https://i.imgur.com/4X629v0.png[/imgw]
Udana śmierć
Krąg 2
Podróż
Mistrz Gry: Hawk
Gracze: Irene Dubois, Vex
“Stars, everywhere. So many stars that I could not for the life me
understand how the sky could contain them all yet be so black.”
― Peter Watts
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Gdy została sama, w śluzie zgasło główne światło. Zostały czerwone lampy awaryjne, oraz świadomość tego, że za grubą, metalową ścianą stał Khouri, a w słuchawce wraz z nim mogła słyszeć Isis.
- Kontakt - zakomunikowała, nie w głośniku, ale w jej komunikatorze. - Ich WI jest bardziej zaawansowana niż podejrzewaliśmy.
Khouri milczał, ale tylko przez chwilę. Pewnie zastanawiał się nad sensem ich słów. Co mogła mieć przez to na myśli? Nie uda im się zhakować barki? Te wszystkie starania były po nic? On chociaż mógł przejść się do kokpitu, może nawet to zrobił, na chwilę, póki Crescent musiał dobrze się ustawić i przyjąć trajektorię lotu przechwytującego. Bez Nazira, w pomieszczeniu zrobiło się więcej miejsca, ale przestrzeń była ciemna, klaustrofobiczna. Widziała zarysy swojego pancerza, czerwonego w awaryjnym oświetleniu, a także linę na ziemi, wciśniętą w róg, by przypadkiem się o nią nie potknęła. Żadne z przejść, na zewnątrz an wgłąb korwety, nie miało okien. Nie widziała nic, poza cieniem, jaki rzucała na wyjście.
- Isis? - odezwał się Khouri po krótkiej chwili, sprawdzając, jak radzi sobie sztuczna inteligencja. Ta, ku ich możliwym obawom, nie odpowiedziała od razu. Szum statku i własnych myśli daleki był od świdrującej ciszy, ale w takiej chwili wcale nie pomagał Francuzce zachować spokoju.
- Przejęłam systemy nawigacyjne oraz napęd. Koordynuję oba statki - odpowiedziała wreszcie, choć Dubois nie poczuła różnicy. Gdy Crescent się poruszał, wewnątrz pole grawitacyjne działało tak samo, przynajmniej przy takich, nieznacznych prędkościach. Czuła, że statek leci, ale nie wiedziała nic poza tym. - Udało mi się zdjąć elektroniczne zabezpieczenie włazu, ale nie otworzył się na moje polecenie.
- Pewnie ma mechaniczny zawór poza tym - dodał mężczyzna. Nie widziała jego wyrazu twarzy, ale nawet przez komunikator mogła wyczuć napięcie w jego głosie. - Spróbuj go znaleźć i otworzyć. Albo przeciąć omni-ostrzem, ale w ostateczności.
Nie mieli wiele czasu.
- Cholera - warknął nagle, zupełnie bez powodu. W tym samym czasie w śluzie rozległ się syk, a lampy zaczęły ostrzegawczo migać, podnosząc ciśnienie krwi Francuzki, ale, jak się szybko okazało, jego przekleństwo nie miało z tym nic wspólnego. Isis przeprowadzała dekompresję, wypuszczając powietrze na zewnątrz i z wolna przystosowując warunki panujące w śluzie do tych w próżni kosmicznej. - Mechy.
Hakując barkę, SI udało się dostać do zaktualizowanej listy przewozowej. Przesłała na omni-klucz Dubois coś, co mogła równie dobrze powiedzieć głośno - wewnątrz miały znaleźć się dwa Mechy LOKI.
- Może będą nieaktywne - mruknął Nazir, a śluza w tym czasie piknęła, informując ją, że jest gotowa na otwarcie.
- Wytracam prędkość. - komunikaty Isis pozostały kompletnie odrębne, a ona sama niewzruszona dodawanymi przez Khouriego wstawkami. Irene nie wiedziała co się dzieje, więc opisywały jej sytuację, poniekąd. - Otwarcie śluzy za dwie minuty, trzydzieści pięć sekund.
- Barka będzie naprzeciwko. Isis ją obróciła. Ustawimy się tak, żeby śluza wychodziła na jej górę, więc powinnaś widzieć właz gdy otworzą się drzwi.
Licznik upływał bardzo szybko - teraz, gdy nie było już odwrotu, czas wydawał się pędzić, przesypywać jak piasek przez jej palce, przypominając o tym, jak sprawnie musiała działać.
- Piętnaście minut - przypomniał jej, gdy pozostało trzydzieści sekund. - Dasz sobie radę.
Zdążyła złapać się poręczy, jeśli dzięki temu czuła się pewniej i przygotować na to, co czekało ją na zewnątrz. Gdy drzwi się otworzyły, poczuła drżenie metalu przy wysuwaniu przesłony, ale nie usłyszała syku. Nie wyleciała też ze środka jak w filmach, wywiana przez tornado. Nie stanęła naprzeciw atłasowej czerni.
Przed jej oczami ukazało się morze gwiazd. Drobnych, migoczących przy każdym poruszeniu głową, każdą zmianą położenia obserwatora. Tysiące świateł, tak dalekich, a zarazem tak bliskich, jakby mogła sięgnąć i zdjąć jedną z nich, chowając do kieszeni. Cztery, pięć metrów dalej, niczym nieaktywny, czarny monolit zawieszona była barka. Logo Przymierza wygrawerowane było koło okrągłego włazu, ledwo wyróżniającego się na gładkim dachu.
Dopiero koncentrując wzrok na pojeździe, dostrzegła, że gwiazdy nie stoją w miejscu. Świat wokół niej wirował, Crescent był w ciągłym ruchu, skoordynowanym z ich celem. We dwójkę pędziły przez kosmos w słabym blasku Przekaźnika Masy, który przysłaniało ogromne ciało korwety.