Wyświetl wiadomość pozafabularną
Przyglądała się tylko, co Harper robi z jej ręką, nieco niepewnie podchodząc do tematu odcisków palców, ale skoro było trzeba, to było trzeba. Jednocześnie słuchała historii, która mimo ostrzeżenia skończyła się gorzej, niż Irene mogła się spodziewać. Irene nie należała do osób, które jak chociażby Hearrow piekliły się na informację o łamaniu prawa, ale to było trochę przegięcie. Ona sama myślała o sobie kiedyś, gdy pomieszkiwała przez jakiś czas na Omedze, jako o czymś w stylu alternatywnej wersji Robin Hooda. Zabierała bogatym - i tylko takim, bo włamywanie się do mieszkań w slumsach, choć łatwiejsze, mijało się z celem - i zostawiała sobie. Tutaj pokręciła głową i opuściła wzrok na brudny palec.
- Trzeba było mu ściągnąć z konta wszystko, co sobie tam przez ten czas uzbierał i zobaczyć, jak sobie wtedy poradzi - mruknęła.
Trzymając podaną przez Erica chustkę, spojrzała na niego niepewnie. Teraz mógł zrobić wszystko. Nie miała broni, była w samym środku Ambasady Ludzkości, dodatkowo dokładnie w miejscu, do którego zostałaby przyprowadzona gdyby ktoś faktycznie ją złapał. Ale przyjaźnił się z Hearrowem, więc od początku do końca zrobił był wobec niej w porządku. Wytarła palce i uśmiechnęła się szeroko, gdy zobaczyła podpis matki przeniesiony na drugi datapad. Dokładnie w tej jednej chwili wszystko stało się całkowicie realne.
- To już? - spytała ze zdziwieniem. - Nieźle.
Wyszła za nim z pomieszczenia i dalej, na korytarz, po drodze zerkając jeszcze na starszego mężczyznę za biurkiem. Nie zaszczycił jej spojrzeniem, ale ona jego zapamiętała. Głównie dlatego, że był odpowiedzialny za jej zgłoszenie zaginięcia, ale historia opowiedziana przez Harpera też zrobiła swoje. Irene nie była porządna, nie miała poczucia obowiązku i innych dziwnych emocji tego typu. Ale czasem dało się ją poruszyć, a nawet jeśli udało się to w bardzo niewielkim stopniu, to długo tego nie zapominała.
Przysunęła się do Harpera, zaglądając mu przez ramię w wyświetlacz terminala. Faktycznie. Nic. Odepchnęła go jeszcze delikatnie i sama wpisała Irene Dubois.
Nic.
Uśmiechnęła się szeroko i obróciła się w miejscu, by w tej radości przytulić Erica z całej siły.
- Dziękuję - zaczynało do niej docierać, że to już, że więcej nie będzie musiała uciekać, że może spokojnie lecieć z Hearrowem wszędzie, nawet jeśli ma to być wyjazd wyłącznie w towarzystwie Przymierza. Nawet jeśli kiedyś znów dostanie przydział do Francji. Mogła już wszystko. - Muszę wracać do Arrowa - odsunęła się i splotła ręce za plecami. Na jej twarzy wciąż tkwił ten sam, szczęśliwy uśmiech.
Wsiadła do taksówki i z wdzięcznością przyjęła Tłumiciela z powrotem. Może i powinna podporucznikowi o nim powiedzieć, ale z drugiej strony - nie pytał. Może go to nie interesowało. Poza tym nie wiedziała, co było złego w tym, że go posiada. Harper zrobił z tego taki dramat, jakby wjechała tu czołgiem.
- Pilnuję cały czas - odparła. - To do zobaczenia w takim razie. I dziękuję. Naprawdę.
Zasalutowała z rozbawieniem, kiedy taksówka ruszyła i gdy już Eric zniknął jej z oczu, ustawiła wspomnianą przez niego strzelnicę jako cel podróży, ale z przystankiem przy mieszkaniu. Skoro Tłumiciel był faktycznie takim straszliwym problemem, schowała go szybko w torbie i zamknęła ją, by zaraz potem wybiec z domu. Chciała się zobaczyć wreszcie z Arrowem, powiedzieć mu że wszystko się udało, że jest już wolna, wreszcie całkiem wolna. I podziękować.
Po wejściu na strzelnicę - jeśli potrzebowała do tego jakichś przepustek, użyła tych Hearrowa - przeszła pierwszy korytarz i gdy zobaczyła podporucznika, zatrzymała się, opierając się o ścianę nieopodal. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i uśmiechnęła się do siebie, czekając, aż ją zauważy, albo chociaż na chwilę przestanie strzelać - jeśli nie zwrócił na nią uwagi, odchrząknęła głośno.