Słowa chłopaka zarezonowały w jego głowie, tworząc miraż zamglonych wspomnień sprzed kilkudziesięciu miesięcy - w lustrzanym odbiciu sytuacji, w ponurej parafrazie innych słów, w echu jego własnego oburzenia. Skrzywił się niechętnie, czując niemal fizyczny ból, gdy świadomość tego momentu uderzyła w niego z pełną siłą, ale nie zaprotestował. Nie mógł.
- Wiem, że jest ci ciężko, Isaac - odpowiedział zamiast tego, wytrzymując wzrok hakera. - Nie próbuję tego umniejszać. Masz wszystkie powody, żeby mnie nienawidzić. I masz rację, może nie powinienem wyjaśniać, może liczą się tylko przeprosiny.
Jakaś jego część zauważyła niechętnie, że wyglądało na to, że dostał swoją odpowiedź na pytanie, które zadał wcześniej Etsy. Czy właśnie do tego się przyczynił? Do niewłaściwych rzeczy z właściwych pobudek? I czy ostatecznie te drugie nie miały znaczenia?
Czy nigdy tak naprawdę nie były właściwe, bo targany własnymi demonami pomylił jedno z drugim?
Zamilkł pod kolejnymi oskarżeniami, po prostu słuchając Isaaca w milczeniu. Gdy Etsy pojawiła się w pomieszczeniu razem z nimi, nie odezwał się i nie zareagował, pozwalając SI udobruchać nieco hakera - przynajmniej samą swoją obecnością. Jego ostatnie słowa jednak sprawiły, że sam poczuł ich cios, jakby to w niego były wymierzone, a nie w jego elektroniczną towarzyszkę.
Przez kilka chwil stał w bezruchu walcząc z samym sobą, gdy Isaac wypadł z hangaru. I w końcu przegrał.
- Nie okradłem cię z możliwości wyboru - powiedział cicho, gdy ruszył za nim do wyjścia i znaleźli się w śluzie. Zatrzymał się w jej wejściu, wbijając spojrzenie w jego plecy. - Ale tak, zrobiłem coś o wiele gorszego. Chciałem go zmanipulować, na każdym kroku upewniając się, że gdy w końcu go podejmiesz, to tylko jeden będzie wydawać się właściwy.
Jego kłykcie zatrzeszczały, gdy zacisnął dłonie tak silnie, że aż ich tępe pulsowanie bólu przedarło się przez mgłę znieczulających farmaceutyków. Drugą ręką zatoczył koło, pokazując pomieszczenie dookoła, ale mając na myśli o wiele większy obszar.
- Moje słowa nie były groźbą, Isaac, a ostrzeżeniem. Myślisz, że chcę żebyś odszedł, bo jesteś dla mnie nic wartym gnojkiem? Pieprzonym knypkiem? Workiem treningowym do wyżywania się? Rozejrzyj się - wyrzucił z siebie ze zmęczeniem, ale nie w wściekłości - a przynajmniej nie w wściekłości na chłopaka. Tama popękała, a skrzynka z intencjami Shroedringera otwarła się na oścież. - Chcę, żebyś odszedł, bo wszyscy którzy zaczynają mi pomagać, prędzej lub później płacą za to ogromną cenę. Bo mam dość dźwigania na barkach wyrzutów po śmierci lub czymś gorszym każdego, kto na to nie zasługiwał. Już straciłeś przeze mnie szczękę i gardło, ale jeżeli zostaniesz, to niemal na pewno w końcu stracisz jeszcze więcej. Życie, twoje ideały, sumienie. Innych. I jak myślisz, kto będzie wtedy za to odpowiedzialny? Gdy będziesz wgapiał się w monitor ze świadomością, że zrobiłeś coś, o czym w przeszłości nawet byś nie pomyślał albo gdy wrócimy na okręt i dowiesz się, że Raik zginął w trakcie jakiejś mojej misji? Chcę żebyś odszedł, bo mam świadomość, że jesteś lepszym człowiekiem niż to co się tu dzieje i nie zasługujesz na taki los. Bo wciąż masz dobre serce, które prędzej czy później zostanie doszczętnie zepsute, jeżeli będziesz ze mną pracował. Na tyle dobre, że jeżeli bym cię do tego nie zmusił, to byś chciał zaryzykować i zostać.
Zamilkł, ale na krótko, bo nie były to wszystkie słowa, które musiał powiedzieć. Zorientował się jednak, że robi dokładnie to, przed czym chłopak go przestrzegał i co mu zarzucił wściekle na początku rozmowy, więc po prostu zamknął usta i westchnął.
- Przepraszam, Isaac. Nie zasłużyłeś na takie traktowanie.