Wyświetl wiadomość pozafabularną
Droga na statek nie zajęła im zbyt wiele czasu i minęła we względnym spokoju, jak na miejsce, które nie zna snu. Blask lamp i neonów, sprawiał że powietrze portu było równie jasne jak w środku południa, a przepełnione ciężkim aromatem potu i pośpiechu powietrze, osiadało na wszystkim niczym ciężki całun, przygniatając warstwą plugawego pyłu ramiona dwójki mężczyzn. Potężna postura Gavosa i raczej niezbyt zachęcające do kontaktu spojrzenie turianina szybko wywalczyły im niewielką bańkę przestrzeni, wraz z którą mogli się poruszać przed siebie w czymś na kształt półbiegu, w ostateczność odtrącając zawalidrogów prosto w rozzłoszczony tym tłumek. Wreszcie, po paru aż nazbyt gorących i irytująco długich chwilach wyrwali się z humanoidziej rzeki by stanąć na krótkim podeście, prowadzącym do niezbyt zachęcająco wyglądającego statku, choć wrak byłoby tu znacznie lepszym określeniem.
Stare, pordzewiałe płyty, pokryte odstającą farbą, która być może kiedyś była niebieska, zdawały się trzymać statku na przysłowiową dobrą wolę. Bulaje ktoś bardzo pomysłowo zalutował kawałkiem blachy zalanej omniżelem, nie wspominając już o nazbyt wyraźnych śladach po prowizorycznych naprawach. Coś kiedyś musiało dosłownie zjeść spory fragment stateczku, tylko w snach nazywanego korwetą. Do tego dochodził raczej nietypowy wygląd ustawionej pionowo mydelniczki o zdecydowanie za obłych kształtach. W całym tym nieszczęściu nowiuśkie silniki pulsacyjne i system gardian aż biły po oczach, niczym perły rzucone w gnojowisko.
-To na jeden raz.-mruknął turianin, jakby przeczuwając pesymizm swego kompana i bez większego zwlekania wszedł do środka, czy raczej spróbował, szamocząc się z ręcznym, przedpotopowym mechanizmem włazu. W końcu wdarłszy się na pokład, lekko wkurwiony poprowadził szamana długimi korytarzami, wyłożonymi blachą falistą i stanowiącymi podłogę kratami. W środku panował nieludzki chłód, jakby ktoś zapomniał odizolować chłodnicę statku od reszty pomieszczeń. Na dokładkę specyficzna woń palonego ozonu aż biła po nozdrzach, zapalając palę alarmowych lampek na temat bezpieczeństwa lotu i ogólnego stanu elektryki. Nieprzyjemne wrażenia pogłębiał lekki półmrok i sporadyczne drżenia wprawiające luźno ułożone elementy w wibracje.
-Jak w domy, hę?-zagaił jego przewodnik, uchylając niewielką śluzę, ledwo mogącą pomieścić monstrualne cielsko jaszczura. Przed sobą miał niewielkie pomieszczenie, na planie koła, które najpewniej dawniej było czymś w stylu pokładowej kantyny. Teraz, przy jedynym, wyjątkowo sprawnym stole siedziała dwójka kobiet. Młodziutka turianka, o licu pokrytym siateczką tatuaży, daleko wykraczających poza normalne klanowe znaki, poruszała lekko żuwaczkami wpatrując się w karty, które trzymała w dłoniach. Delikatne, niebieskie iskierki zdawały się przeskakiwać po jej ciele, jakby zapowiadając dosyć wybuchowy temperament.
-Znowu kantujesz, do cholery jasnej! Ostatni raz dałam się naciągnąć na tą głupią grę. -bulwersowała się dziewczyna, przekładając karty i łypiąc wrogo na stół.
-
Dobrze wiesz, że bym Ci tego nie zrobiła, mała i nie narzekaj.-asari, która jak każda ze swych sióstr równie dobrze mogła mieć sto, jak i tysiąc lat uśmiechnęła się do niej z nutką przyjacielskiego rozbawienia, zabarwionego odrobinką czułości podszytej złośliwością
-Zawsze mogłyśmy grać na coś ciekawszego niż pienią...-dopiero w tej chwili obejrzała się w bok, zdając sobie że ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu. Najwyraźniej zabawa pochłonęła ją na tyle, by stępić instynkt i odruchy.
-Sapiesz jak stary knur, Grazus. To twoja kochanka? Zawsze podejrzewałam Ciebie o różne dewiacje, ale nie wiedziałam że lubisz tak ostre zagrywki. Mam przyszykować trumnę, czy sam wyskoczysz przez śluzę?-uśmiechnęła się do niego słodko, wykładając jedną z kart na stół, ku rozpaczliwemu jękowi swej towarzyszki.
-Nie, ale znalazłem twoją siostrę bliźniaczkę.-turianin wyszczerzył się lekko i pokręcił głową.
-Gavos będzie nam towarzyszył, jako zewnętrzny konsultant, czy jak się to gówno zwie. Lubi drugą linię, drinki z palemką i małe statki.-zakpił lekko, pochwycony przez atmosferę.
-Znowu ogrywasz naszą maskotkę? Tym razem zaczynacie od kredytów, czy już gdzieś poleciały ubrania?
-Nie jestem maskotką, dupku!-bez ostrzeżenia w stronę turianina pomknął błękitny pocisk... by nagle rozbić się o ścianę, tuż za jego głową, gdy mężczyzna wykonał niezwykle szybki i sprawny unik.
-Nie bocz się mała.-zarechotał i pewnie spróbowałby potrzeć grzebień na jej głowie, gdyby nie ostrzegawczo wyszczerzone kiełki.
-Zaraz odlatujemy, więc poznajcie się czy coś.-mówiąc to zniknął za kolejną śluzą i ostawiając po sobie niezręczną ciszę.