Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wybiegła z klubu najszybciej, jak potrafiła w swoich dziesięciocentymetrowych szpilkach, po drodze chowając Tłumiciela z powrotem do torebki. Zatrzymała się dopiero przy postoju taksówek, opierając się o barierkę. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała gwałtownie, gdy próbowała nie zwrócić lśniącego drinka, którego wypiła nie tak dawno temu. Teraz czuła w ustach posmak krwi i nie wiedziała, czy przygryzła sobie policzek w szaleńczym pędzie, czy to jej wyobraźnia podsuwała swoje. Znów wbiła omni-ostrze w ludzkie ciało. Tym razem nie spowodowała śmierci, ale mimo wszystko... zacisnęła dłonie na barierce i kucnęła, wypuszczając całe powietrze z płuc. Jej wzrok padł na bordową plamę na lewym udzie. Z rany, którą zadała strażniczce, trysnęła krew. I jedyne, co przyszło jej w tej chwili w tym otępieniu do głowy, to fakt, że spiera się to zimną wodą.
W hotelu znalazła się niecałe dwadzieścia minut później. Ściągnęła z siebie buty i sukienkę zaraz po przekroczeniu progu, odrzucając ją w daleki kąt. Nie chciała na nią nawet patrzeć. Przeszła pod prysznic i tam spędziła dobre pół godziny, pozwalając gorącej wodzie zmyć z niej cały ten stres. To był jej rytuał, robiła tak już wcześniej i pewnie będzie tak robić zawsze. W łazienkowym lustrze obserwowała, jak strumienie wody spływają po jej ciele, na którym powoli zaczynały się już pojawiać siniaki po szarży strażniczki. Jeden, spory, na lewym ramieniu, drugi z lewej strony jej klatki piersiowej i na biodrze. Westchnęła i zamknęła oczy.
Dopiero kiedy wyszła, wtarła żel chłodzący w obolałe miejsca i swoje konwaliowe olejki we włosy, poczuła się trochę lepiej. Owinęła się ręcznikiem i opuściła łazienkę, by wykończona paść na łóżko. Przez moment leżała tak, jak zwłoki, na kołdrze, ale w końcu podniosła się ze stęknięciem i usiadła.
W sumie to nie było tak źle. Było nawet bardzo dobrze, tylko powinnam być bardziej ostrożna. Zapomniałam już, jak to działa, muszę sobie przypomnieć. Wrócić do formy. To może zająć przecież trochę czasu, prawda?
Tak, było całkiem nieźle.
Szybko przeszła od skrajnego załamania do względnego zadowolenia z siebie. Bo przecież się udało, czyż nie? Miała strzykawkę. Sięgnęła po torebkę i wyjęła pojemnik ze środka, by dokładnie go obejrzeć. Etykieta niewiele jej powiedziała, więc przez moment jeszcze obracała fiolkę między palcami, ale w końcu odłożyła ją na szafkę nocną i uruchomiła omni-klucz.
Biegam po krzakach uganiając się za varrenami. Prom odleciał z moimi majtkami, będę spał nago.
Uśmiechnęła się do siebie, przez moment patrząc tylko na linijkę tekstu. Beztroska wiadomość, zupełnie abstrakcyjna w kontekście tego, co właśnie przeszła Irene. Dawno nikt nie pisał do niej
tak po prostu. Zmieniała omni-klucze razem z tożsamością. Nawet jeśli ktoś pisał wcześniej do Irene Grisey, Claire Allard, Sylvie Lavoie, Zoe Voclain... żadna z nich tych wiadomości nie otrzymała. I już nie otrzyma, one wszystkie i wiele innych istniały dosłownie przez chwilę. Jedynie Irene Dubois była cały czas, chociaż tylko dla jednej osoby.
Po chwili wahania wcisnęła przycisk odpowiedz.
I za varrenami też ganiasz nago? Aż żałuję, że tego nie widzę. Długo jeszcze to będzie trwało? Kiedy z powrotem zaokrętujecie na Cytadeli? Tęsknię.
Nie dodała nic więcej. Po co miała pisać, co dzieje się u niej? Hearrow przecież o to nie pytał. Po wysłaniu przebrała się, dosuszyła włosy i wsunęła się pod kołdrę, starając się spod zamkniętych powiek odgonić niechciane obrazy, zastępując je przyjemniejszymi wspomnieniami.
Obudził ją dzwonek do drzwi, a szkoda, bo spało się jej wybitnie dobrze. Niechętnie wstała, by otworzyć i znaleźć paczkę. Paczkę, na którą właściwie nie czekała, ale okazała się miłym zaskoczeniem, tak samo jak umieszczona w środku notka. Irene zmarszczyła brwi, kiedy zorientowała się, od kogo pochodzi złodziejska gra.
Sprytne. Usiadła z powrotem na łóżku, krzyżując nogi. HC... to było coś, co jej odpowiadało. W tym mogła się realizować. Praca, która nie wymaga siedzenia w miejscu i pozwala korzystać z wypracowanych talentów. Która pomoże jej pozostać w ukryciu. Uśmiechnęła się do siebie.
Wczoraj naprawdę był dobry wieczór. No i ta cała... Yasmea R'Ilean. Po nazwisku wnioskowała, że asari. Podejrzewała, gdzie mogły się już spotkać, ale nie wiedziała tego na pewno. Tak czy inaczej trzeba było ją znaleźć, albo samemu dać się znaleźć. Ubrała się, doprowadziła włosy do porządku, nałożyła delikatny makijaż i postanowiła zejść na dół, upolować jakieś śniadanie. A co potem... zobaczy się.