Wyświetl wiadomość pozafabularnąZ: Out Pub
Slumsy były wszystkim tym, czym nie była Cytadela. Szedł w milczeniu z Mary i Hawk, a jego spojrzenie przesuwało się po mijanych przechodniach i starych, zapuszczonych korytarzach. Najbiedniejsza dzielnica Omegi wyciągała na powierzchnię najgorsze cechy stacji. Tłumy były tu większe, a twarze bardziej parszywe; w Tuhi dużo łatwiej było otrzymać majcher między żebra, czasami dla garści kredytów, czasami bez większego powodu. W powietrzu unosił się zapach dymu, starego oleju, brudu i spoconej ciżby, a spomiędzy pozbijanych, metalowych płyt odgradzających budynki, błyskały przytłumione światła neonów. Gdzieś grała muzyka, gdzieś ktoś kasłał gruźliczo, gdzieś ktoś przeklinał.
Przypominało mu to N'am. I nie było to dobre wspomnienie.
Gdy weszli w korytarze mieszkalnych kompleksów, zostawili za sobą targowe tłumy. Niewielkie klitki, umieszczone w równomiernych odstępach w zapyziałym, osmarowanym na ścianach farbami korytarzu zaniedbanego skrzydła, mogły stanowić tu pewnego rodzaju elitę w porównaniu ze zbitymi z metalowych, pokrytych rdzą płyt barakami jakie mijali wcześniej. Nie komentował jednak wyboru mieszkania Mary, nawet gdy minęli mrugającą jarzeniówkę, częściowo wyrwaną ze ściany i wiszącą na starych, sparciałych kablach, docierając pod drzwi "apartamentu".
Prędko okazało się też, że pomieszczenie nie jest kryjówką, o której mówiła. Cztery puste ściany, staromodne żaluzje i drobinki pyłu unoszące się w powietrzu nie mogły być cechami żadnego mieszkania.
-
Gdyby była w sukience, walka w barze zdecydowanie wyglądałaby dużo ciekawiej - odparł mimochodem na słowa Mary, myślami błądząc gdzie indziej i nie orientując się co zwiastował jej komentarz. Podszedł do okna, przytrzymując w górze roletę i spoglądając na rozpościerający się na zewnątrz krajobraz. On też potrafił go docenić. -
Ale widok niesamowity.
Dopiero, gdy dziewczyna otworzyła okno, wpuszczając do środka zimne powietrze i głośne warczenie przelatujących skycarów, połączył kropki. W obrazek, który zdecydowanie mu się nie podobał.
W obrazek, który przedstawiał turianina rozsmarowanego na chodniku lub masce promu.
Sceptyczna mina odmalowała się na jego twarzy, gdy obserwował jak kwiaciarka znika za oknem, a chwilę potem na parapecie staje Hawk. Wychylił się za jej rudym łbem i spojrzał w dół, na chybotliwą drabinkę oraz widoczne w oddali tłumy, drobne niczym mrówki.
-
Oczywiście, że potrafimy - powiedział głośno, by przekrzyczeć zawodzący wiatr. -
Nawet kowadło potrafi latać, gdy wypchnie się je za okno. To z utrzymaniem się w powietrzu mamy problem.
Kiedy Hawk zeszła wystarczająco nisko, by i on mógł przekroczyć nad progiem okna, podsunął się na parapet. Drabinka może wytrzymała kilka osób, ale on był turianinem i miał swój wzrost oraz wagę. Myśl o tym, że może zakończyć swój żywot z powodu głupiego zmęczenia architektury Omegi, nie poprawiała mu humoru. Spoglądał z ociąganiem na schodzące towarzyszki, sprawdzając dwa razy czy pistolet pewnie siedzi w swoim uchwycie. W końcu obrócił się tyłem i zsunął nogi na pierwsze pręty.
Sam był sobie winien. Jak zwykle.
Adrenalina dała o sobie znać po raz kolejny, gdy schodzili w dół, w akompaniamencie skrzypienia metalu, ryku skycarów i wycia wiatru. Kiedy dotarł do ostatniego szczebla, ocenił odległość i - po krótkim, motywującym przekleństwie - również puścił drabinę. Wylądował obok Hawk, przyklękając od impetu. Kobieta wyglądała jakby świetnie się bawiła, a on pamiętał jej minę, gdy podjudzała kroganina z maniakalną satysfakcją.
Być może nie on jeden przyzwyczaił się do innego życia.
-
Przydomek ci pasuje do takiej okolicy - mruknął głośno, prostując się i obracając wzrok od ściany, przesuwając spojrzeniem po nieregularnych liniach promów. -
Ile osób tu mieszka, Mary? Macie jakiś tajemny gang kwiaciarek?