Wkurzona była jeszcze zanim ich czarter wystartował z Cytadeli. Zaczęło się od zwyczajowego łażenia za tyłkiem szefa by zgodził się łaskawie przydzielić tą sprawę właśnie jej i podkładania świń tym nielicznym członkom zespołu, którzy również mieli czelność wystawić swoją kandydaturę na twarz Dnia Odrodzenia i robienia słodkich oczu do wszystkich, którzy mieli jakikolwiek wpływ na podjęcie decyzji. Potem doszło zignorowanie wezwania na Ziemię w sprawie przesłuchania - Annabelle nakazała Manuelowi wysłać jakieś ogólniki o tym, że wciąż przechodzi rekonwalescencję i nie czuje się na siłach prosząc o odroczenie - a w końcu, gdy szef w końcu dał Annabelle wolną rękę, gorączkowy montaż posiadanych w archiwach materiałów, kontakty z organizatorami, nagrywanie reklamowych spotów informacyjnych i próby wydostania z ziemskiej ambasady większej ilości szczegółów na temat samych obchodów. Dziennikarka spędzała tyle czasu na wideokonferencjach, spotkaniach i w samej siedzibie stacji, że całkiem realnie zaczęła się zastanawiać, czy do swojej przeszklonej klitki, pieszczotliwie nazywanej przez nią “akwarium”, nie wstawić polowego łóżka.
Na domiar złego, dwa dni przed wylotem na Mindoir, ten idiota jej asystent Manuel śmiał połamać sobie nogę, bezsensownie i bezproduktywnie w wolnym czasie zamiast pracować - spędzając czas na ściance wspinaczkowej w obszarze zwiększonej grawitacji. Zero profesjonalizmu i zaangażowania. I choć Annabelle wcześniej wytypowała go jako oficjalną “osobę towarzyszącą”, czyli popychadło które miała zamiar zabrać ze sobą do odwalania czarnej roboty, teraz musiała go - zresztą zupełnie bez wahania - uziemić i zostawić na Cytadeli, by wraz z montażystami obrabiał dostarczany przez nią materiał. Siłą rzeczy musiała zdecydować się na kogoś innego i złośliwie ignorując zapytania pozostałych kolegów i koleżanek, po wyrażeniu w dość dosadnych słowach swojego niezadowolenia i sugestywnym i dwuznacznym nakreśleniu wizji przyszłej współpracy Manuela i jego przełożonej, chcąc-nie chcąc zdecydowała się zabrać ze sobą
Quintę, która po ogłoszeniu wiadomości przejęła się swoją rolą w zdecydowanie nieestetyczny i nieprofesjonalny sposób, krzycząc z radości i biegając po korytarzu budynku Sieci.
Quinta Miała dość krótki staż jako druga asystentka Annabelle i choć była zwykle spolegliwa i wykonywała powierzone jej zadania jak tylko mogła najlepiej, nie cieszyła się aż tak wielkim zainteresowaniem dziennikarki jak Manuel. Po prostu - jak do tej pory nie zasłużyła sobie na to. Obecna sytuacja była zdecydowanie jej na rękę, mogła się w końcu spróbować wykazać “w terenie”, a jej twarz mogła się pojawić na wizji, przy relacji pomniejszych imprez towarzyszących - i mimo, że Annabelle skutecznie temperowała entuzjazm dziewczyny i próbowała wyciszyć nieco jej tryskający wulkan radości i energii - asystentka zdawała sobie z tego sprawę. Tak naprawdę udział
Quinty w ceremonii na Mindoir mógł zarówno zmienić hierarchię w niewielkim zespole Annabelle, jak i całkowicie pogrążyć asystentkę, zatem wszystko zależało tylko od tego, na ile będzie potrafiła ona przypodobać się szefowej.
Lot był w miarę szybki i spokojny - obie kobiety wraz z kilkoma technikami przyleciały na Mindoir w systemie Baldr dwa dni przed tym, jak układ został niemal zakorkowany trudnym do opanowania, wzmożonym ruchem wszelkiej maści i rozmiarów promów, wahadłowców, statków pasażerskich i wielkich wycieczkowych liniowców dowożących kolejne tłumy spragnionej rozrywki gawiedzi. Nowy port kosmiczny - mimo, że oficjalnie miał zostać otwarty dopiero podczas obchodów - był już sprawny i funkcjonował bez zarzutu, oferując przybywającym wszelkie udogodnienia oraz transport na samą planetę. Dotarłszy tam zameldowały się w zarezerwowanym ze znacznym wyprzedzeniem hotelu, po czym resztę czasu cała ekipa spędziła na wyszukiwaniu odpowiednich miejsc do przyszłych nagrań, rozstawianiu sprzętu, robieniu “wstępniaków” - surowych ujęć miasta, powiększających się tłumów, najefektowniejszych budynków i instalacji w mieście i robieniu sond ulicznych i małych wywiadów - udało im się nawet dopaść burmistrza Nowego Mindoiru, którego - mimo jego napiętego grafiku przygotowań - Annabelle maglowała pytaniami przez bite dwie godziny (choć zapewne z całego wywiadu zostanie wybranych zaledwie parę pytań, które trafią na antenę). Przygotowania szły pełną parą, terabajty danych wysyłane przez zespół Annabelle trafiał bezpośrednio do siedziby SIP na Cytadeli, gdzie był filtrowany, montowany i przekazywany społeczeństwu na zarezerwowanym specjalnie w tym celu Kanale 4 holowizji.
W końcu nadszedł dzień rozpoczęcia obchodów. Annabelle dwoiła się i troiła, starając się być w kilku miejscach na raz i opatrzyć nagrywany materiał kilkoma słowami wypowiedzi, jednak pracy było tak dużo, że część czasu antenowego scedowała na
Quintę. Dziewczyna okazała się być godną uczennicą swojej szefowej - normalnie stosunkowo małomówna, cicha i nieco wycofana, przed kamerą okazała się być błyskotliwym i niezłym reporterem, co z lekką niechęcią musiała przyznać sama Annabelle. Była na tyle pomocna, że dostąpiła w końcu niewątpliwego zaszczytu towarzyszenia swojej szefowej na oficjalnej gali w Wieży Zwycięstwa.
Kulminacyjnego dnia, obie wystrojone jak celebrytki w wieczorowe suknie, korzystając z oficjalnej przepustki, weszły do “strefy VIPów”. Ten wieczór nie miał być jednak tylko przyjemnością - obie spodziewały się, że spotkają tutaj wiele znanych twarzy i ludzi, z którymi w “naturalnych warunkach” trudno byłoby zamienić chociaż słowo, dlatego ich plan na tą noc obejmował przynajmniej zrobienie kilku zdjęć i migawek - a być może krótkich wywiadów z oficjelami. Miały na to pozwolenie, ich licencja załatwiona przez SIP była prawdziwą “platynową kartą” dającą im prawo filmowania zamkniętej imprezy (naturalnie o ile rozmówcy się zgodzą) i - z tego co Annabelle wiedziała, wydano tylko kilka sztuk podobnych, zatem mogła się tutaj czuć jak prawdziwy żarłacz w stadzie szprotek.
-
Na dziesiątej, to chyba ziemski attaché obrony? - sprawdzone przy wejściu przez ochroniarzy i wylegitymowane kobiety wchodząc na salę bankietową zaczęły strzelać oczami, starając się zidentyfikować kandydatów na rozmówców.
Quinta, wyraźnie podenerwowana, dreptała koło swojej szefowej
-
Admirał Marco Trax, tak, to on. Wyluzuj trochę, dziewczyno - syknęła Annabelle, mając już na twarzy swój “profesjonalny” uśmiech. Odziana w błękitną, połyskliwą suknię z głębokim dekoltem i bez pleców - której kolor zresztą zdecydowanie odcinał się od modnej chyba na tej farmie czerni i bieli - przymknęła na chwilę błyszczące oczy wciągając głęboko powietrze -
Kryształowe żyrandole, platynowe klamki, wykwintne dania i to towarzystwo... Wiem że dla ciebie to nowość, ale kiedyś może będziesz się w takich miejscach czuła swobodnie - rozejrzała się wokół z uśmiechem, kiwając głową na powitanie jakiemuś politykowi, którego całkiem niedawno spotkała na Ziemi przy okazji relacji z posiedzenia Admiralicji Przymierza Układów, po czym z zastawionej kieliszkami tacy niesionej przez przechodzącego obok kelnera porwała dwa smukłe kieliszki z szampanem. Jeden wcisnęła w dłoń asystentki, z drugiego upiła ostrożny łyczek, starając się nie rozmazać przy tym szminki.
-
Przed nami, pod ścianą, przedstawiciele dowództwa piątej floty - kontynuowała Annabelle ściszonym głosem, chwyciwszy Quintę za łokieć i powoli prowadząc ją przez salę -
W grupie nie będą chcieli gadać, trzeba ich rozdzielić. Po prawej od nich - ambasador sektora. Tego obrobię ja. Rozmawia z kimś z delegacji asari - jak chcesz, możesz spróbować jej zadać kilka pytań - I z minister rolnictwa, ciekawostka. Nie wiedziałam, że tu będzie, ale to w końcu ta planeta to jedna wielka farma, powinnaś się czuć jak w domu - nie omieszkała dodać małej uszczypliwości pod adrese asystentki -
Widzę wiceministra skarbu, ambasadora do spraw kultury i doradcę premiera do spraw rozwoju regionalnego... - pokręciła głową -
Wygląda na to, że połowa rządu Przymierza się tutaj łaskawie pojawiła. Tylko czekać aż batarianie zrzucą tu wielką bombę i będzie naprawdę wesoło... - jej spokojny głos z trudem docierał do asystentki, ginąc szybko w muzyce granej przez prawdziwą orkiestrę, którzy w czarnych frakach, z obowiązkowymi muszkami pod szyją przygrywali towarzystwu z niewielkiej sceny pod ścianą, oraz toczonym wokół nich rozmowom -
Widzę także kilka osób z ambasady ludzkości na cytadeli... - to spostrzeżenie wzbudziło ciekawość dziennikarki, rozglądając się wokół próbowała zlokalizować największe skupisko dyskretnie pilnujących pomieszczenia ochroniarzy -
Może już jest tutaj nawet sama radna? - jej oczy zwęziły się nieco, gdy dostrzegła czterech ochroniarzy usilnie starających się wyglądać, jakby zupełnie nie interesowali się wyjściem na balkon. Odwróciła szybko głowę, po czym trzymając wciąż za łokieć swoją asystentkę, ustawiła ją tak, by dziewczyna dostrzegła jeden z odległych stolików.
-
Premier Shastri... No patrzcie, już tu jest. Ten nie potrafi przepuścić okazji do baletów. Brakuje tylko tej denerwującej skośnokiej vice i będziemy mieli spotkanie na szczycie...
-
Mam z nim porozmawiać, panno Reguera? -
Quinta niemal jednym haustem opróżniła zawartość kieliszka, na co Annabelle zareagowała lekkim, dźwięcznym śmiechem.
-
Nie, słonko, trochę za wysokie progi dla ciebie, nie sądzisz? Na razie wmieszaj się w tłum. Cycki do przodu, uśmiech na twarzy i przestań zachowywać się jak siłą od pługa oderwana wieśniaczka na salonach. Pogadaj z ludźmi, zrób kilka zdjęć, może jakieś ogólne ujęcia dla Manuela i postaraj się nie przynieść mi wstydu. Ja mam do załatwienia pewien interes na balkonie...
Z kolejnej tacy porwała drugi kieliszek szampana i trzymając oba w dłoniach, pewnym krokiem ruszyła na balkon. Było tutaj wciąż niewiele osób, większość wciąż gromadziła się w głównej sali, więc niemal bez trudu dostrzegła swój cel. Po raz pierwszy widziana na żywo, jednak jej kolor włosów, sylwetkę i twarz mogłaby narysować wybudzona ze snu o drugiej nad ranem. Radna Fel była małym dziennikarskim Graalem, zwykle niedostępna, szalenie zajęta i praktycznie niemożliwością było umówić się na wywiad z nią, a nawet jeśli - terminy były kosmicznie odległe. Teraz jednak była sama, o kilka kroków od Annabelle. Albo czekała na kogoś, albo dla chwili oddechu wyszła na zewnątrz. Okazja zdecydowanie nie do przepuszczenia.
Starając się nie wylać trzymanego w dłoniach szampana, serdecznym palcem aktywowała dotknęła omni aktywując sondę, która posłusznie odleciał o kilka kroków od dziennikarki, po czym - nagrywając każdy krok - podążyła jej śladem gdy szła w kierunku barierki balkonu. Niemal nie zwróciła uwagi na widoki rozpościerające się wokół budynku Wieży - pora była wciąż jeszcze na tyle wczesna, że światło słoneczne wciąż odbijało się refleksami od okien i metalowych konstrukcji budowli wokół, ale nie po to Annabelle tutaj była.
Zatrzymała się przy balustradzie balkonu, o dwa kroki od Iris, po czym wciągnęła powietrze i odezwała się na tyle cicho, by nie zostać uznanym za namolnego natręta, a jednocześnie na tyle głośno, by radna mogła ją usłyszeć. Wystarczy kilka pytań. Krótka rozmowa, którą może wykorzystać w materiale dla SIP a szef na pewno będzie mentalnie szczytował.
-
Niesamowite miejsce, prawda? Kiedyś pole bitwy i miejsce rozpaczy, teraz duma ludzi i pomnik ich dążenia ku lepszej przyszłości. Jakie ma pani odczucia, o czym pani myśli stojąc tutaj, w sercu Nowego Mindoiru, czując na twarzy powiew wiatru i widząc wiwatujących ludzi?