaleźć. W milczeniu odwzajemniał wściekłe spojrzenie Widma, jedynie kątem oka obserwując trzęsącą się, ciemnowłosą kobietę. Gdy turiańskie Widmo zniszczyło jego strzelbę, skrzywił się lekko, jakby utracił coś o sentymentalnym znaczeniu, jednocześnie nie okazując tych samych uczuć względem kogoś innego.
Nie spróbował jej powstrzymać, ani nie próbował zrobić niczego głupiego. Gdy kobieta z wahaniem odwróciła się, rozglądając po pomieszczeniu w poszukiwaniu swoich rzeczy, Reed siedział na tym samym krześle, na które odstawił go Viyo. Jego twarz powróciła do neutralnych odcieni, oddech uspokoił się nieco. Na jego szyi odznaczały się czerwone pręgi tam, gdzie zacisnęły się opancerzone rękawice. Zapadnięty nieco w sobie, obserwował swoją córkę gdy ta, w szoku i chaosie, obracała się wokół, jakby nie wiedząc co ze sobą począć.
Wraz z sylwetką kobiety, po domu niósł się jej szloch. Kobieta przeszła do przedpokoju, otwierając wcześniej zatrzaśnięte drzwi. Wiatr uderzył w jej sylwetkę gdy dobre dwie minuty szukała swoich butów. Wyciągnęła je z wnętrza drewnianej szafki i drżącymi rękami, odruchowo, strzepnęła z ich wierzchu zalegający kurz. Odnalezienie kurtki zajęło jej kolejną, nieznośnie długą minutę i choć kobieta starała się, jej ciało drżało, a łzy spływające spod jej powiek utrudniały widzenie.
Gdy wreszcie stanęła w przedpokoju, opatulając się wyświechtanym, starym płaszczem, objęła się rękoma, starając uspokoić drżenie. Jej wzrok spoczął na siedzącym przy stole starcu w cichej nadziei na jego reakcję - na słowa, czyny, zwykłe gesty. Lecz Reed nie patrzył w jej stronę. Nie odwrócił się w ich kierunku gdy kierowali się do wyjścia i nie wypowiedział ani słowa, gdy turianin stanął przy niej, bądź szturchnął ją lekko, zmuszając do powrotu do rzeczywistości i ruszenia się.
- Mamy problem - zakomunikowała Etsy, jak echo wydarzeń rozpoczynających się na zewnątrz, po którym z daleka dobiegł Widmo łoskot pracujących silników. - Straciłam łączność z wysłanym do ciebie promem. Moje próby wezwania innego kończą się w ten sam sposób.
Czarny piasek przecięły dwa, czarne cienie. Wiatr wzmógł. Jeśli Viyo stał już w przedpokoju, drzwi za nim znów zatrzasnęły się z hukiem o ile nie powstrzymał ich swoim ciałem. Ryk silników wzmógł, zagłuszył szum fal i bębnienie deszczu. Kobieta zatrzęsła się gdy dwa, masywne śmigłowce spadły z nieba, lądując na czarnej plaży.
Pojazdy różniły się budową od zgrabnych promów, choć podobnie jak one, wylądowały pionowo na piasku. Z wyglądu przypominały śmigłowce bojowe, z którymi Viyo niejednokrotnie miał do czynienia. Na ich zgrabnych, wąskich skrzydłach wymalowane były w granatowe i złote paski. Choć śmigłowce nadal trzęsły się, szukając oparcia na grząskim gruncie, gdy tylko tknęły ziemi po raz pierwszy ich masywne drzwi uchyliły się, wypuszczając przewożonych pasażerów.
Policjanci z oddziałów specjalnych w niczym nie przypominali Gunnarssona.
Wysocy, barczyści, ubrani byli w połyskujące, wypolerowane pancerze. Wyskakiwali ze śmigłowca z żołnierską wprawą, w dłoniach dzierżąc karabiny szturmowe, które, nawet z daleka, wyglądały na nowoczesne i drogie. Ich twarze przysłaniały hełmy i w pochmurnej pogodzie, Viyo dostrzegł z daleka błysk holograficznych wyświetlaczy, karmiących ich informacjami bezpośrednio na ekranie wizjera.
Czwórka policjantów wypadła z każdego śmigłowca, wznosząc lufy karabinu w stronę stojącego w przejściu turianina. Wykonali kilka kroków naprzód, stając w formacji, a jednocześnie nie wypowiadając ani słowa. Odznaki policyjne błyszczały dumnie na ich piersiach. Gdy ich ósemka zajęła ustalone pozycje, zamarli, jak pionki na planszy czekający na poruszenie przez kogoś innego.
W drzwiach jednego ze śmigłowców pojawiła się ostatnia, dziewiąta postać. Jej sylwetka była smuklejsza i niższa od pozostałych, lecz to jej jasne, spięte w kok włosy zwracały na siebie uwagę jako pierwsze. Opancerzona kobieta stanęła na krawędzi podestu śmigłowca i zeskoczyła na czarny piasek, nieśpiesznym krokiem dorównując do pozostałych policjantów, którzy w tym czasie ani nie drgnęli.
- Widmo Vexarius Viyo, miło mi gościć cię na Wyspach Owczych - rzuciła głośno i donośnie, jednocześnie wychodząc przed szereg swoich podwładnych. Mimo jej miłych słów, w jej głosie brakowało odpowiedniego przekonania, jakby wypowiadała pewną formułkę. Gdy podeszła bliżej, Viyo dostrzegł odznakę na piersi jej nowoczesnego opancerzenia, które różniło się nieco od pozostałych, choć nie miało żadnych rys. Jej pancerz, nawet w tym szarym świecie, wyglądał na imponującą nowinkę technologiczną - czarna ceramika przeplatała się ze złotymi i granatowymi elementami łączącymi w barwach przypominających te, którymi upstrzone były śmigłowce. - Twoja wizyta była zbyt krótka.
Jej obojętne, niemal znudzone spojrzenie przemknęło z turianina do kulącej się za nim kobiety, której twarz błyszczała od łez. Pojawienie się oddziału specjalnego sprawiło, że wycofała się nieco w stronę domu, niechętna do ruszenia za Viyo tak, jak wcześniej.
- Sprawy rodzinne? - zapytała z nutką sarkazmu, która wkradła się do jej głosu.

@Vex
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Wyspy Owcze

16 gru 2023, o 21:10

Vex czekał w milczeniu aż kobieta znajdzie swoje rzeczy, odliczając w myślach czas upływający do przylotu promu lub oddziału specjalnego i dzieląc swoją uwagę między obserwowaniem Abrahama oraz jego córki. Widział przerażone i pełne resztek nadziei spojrzenie, które posłała mu w chwilach przerażenia, gdy moment opuszczenia domu zbliżał się do końca, ale wiedział też, że mężczyzna nie będzie miał w sobie nic, co mogłoby dać jej to czego poszukiwała. Nie potrafił przebić się przez maskę starca i co więcej, nie był pewien czy za nią znajduje się cokolwiek wartego rozpatrywania. I czy w ogóle istniała. Abraham był przepełniony wściekłością i impulsami, które nie pozwalały mu dać wygrać komukolwiek innemu - a tym właśnie by była próba wymuszenia na znienawidzonym turianinie zmiany zdania. Posiadał w sobie wypaczone echo tej samej, zdeterminowanej siły, która pchała jego syna do przodu, tworząc z niego niepowstrzymaną siłą natury, nawet jeżeli w jego przypadku było to odbicie czarnego lustra.
Słowa Etsy dotarły do jego komunikatora, gdy stanął obok kobiety, bez słowa dając jej znać, żeby ruszyła z nim do wyjścia, wskazując je lekko ręką. Dał ciemnowłosej kilka sekund na zrozumienie, że Abraham nie zamierza ich zatrzymywać, dopiero wtedy dotykając delikatnie jej ramienia w naglącym geście. Ostrzeżenie Sztucznej Inteligencji ponownie obudziło w nim czujność, która do tej pory zasilana była zimną wściekłością oraz niechęcią do starca siedzącego na krześle, a która teraz skupiła swoją uwagę na nowym, niespodziewanym obrocie sprawy.
- Trzymaj się blisko mnie - polecił zdawkowo kobiecie, gdy stanęli w progu, a w ich ciała uderzył ryk sztormu oraz wiatr dobiegający od strony morza. Jego wzrok uniósł się ku niebu, gdy dwa kształty bojowych śmigłowców pojawiły się nad wzgórzem, jasno określając jaki środek transportu grupa wybrała, żeby przybyć na miejsce. Miało to sens - oddział specjalny raczej nie poruszałby się zwykłymi pojazdami, kładąc nacisk na prędkość reagowania w przeciwieństwie do klasycznych środków transportu.
Bardziej niepokoiło go odcięcie Etsy od promu, który miał ich zabrać z powrotem.
- Czy jesteś w stanie przylecieć do nas z Arae? - zapytał cicho, kierując swoje słowa do Etsy, podczas gdy jego spojrzenie błądziło po lądujących śmigłowcach. Cykliczne uderzenia wiatru tworzyły fale zarówno na czarnym piasku, jak i na wodzie rozbijającej się o brzeg, sprawiając, że cofnęła się w stronę morza niczym spłoszone zwierzę, które nagle dostrzegło drapieżnika. - Czy pozostali są na pokładzie?
Stał w progu budynku, przyglądając się jak z pojazdu wypadają członkowie oddziałów specjalnych. Jego wcześniejsze przypuszczenia zaczęły się zmieniać, gdy zamiast policjantów lub żołnierzy z krańca świata, dostrzegł o wiele bardziej profesjonalną grupę, która bardziej przypominała wyspecjalizowany oddział, niż to, czego oczekiwał. Wyglądało jednak na to, że nie docenił zasobności portfeli mieszkańców Wysp Owczych, którzy zainteresowani byli własnym bezpieczeństwem na tyle, by nie pokładać go w pełni wyłącznie w komisarzach pokroju Gunnarsona.
- Stój tam gdzie stoisz - powiedział krótko do córki Abrahama, ale samemu przesunął się nieznacznie, żeby stanąć między nią, a nowo przybyłymi, gdy ci zaczęli zajmować formacje po opuszczeniu śmigłowca. Jego ciało powlekła delikatna warstewka pancerza technologicznego, gdy uruchomił program na omni-kluczu, ledwo widoczna wyłącznie dzięki kroplom deszczu rozbijającym się na jej powierzchni; jego dłoń opadła na karabin, kiedy lufy broni żołnierzy skierowały się w jego stronę.
- W interesujący sposób okazujecie swoją gościnność - odpowiedział na słowa jasnowłosej kobiety, która wyłoniła się ze śmigłowców za swoimi podwładnymi. Jego spojrzenie przeniosło się na nią, domyślając się, że przewodzi tej grupie uderzeniowej, a potem przesunęło po jej nowoczesnym pancerzu oraz pozornie rozluźnionej postawie. - Wiesz kim jestem, ale nie mogę niestety odwzajemnić się tym samym.
Nie potrzebował ośmiu karabinów wymierzonych w swoją stronę, żeby spostrzec główne źródło zagrożenia.
- Sprawy Rady Cytadeli - poprawił ją oszczędnie, mierząc wzrokiem. Jego tęczówki przesunęły się po jej uzbrojeniu, oprócz barw próbując dojrzeć oznaczenia rangi, jeżeli takowe posiadała. Nie zdziwiłby się, gdyby oddziały pochodziły jednak wyłącznie z prywatnego sektora. - Obawiam się jednak, że twój oddział specjalny przybył tu na próżno. Nie potrzebuję wsparcia i załatwiłem już swoje sprawy - dodał, przekrzywiając lekko głowę.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

16 gru 2023, o 22:42

Etsy zawsze oferowała pomoc - nieważne jak daleko od siebie się znajdowali, SI była połączona ze światem z pomocą jego omni-klucza i swoich macek krążących w extranecie. Dzięki niej, choć trafił na tak samotne i wyludnione miejsce, mógł czuć bezpieczeństwo ze świadomością jej obecności obok. Czuwała, obserwując sytuację na tyle, na ile była w stanie i dbała o to, by zawsze mieć jakieś wyjście.
Dlatego teraz, gdy utraciła połączenia z jego wyjściem ewakuacyjnym, a żaden z zamówionych promów nie odpowiadał na jej prośby, Wyspy Owcze stały się nagle uderzająco odległe od położonej za horyzontem Arae, grzejącej się wewnątrz wygodnego, Paryskiego doku. Wzburzone, ciemne wody łączyły się z szarymi chmurami cienką linią, za którą gdzieś tam, w oddali, znajdowali się jego towarzysze.
Tutaj miał tylko przestraszoną kobietę, wpijającą palce we framugę wyważonych drzwi. Kobietę, która nawet nie chciała z nim być ani iść tam, gdzie zamierzał ją zaprowadzić. Która nawet nie doceniła tego, że zasłonił ją swoim ciałem przed oddziałem specjalnym, bo prawdopodobnie nawet tego nie dostrzegła.
- Odgrodzono strefę powietrzną w promieniu jedenastu kilometrów od twojej lokalizacji. Mogę nadpisać uprawnienia promu tak, by zignorował ostrzeżenie, choć może to zwrócić na moje działania uwagę. Nie posiadam informacji o zabezpieczeniach Wysp Owczych i nie wiem, czy dysponują możliwościami zestrzelenia transportu w locie, ale nie wykluczałabym tej możliwości biorąc pod uwagę obecność oddziału specjalnego - mówiła w jego słuchawce. Działa zamieszczone na dziobach śmigłowców bojowych zwracały na siebie uwagę. - Jeśli rozpoczniemy procedury wyjścia z doku, Arae powinna dotrzeć do ciebie do dwudziestu pięciu minut. Wszyscy poza Mayą znajdują się na pokładzie. Grace może protestować wyruszenie bez niej.
Dwadzieścia pięć minut wydawały się nieskończenie długim czasem oczekiwania w chwili, w której osiem luf karabinów szturmowych wycelowanych było w jego głowę. Dowódca nieświadoma głosu, który szeptał mu do ucha, zatrzymała się przed swoją brygadą. Na jej napierśniku nie zauważył żadnego odznaczenia, które mogłoby podpowiedzieć mu jej rangę.
- Byłoby bardzo nieprofesjonalnym z mojej strony, gdybym nie rozpoznała pierwszego Widma w naszych progach - odpowiedziała niezobowiązująco, nie podchwytując sugestii podzielenia się własnym imieniem - lub całkowicie ją ignorując.
W przeciwieństwie do swoich towarzyszy, kobieta nie celowała w Viyo ze swojego karabinu. Pokaźnych rozmiarów broń tkwiła w jednej z jej dłoni, opuszczona do dołu. Turianin dostrzegał, że miała budowę charakterystyczną do uzbrojenia produkowanego na Ziemi.
- Cieszę się, że udało Wam się wykonać zadanie bezproblemowo - dodała lekko, a zarazem sztucznie - jakby słowa, które wypowiadała, nie miały dla niej wielkiego znaczenia. Dopiero gdy jej spojrzenie zatrzymało się na kawałku wystającej za turianinem, kobiecej postaci, dostrzegł na jej twarzy skupienie. - Jakie to sprawy Cytadeli kłopoczą Radę na naszych skromnych wyspach? - spytała, nie odrywając wzroku od kobiety.
Kobieta za jego plecami, wyczuwając, że uwaga dowódcy skupiła się na niej, zaczęła oddychać coraz szybciej, coraz głośniej, bardziej spazmatycznie. Choć chwilowo nie ruszała się zza pleców Viyo, wcześniej ugaszona panika na powrót wzniecała w jej sercu płomienie.
- Czy to schwytany terrorysta za twoimi plecami? Szpieg? Może złodziej? - zagadywała lekko, wwiercając spojrzenie w kulącą się za jego plecami kobietę, która załkała cicho, słysząc, że ta nie przerywa.

@Vex
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1960
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Wyspy Owcze

16 gru 2023, o 23:23

Wyspa Owcza stała się nagle więzieniem równie dobrym, co stalowa klatka. I turianin niestety zdawał sobie z tego sprawę. Obserwując uważnie wymierzone w siebie karabiny, szacował swoje szanse, ale jak bardzo nie próbowałby naginać rzeczywistości, wyniki, które uzyskiwał, nie były zbyt pozytywne. Być może byłby w stanie uciec im z plaży, używając zalet swojego pancerza, ale większość wyspy była pozbawionymi osłon polami i wzgórzami, na których dwa bojowe śmigłowce prędko by go dopadły. Mógł również wrócić do wnętrza budynku i tam bronić się przed atakiem oddziałów specjalnych, wykorzystując ciasne korytarze na swoją korzyść i minimalizując tą, którą oni mieli ze względu na swoją liczebność, co dawało mu jakieś szanse na wytrzymanie oblężenia przez kolejne dwadzieścia pięć minut, ale to z kolei nie rozwiązywało jego innego problemu.
Żadne z tych rozwiązań nie ratowało córki Abrahama - a raczej nie pozwalało mu opuścić wyspy razem z nią.
Nie odpowiedział Etsy, wpatrując się zamiast tego w kobietę stojącą na czele oddziału. Chociaż SI pozostawała poza jego zasięgiem, mogąc w tej chwili wspierać go wyłącznie swoim głosem, to nie zamierzał oddawać tej wiedzy jasnowłosej kobiecie.
- Takie, które wymagają dyskrecji - odciął się zdawkowo, śledząc ją wzrokiem. Kiedy jej uwaga przeniosła się na córkę Abrahama, zmrużył lekko oczy i przesunął się nieznacznie, tak żeby odciąć starszą kobietę od wzroku jasnowłosej, stając z powrotem na jego linii.
- Świadek ważnego śledztwa - rzucił równie oszczędnie, odbijając piłeczkę w tej małej grze, którą dowódczyni zdawała się prowadzić. Nie potrafił powiedzieć czy jej świdrujące spojrzenie skrywało wiedzę większą, niż powinna ją posiadać, ale napięta atmosfera coraz bardziej przestawała mu się podobać. - Którego zabieram ze sobą.
Wiedziała kim jest, ale tego mogła dowiedzieć się od Gunnarsona oraz od stacji lotów, która została o tym poinformowana, gdy lądował. Jej obecność tutaj wraz z oddziałem mogła być odpowiedzią na wezwanie Abrahama, sugerując, że jasnowłosa również stanowiła efekt jego szczodrych donacji lub człowieka tych ludzi, którym zależało na jego milczeniu, ale mogła być też reakcją na zeznanie komisarza i obowiązek, który na niej leżał i który wymagał od niej podjęcia akcji komuś, kto groził policjantowi lub jednemu z bogatych mieszkańców Wysp. Narastająca panika córki Abrahama mogła z kolei być zarówno efektem jej strachu, jak i wcześniejszej styczności z dowódczynią.
- Znasz ją? Była wcześniej w waszym domu? - rzucił pół tonu ciszej przez ramię, kierując swoje słowa do starszej kobiety, ale nie spuszczając wzroku z jasnowłosej.
Zimna irytacja ponownie przebudziła się w jego trzewiach, gdy zaczynał uświadamiać sobie nacisk niewiadomych oraz nowych przeszkód, stojących na drodze. Mentalne przejścia, których doświadczył na przestrzeni ostatnich godzin, zmagając się ze swoimi własnymi demonami oraz tymi, które skrywały się pod twarzą starca w budynku za jego plecami, wciąż pozostawały świeże, krwawiąc i nie do końca będąc w stanie spętać to, co Etsy powstrzymała na czarnym piasku. Pomiędzy werbalną potyczką z Abrahamem, balansowaniem na krawędzi losu Gunnarsona, a przebudzeniem Mayi oraz ostrymi słowami, które wymienili w korytarzu, jego siła do załatwiania spraw rozsądnie i polubownie wisiała w strzępkach.
To był długi dzień. Długi, kurewsko męczący dzień.
- Znacie uprawnienia członków Wywiadu i Działań Militarno-Obronnych - powiedział chłodno, mierząc kobietę wzrokiem. - Czy mamy jakiś problem?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

16 gru 2023, o 23:29

perswazja - vex
A<10%<B<50%<C
Rzut kością 1d100:
70


tajny rzut mg
50%
Rzut kością 1d100:
86
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12234
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Wyspy Owcze

17 gru 2023, o 00:27

Pomimo huku fal rozbijających się o brzeg i przygaszonych, lecz wciąż aktywnych napędach śmigłowców bojowych, wiatr niósł słowa rozbijające ciszę. Odpowiedź do Etsy, której mógłby udzielić w słuchawce z pewnością dotarłaby do blondynki stojącej na czele swojego uzbrojonego zespołu, wskazując jej, że mogła spodziewać się towarzystwa. SI nie naciskała, domyślając się, że nie bez powodu Viyo jej nie odpowiada.
- Kaszlnij, jeśli mam poderwać Arae do lotu - poprosiła krótko, przełączając się w tryb nasłuchu by nie rozpraszać go rozmową w trakcie tej nagłej konfrontacji.
Dowódca oddziału leniwie przeniosła swój wzrok z kobiety chowającej się za plecami Widma na turiańskie oblicze. Wiatr unosił kosmyki jej blond włosów, tak jasnych, że w odpowiednim, ostrym świetle wyglądałyby na białe. Wyglądała na młodszą od komisarza Gunnarssona, lecz z odległości kilku dzielących ich metrów ciężko było oszacować ile mogła mieć lat. Jej wzrok wydawał się obojętny, schowany za surową maską, lub czerpiący z rozkazów bardziej niż faktycznego poczucia powinności. Kobieta nie wydawała się zaintrygowana powodami, dla których Widmo odwiedził Wyspy Owcze, choć na to mogły sugerować jej słowa. Pomimo pytań, jego odpowiedzi wyglądały, jakby spływały po niej nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
- Interesujące - westchnęła bez przekonania, jedną ręką przytrzymując karabin, drugą unosząc do swojego policzka. Na jej skórze osiadły kropelki deszczu, do których kleiły się uwolnione z jej luźnego koka włosy.
Czarnowłosa kobieta miała pochyloną głowę, utrudniając Viyo odczytanie jej mimiki. Pomimo zadanego jej pytania, uniosła tylko dłonie do twarzy, chowając w nich swoje łzy. Córka Abrahama nie podchwyciła nawet jego wzroku - spomiędzy palców spoglądała w dół, gdzieś na czarny piasek, świadomością będąc gdzieś indziej - może w modlitwie o szybki koniec tego koszmaru, w którym się znalazła.
- Widmie Viyo, zdaję sobie sprawę z tego, że waszym obowiązkiem jest dopełnić powierzonej wam misji bez przymusu poszanowania lokalnych władz i obowiązującego prawa - zaczęła. Choć jej głos brzmiał monotonnie, był donośny, z łatwością przebijając się przez fale. - Musicie jednak wiedzieć, że moim obowiązkiem jest zachować mieszkańców wysp przy życiu, zdrowiu oraz przysługującej im wolności.
Spojrzenie jej oczu przeniosło się znów gdzieś na lewo od jego ramienia, gdzie być może znajdował się wystający zza jego ciała fragment drobnej kobiety.
- Sonya nie wygląda, jakby szła z tobą dobrowolnie - zauważyła, podnosząc głos. - Soniu, skrzywdził cię?
Viyo nie usłyszał odpowiedzi, lecz cokolwiek dostrzegła blondynka, sprawiło, że cmoknęła lekko, mocniej chwytając za karabin.

@Vex

Wróć do „Ziemia”