Vex
Asari zamrugała niepewnie, słysząc pierwsze słowa Vexa, które zdecydowanie można było wziąć za odmowę. Ciężko było stwierdzić, czego tak naprawdę od niego chce i co usiłuje uzyskać za pomocą swoich niewątpliwych wdzięków. Wyglądała na dość młodą, a może takie tylko sprawiała wrażenie przez jasnobłękitne oczy i lekko zadarty nos. No i z całą pewnością była niższa, niż w tej chwili, bo wysokie buty dodawały jej co najmniej dziesięć centymetrów wzrostu. O dziwo, chodzenie w nich nie sprawiało jej najmniejszych trudności.
- Po załatwieniu interesów Arii T'Loak, czy przed? - uśmiechnęła się. Może nie było jej stać na kolejnego drinka dzisiejszej nocy, a może faktycznie potrzebowała męskiego towarzystwa. Tak czy inaczej w odpowiedzi na propozycję Vexa wzruszyła tylko ramionami i pozwoliła poprowadzić się w stronę tylnego wyjścia z Zaświatów. Musieli przeciskać się przez tłum, bo tłok w klubie wydawał się coraz większy.
- Jestem Aieen, a Ty? - uniosła głowę, zerkając na turianina. - Jesteś tu z kimś, czy to, co robisz dla Arii przywiało cię tu samego?
Przeniosła spojrzenie na tańczących na parkiecie. Daleko po lewej stronie Vex zauważył Hawk, tym razem mając już pewność, że to ona. Rozmawiała z kimś przy drzwiach prowadzących na zaplecze. Chyba nie szło jej tak dobrze, jak powinno, ale raczej nie miał jak jej pomóc.
- Dostanę potem tego drinka, co nie?
Jej dłoń bezceremonialnie powędrowała w dół pleców Viyo. Chyba nie należała do wstydliwych. A może to była kwestia tego, czym zdążyła sobie dziś już umilić wieczór - jej spojrzenie wciąż pozostawało lekko nieobecne. W końcu jednak dotarli do tylnych drzwi klubu, co prawdopodobnie sprawiło, że im obojgu przyspieszyło nieco bicie serca. Te rozsunęły się cicho, otwierając im wąski korytarz prowadzący na zewnątrz i na niższy poziom klubu.
Pusty, poza jednym vorcha kulącym się w kącie.
Aieen jednak wydawała się go nie zauważać - vorche miały to do siebie, że żyjąc na Omedze w pewnym momencie zwyczajnie przestawało się je widzieć. Jak szkodniki, panoszące się wszędzie.
Hawk
Barman skrzywił się wyraźnie i przewrócił oczami, choć ciężko było stwierdzić na które jej słowa było to odpowiedzią. Przysunął się w stronę drzwi, a gdy Hawk zrobiła krok w jego stronę, jednak się cofnął. Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie. Może nie spodziewał się takiej bezpośredniości.
- Na pewno? A może jednak Aria cię przysłała, albo pracuje tam twój znajomy? Bo to słyszę najczęściej - odparł ciszej, niż do tej pory, głównie ze względu na to, że nagle znalazła się tak blisko. Jego żuwaczki, częściowo pokryte zielonym tatuażem, poruszyły się nerwowo. Przysunął dłoń do panelu, jakby starał się ukryć go przed wzrokiem czerwonowłosej.
- Dobra, słuchaj, umówimy się tak. Pójdę z tobą i jeśli faktycznie tam będzie, to go wykopię, a ty nie będziesz mieć problemów. Ale jak go tam nie znajdziemy, to ty zostaniesz wykopana z klubu, okej? - uniósł dłoń w bliżej nieokreślonym celu, ale nie dotknął jej, tylko po chwili wahania odblokował drzwi. - Nie odrywasz. I tak muszę pójść do magazynu, skończyła się elasa. Kuchnia jest po drodze.
Pierwszy wszedł do korytarza oświetlonego znacznie mocniej, niż pogrążona w półmroku główna sala Zaświatów, pozwalając Hawk podążyć za nim. Zerknął tylko przez ramię, by upewnić się, że na pewno idzie i że drzwi zasunęły i zablokowały się za nią - może niekoniecznie uśmiechało mu się wejście na zaplecze grupki pijanych dziewczyn z parkietu, czy innych dziwnych gości.
- Nie mamy krogan w kuchni. Jest salarianin i ludzka kobieta. Zresztą rzadko kiedy są potrzebni, to nie restauracja. Nie wiem, które z nich jest tu dzisiaj. Jeśli faktycznie ktoś tam ściągnął kroganina to chyba najgorszy błąd w historii klubu. Oni nie potrafią nic poza strzelaniem w siebie nawzajem i pieczeniem mięsa nad ogniskiem, albo inne prymitywne gówna.
Korytarz prowadził prosto przez kilka metrów, po czym skręcał w lewo. Pierwsze drzwi za zakrętem wymagały wpisania kodu, który Hawk doskonale znała, a którego tym razem barman nie usiłował ukrywać. Zero zero dwanaście trzysta dwadzieścia. Panel przejścia błysnął na zielono i turianin otworzył kuchnię.
Była niewielka, w porównaniu do rozmiaru klubu. No i pusta. W środku nie było ani salarianina, ani kobiety, ani z całą pewnością kroganina. Turiański barman westchnął ostentacyjnie i utkwił w czerwonowłosej pełne politowania spojrzenie.
- Już? To wychodzimy?