Wyświetl wiadomość pozafabularną
Prom pojawił się na tle ciemnej nocy w tej samej chwili, w której rodzicie Mayi opuścili apartament. Wiedział, że mógłby wrócić z nimi, bo zmierzali w tym samym kierunku, ale nie potrafił się do tego zmusić. Nie potrafił wytrzymać kolejnej sekundy w towarzystwie bólu i cierpienia, które biotyczka wywołała, a którymi była przesiąknięta teraz Elana z Arkadijem i nie potrafił spojrzeć im w twarz, wiedząc to co wiedział - znając drugie źródło konsekwencji, których teraz doświadczali oraz powód dla którego twarz Myers spięła się na widok parametrów życiowych na datapadzie. Wspólny powrót pojazdem Arkadija, kolejne kilkanaście minut razem... to było zbyt wiele. Nawet własne emocje i myśli, które w tym samym, międzygatunkowym odruchu, odsunął w najciemniejszy zakątek własnego umysłu, miały swoje granice i już teraz powodowały coraz to nowe pęknięcia na wzniesionym murze.
Stał z dłońmi w kieszeni, tkwiąc lekko zgarbiony w bezruchu na parkingu. Na wyjaśnienie Eleny odnośnie reakcji Grace skinął tylko sztywno głową, nie siląc się na wytknięcie abstrakcji tej całej sytuacji. Ale jej podziękowanie to było już zbyt wiele. Słowa kobiety były jak cios omni-ostrzem w serce i sprawiły tylko, że odwrócił wzrok. Nie było nawet pojedynczej rzeczy za którą powinni mu dziękować. Pojawił się w ich życiu, rozdrapując bliznę, która zdążyła się już zaleczyć wiele miesięcy temu i wywołując tym tylko na nowo ogromny ból. Problem z bliznami polegał jednak na tym, że jeżeli jedną otworzy się na nowo, to następna która pojawi się na jej miejscu może być już tylko większa.
Dał im nadzieję, a potem Maya z powrotem ją wyrwała, rozerwała na strzępy i spaliła resztki na zgliszcza, pozostawiając jeszcze większą ranę.
Bez słowa wsiadł do taksówki, gdy skrzydło drzwi otworzyło się na jego komunikat omni-klucza, a potem wstukał adres Cordovej. Pojazd uniósł się miękko nad asfalt, a potem i nad budynki Vancouver, prędko pozostawiając kanadyjskie miasto z tyłu.
Powrót do małego miasteczka i kolejne godziny przypominały niespokojny sen. Słońce zaczęło wysuwać się ponad horyzont, barwiąc linię gór bladopomarańczowym blaskiem, który niemal ginął na tyle śniegu. Vex przez cały czas działał na autopilocie, skupiając się na jedynej rzeczy nad którą wciąż miał poczucie jakiejkolwiek kontroli - na pracy. Metodycznie przeszukał pokój Mayi, szukając śladów które wcześniej mógł przeoczyć. Znalazł zdjęcia, stare pamiątki kobiety, fragmenty jej dawnego życia, ale żadne z nich nie niosło za sobą ani odpowiedzi, ani nawet emocjonalnego ciężaru, jak gdyby jego umysł zwyczajnie wyłączył tą swoją część. Przestały być czymś co wypatrywał ciekawie, gdy wchodził po raz pierwszy na poddasze, a stały się zwykłymi, beznamiętnymi dowodami, elementami które równie dobrze mogły należeć do przypadkowej ofiary zniknięcia, do nieznanej mu osoby. I tak w pewnym sensie było.
Gdy wyposażenie pokoju nie przyniosło odpowiedzi, przeniósł się na podwórze. Tam dalsze poszukiwania nie miały jednak sensu - upłynęło wiele godzin, a jakiekolwiek ślady, które mógł przeoczyć dzień wcześniej, już dawno zostały zasypane przez śnieg oraz rozdeptane przez pozostałych ludzi z ekipy poszukiwawczej. Nie żeby jakieś byli w stanie znaleźć - Maya dysponowała umiejętnościami, które wykraczały poza ich możliwości. Wciąż była biotyczką i użytkownikiem czarnej materii. Tam gdzie oni szukali odcisków buta na śniegu, ona zwyczajnie mogła się przeteleportować lub unieść w powietrze. Bo i dlaczego miałaby się ograniczać, skoro nie miała już nic do stracenia? Kiedy tylko to do niego dotarło, porzucił dom Volyovych na dobre, rozszerzając własną granicę poszukiwań na o wiele większy obszar.
Obiekt jego poszukiwań nie mógł podróżować pieszo w nieskończoność. A to oznaczało środek transportu. Etsy włamała się na jego prośbę o bazy danych lokalnej firmy taksówkarskiej, ale poza tą, którą sam przyleciał do Cordovej, żadna nie została wezwana w tą okolicę na przestrzeni ostatniego wieczora. Wizyta na posterunku policji i powołanie się na uprawnienia Widma też nie przyniosły żadnych rozwiązań - nie pojawiło się żadne zgłoszenie kradzieży prywatnego pojazdu, nie było też śladu uprowadzenia innego środka transportu.
Wyglądało na to, że młoda Volyova opuściła dom i rozpłynęła się w powietrzu.
Kiedy wrócił na Elpis, było już grubo po południu. Milczenie Etsy wypełniało rozdłubane korytarze, a on go nie przerywał. Surowy stan statku sprawiał, że ten wyglądał... inaczej. Obco. Wnętrze fregaty zwykle były idealnie czyste, eleganckie i nowoczesne, ale teraz wszędzie leżały odkręcone panele i wystawały zwoje przewodów, przełamując znajomy widok. Gdyby był w stanie teraz cokolwiek czuć, to w pewnym sensie przywitałby to z ulgą. Pośród rozebranych korytarzy nie było wspomnień, które mogłyby próbować wrócić. W widoku systemów zwykle ukrytych w ścianach nie było nic znajomego, nie było nic co przypominałoby o ostatnich miesiącach.
Przeszedł przez otwartą na oścież śluzę, minął mesę unikając jej spojrzeniem i przestąpił przez odsłonięty korytarz obsługowy idący środkiem korytarza, po czym przez kilka chwil stał w bezruchu, nim w końcu wszedł do kokpitu. Pomieszczenie stanowiące serce Elpis było jedynym, które nie uległo zmianie, chociaż teraz było ciemne i wyłączone. I było też jedynym, które zawsze było tylko jego. Wsunął się w fotel pilota i oparł potylicę o zagłówek, wbijając wzrok w czarne monitory. Ściany pomieszczenia również były nieprzeniknione - brak prądu oraz potrzeby wizualizacji otoczenia na zewnątrz statku sprawiały, że równie dobrze mógł się znajdować w komorze sensorycznej.
Etsy milczała i on również. Nie miał pojęcia jak SI mogła odebrać akcje Mayi, ale nie potrafił nawet w tej chwili poradzić sobie z własnymi myślami, a co dopiero z tymi, które przerabiała jego elektroniczna towarzyszka. Podejrzewał, że oboje nie znają żadnych słów, które byłyby w stanie zaradzić na tą sytuację lub cokolwiek zmienić. Pozostawała więc tylko cisza.
Wiedział już, że nie znajdzie Mayi. Gdziekolwiek była, zamknęła przed nim ten rozdział na dobre. Wyrwała ostatnie strony książki, pozbawiając go jej zakończenia. Dalsze poszukiwania nie miały sensu, Maya nie chciała zostać znaleziona. Albo już nie żyła, ale coraz bardziej zaczynał wierzyć w pierwszą możliwość. Cokolwiek było między nimi, jakikolwiek rozdziały razem przeżywali przez ostatnie miesiące, teraz dobiegły one końca. I musiał to zaakceptować.
Ale co to oznaczało?
Tygodnie spędzone na oczekiwaniu aż Elpis zostanie wyremontowana? Chodzenie jak duch po remontowanych korytarzach? Zwiedzanie uliczek Cordovy? Powrót do życia ot tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało, pomimo ziejącej dziury w jego sercu, głębokiej i zimnej jak sam kosmos? Wiedział co ją wtedy wypełni. Wspomnienia. Myśli "co gdyby". Wątpliwości. Obrazy.
Siedział w ciemności kokpitu przez następne trzy godziny, nim w końcu jego twarz rozświetliła się szarym blaskiem omni-klucza. Mógł zrobić tylko jedno - to co robił zawsze. To co robiła Vasir, to co robił Khouri. Nie było czasu na własne myśli, gdy te zajmowały się pracą, a tej mu nie brakowało. Wciąż miał niedomknięte wątki, wciąż miał rzeczy, które musiał zrobić. Nawet jeżeli osoba, dla której chciał je rozwiązać, teraz odeszła.
Doktor Myers,
Chciałbym się z panią spotkać dzisiaj w cztery oczy, jeżeli znajdzie pani dla mnie chwilę czasu.
-Vexarius Viyo, Widmo
Ostatni temat, który wymagał zamknięcia. Ostatnia niedokończona sprawa, którą mógł przekazać. Szare światło zniknęło, gdy wygasił omni-narzędzie, ponownie pozwalając ciemności wypełnić wnętrze kokpitu. Upłynęło kolejne kilka minut, nim w końcu przełamał ciszę po raz pierwszy od ostatnich kilku godzin.
-
Możesz mi coś obiecać, Etsy? - odezwał się cicho. Jego głos, nie używany od świtu, brzmiał ochryple, ale nie nosił już śladów burzy emocji. Był spokojny, nawet jeżeli był to spokój człowieka pogodzonego z nożem tkwiącym w klatce piersiowej. -
Obiecaj mi, że jeżeli postanowisz odejść pod tym jak odkryjemy swoją przeszłość, nie zrobisz tego pod osłoną nocy i bez wyjaśnienia. Obiecaj, że pożegnasz się ze mną otwarcie, twarzą w twarz.