Lekarka z niezadowoleniem przyjęła jego prośbę, wstając z w powrotem ze swojego krzesła. Z papierosem utkwionym w ustach, pomogła mu podnieść się do pozycji siedzącej, plecami oprzeć o ściankę kapsuły. W tej kwestii łóżka szpitalne były znacznie wygodniejsze, co, biorąc pod uwagę to, jak niewygodne były z natury, wiele mówiło o przystosowaniu maszyny do dłuższego obsługiwania pacjentów.
- Zdefiniuj normalnie - westchnęła, po dłuższym czasie powracając do jego pytania. - Zależy od organizmu. Może za tydzień nie będziesz już potrzebował tego, ale nie pobiegasz jeszcze z miesiąc - dodała dość dobitnie, wskazując dłonią coś skryte tuż obok kapsuły.
Dwie kule, zwykłe, proste, których zastosowanie biło od nich z daleka. Przez najbliższe dni nie miał być zbyt mobilny, choć jeszcze tego nie czuł. Siedzenie nie sprawiało mu bólu, nie przebijało się przez ogromną dawkę leków buzujących w jego ciele, ale męczyło go nieco. Szybciej brakowało mu tchu, gdy mówił.
Myers rozejrzała się po pozostałych. Napotykając czystą konsternację na twarzy Skinnera, szok i strach na holograficznej twarzy Etsy, wypuściła gwałtownie powietrze z ust, by dołączyło do gęstej atmosfery wewnątrz pokoju.
- Zrobię sobie kawę, a wy mu wyjaśniajcie - odrzekła, ruszając ze swoim kubkiem do wyjścia. Pod jej pretekstem umywania rąk od odpowiedzialności wyjaśniania czegokolwiek turianinowi, tak naprawdę chowała się przysługa. Gdy tylko drzwi za nią się zamknęły, Skinner odetchnął głęboko, jakby cały ten czas trzymał oddech w swojej klatce piersiowej.
- Tak, to części dla Kavinsky'ego. To nie powinno być niebezpieczne, po prostu... - zaczęła SI, ale haker, zdeterminowany by zwerbalizować swoje myśli, odstawił podejrzane pudełeczko na stół z impetem, przez który Etsy natychmiast zamilkła.
Nic nie eksplodowało, nic się nie zmieniło. Pudełko było pudełkiem.
- Na twoim miejscu też byłbym wkurwiony, serio. Ale próbowaliśmy Etsy do tego nie mieszać, naprawdę. Nie chcieliśmy mówić za dużo, żeby, no... Nie wiemy, do czego Reed ma dostęp - rzucił mężczyzna butnie, z przekonaniem, jakby bojąc się, że Viyo za chwilę każe mu się wynieść bo ten zrobił coś, czego Widmo nie pochwalało. - Byłem u tej snobki trzy razy. Nawet włamałem się na jej skrzynkę i zostawiłem wiadomość. Twierdziła, że jeśli wielkie Widmo Viyo czegoś od niej chce, to może pofatygować się sam, skoro raz już wjechał z buciorami do jej gabinetu. Przysięgam, myślałem, że ją zatłukę, ale nasłała na mnie ochronę.
- To było dwa dni temu - dodała Etsy, ciszej. Wydawała się być pełna skruchy nawet, jeśli postępowała w wierze, że robi to, co było najlepsze. Poczucie winy nie było racjonalne, a jej syntetyczne uczucia trzymały się zasad istot organicznych. - Twój stan się pogarszał. Musiałam coś zrobić. Nawet, jeśli tego nie pochwalasz.
Skinner opadł na krzesło, które wcześniej zajmowała Myers. Z wyglądu nie zmienił się nic odkąd podtrzymując żołnierza, taszczył go trzy dni wcześniej do tej samej stacji medycznej, przez którą teraz przeszedł huragan.
- Powiedziałem jej, że to moja zajebista, hakerska WI - odezwał się nagle, ruchem podbródka wskazując na Etsy. - Ja bym się tym nie martwił. Jej prywatne hasło do kont poza ośrodkiem, w którym pracuje, to Qwerty123$%!. Technologicznie babka zatrzymała się chyba na swoich studiach lekarskich, a...
- Nie wiemy, czy faktycznie w to uwierzyła - urwała Etsy. Zgodnie z szkołą Vexariusa, wyciągała z reguły bardziej pesymistyczne wnioski. - Ale kontrolujemy to, w jakich obszarach statku się porusza. Nie ma żadnego potwierdzenia ani dowodu na to, kim jestem. Jak na razie o to nie pytała. Isaac wyciągnął z jej plików dane, które...
- Tak, zrobiłem wam piękny folder, podpisałem SZANTAŻ, wielkimi literami. Jak sypnie, możecie spróbować zrujnować jej karierę - prychnął, wyraźnie nie pochwalając polecenia Etsy. Przeniósł wzrok na Viyo, przyglądając mu się oceniająco. - Za grosz zaufania do ludzi nie macie, co?