Podróż nie zajęła im dużo czasu. Może z półtorej godziny. Przelot mieli spokojny i przyjemny. Zero problemów. Co w porównaniu ze wcześniejszym dniem było naprawdę relaksujące. Cichy dźwięk silnika połączony z pięknym słonecznym dzień. Sielankowy dzień. Roy przez większość czasu spał w pojeździe. Odsypiał ile mógł, potem już raczej nie będzie to możliwe.
Hogarth do nikogo się nie odzywał. Przeglądał tylko datapad. Było to do niego niepodobne. Chyba pierwszy raz widziała, że czymś się musiał stresować. Może, dlatego, że nie była to typowa misja. Przecież lecieli włamać się do domu dość ważnej persony politycznej, a nie pozabijać jakiś najemników na kiju, o których nikt i tak nigdy się nie dowie. W bonusie miał jeszcze swoich nowych podopiecznych, którzy nigdy nie brali udziału w operacji wojskowej.
Ich prom wylądował na lokalnym lotnisku. Niestety nie znajdowały się tutaj żadne bazy wojskowe. Najzwyczajniejsze w świecie lotnisko. Chociaż, nieużywane już tak bardzo jak za złotych czasów latania samolotami to zapełnione większymi statkami transportowymi. Wysadzili ich obok hangaru. Stała tam spory pojazd. Coś jak mini-van tyle, że z dodatkową paką z tyłu. Tam zostały przeniesione skrzynie.
Kiedy skończyli przygotowania, mogli ruszyć w stronę miasta. Załadowali się do środka. Keegan prowadził. Odpalił GPS. Nowy Orlean nie zmienił się za bardzo przez te kilkadziesiąt lat. Francuska dzielnica i jej zabytki były nietknięte przez ten cały czas ze względu na bycie zabytkiem. Niestety tam się nie kierowali. Jechali obwodnicą wokół miasta. Kierowali się w stronę bagien.
Otoczenie powoli zaczynało się zmieniać. Im dalej od cywilizacji tym więcej moczar oraz typowej dla tego klimatu fauny i flory. Dopiero po jakimś czasie dotarli do drewnianego domku. Oczywiście musieli zjechać z głównej drogi by się do niego dostać. Był oddalony od niej prawie 5 kilometrów. Tam dopiero droga byłą wyboista i niewyrobiona.
Sam domek prezentował się nijako. Trochę zapuszczony, bejca już nie zabezpieczała niczego. Obok niego zaś znajdował się mały garaż, którego połowa była połączona z wodą. Taki trochę dok. Temperatura na zewnątrz dawała się we znaki. Dobre 30 stopni. Parno jak cholera, ubrania przyklejały się do ciała. Nie były to suche klimaty Kolorado.
- Pomóż mi z tym.
Hogarth i Roy zabrali się za wypakowywanie sprzętu. Ich dowódca przyłożył rękę do drewna i nagle usłyszała, że uruchomił jakiś mechanizm. Otworzyły się przed nimi drzwi. Ale nie normalnie. Pojechały w górę. Z zewnątrz rudera, a w środku nowoczesny apartament. Dopiero, kiedy weszli do środka zauważyła, że to, co było na zewnątrz to tylko dekoracja. Sam apartament znajdował się pod nimi. Jego okna były zakamuflowane siatka.
- Rozgośćcie się. Jak skończymy ogarnięcie tego miejsca to ruszymy z odprawą.