Ostatnie chwile dzielące
Hekate od przyjęcia ostatniego już gościa upłynęły szybko, być może zbyt szybko. Doktor Baskal podziękowała grzecznie za informację udzieloną jej przez Belforda, w kolejnym momencie zajmując się już ostatecznym przygotowaniem do spotkania. Na obecnym w jej kajucie stole pojawiły się już jakieś datapady różnych rozmiarów, także kilka bardziej archaicznych kartek papieru - zapisanych czy raczej
zarysowanych. Siadając na jednym z dwóch dostawionych do stolika krzeseł Zaida westchnęła cicho i uruchomiła swój omni-klucz, w tym momencie niemal tracąc kontakt z rzeczywistością. Skupiona na tym, co wyświetlało jej narzędzie, nie interesowała się niczym innym. Jeśli zaś chodzi o Waltona - cóż, ten rzeczywiście pokoju opuszczać raczej nie zamierzał, nie dla niego było jednak drugie miejsce przy stole.
-
Mógłbym niemal poczuć się zazdrosny - rzucił rudzielec z rozbawieniem po uprzednim, niemym wyrazie aprobaty obecnego wyglądu Zaidy. -
Dla mnie nie ubierałaś się tak... Nigdy?
Czarnowłosa uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem. Ani na moment nie oderwała wzroku od własnego omni-klucza.
-
Może dlatego, że twoim zdaniem ubrania zawsze były zbędne.
Piegus parsknął śmiechem i pokręcił głową z rozbawieniem. Na podobne stwierdzenie nie miał kontrargumentu. Ostatecznie i on skoncentrował się na ekranie własnego klucza, najwyraźniej mając w planach pozostanie cieniem, nie biorącym udziału w spotkaniu.
Tymczasem w innej części okrętu rozbrzmiał ponownie głos Durate.
-
To raczej standardowy kontakt handlowy, nie ma o nim wiele. Naprawdę nazywa się Sergio Torres, ma czterdzieści sześć lat, w Błękitnych od niedawna, jakieś cztery lata. Wedle akt współpracujemy z nim znacznie dłużej, jeszcze od czasów, gdy działał na własną rękę. Był przemytnikiem, może nadal pracuje właśnie w tej strefie. To oficjalny kontakt, z Waltonem - przynajmniej oficjalnie - widzieli się dokładnie trzy razy. W ciągu lat współpracy obstawiali go różni kurierzy. Brak regularności wskazuje, że po prostu kto był wolny, ten załatwiał dany kurs.
Analizę powyższych informacji należało jednak odłożyć na później, na pierwszy plan wysunął się bowiem przybyły Zithra. Należało go powitać i, najpewniej, także sprawdzić. Jeśli chodzi o samą kontrolę, ta w zasadzie nie przyniosła niespodzianek. Biorąc pod uwagę, że mężczyzna pojawił się tu w pancerzu - jakby w ostatniej chwili oderwany od pracy zawodowej - dziwnym byłoby, gdyby uzbrojony nie był. Rzeczywiście, u jego biodra spoczywał ciężki pistolet - dobrze znany agentom Cerberusa Szpon, wyposażony dodatkowo w poprawiony moduł celowniczy oraz paralizator - zaś z tyłu, na wysokości kręgosłupa lędźwiowego, leżakował równie łatwy do rozpoznania, standardowy Błotniak. Najwyraźniej przynależność do organizacji w taki czy inny sposób zbrojnej zobowiązywała - po jakimś czasie takiej pracy trudno było rozstać się ze swoistym gwarantem bezpieczeństwa, jakim mogły być własne pukawki. W każdym razie, obecność uzbrojenia dało się dostrzec gołym okiem, potwierdziły to również radary.
-
Oman Zithra, bardzo mi miło. - Przybyły uścisnął tymczasem dłoń Belforda na powitanie, silnie, po męsku. Nie dało się też nie zauważyć specyficznego błysku w oczach Zithry gdy jego uszu dotarł skierowany do niego zwrot.
Doktorze. Najwyraźniej nie zwracano się tak do niego na co dzień, być może nie była to też informacja, którą szczególnie często by się dzielił, w efekcie - mężczyzna prędko skojarzył, że albo wygadała się doktor Baskal, albo też został przez załogę Hekate sprawdzony. Szczególnie ten ostatni domysł byłby problematyczny - ostatecznie Zithra nie zdawał sobie przecież sprawy z przynależności
Hekate do Cerberusa. Tak czy inaczej, poza przebłyskiem zrozumienia nie poskutkowało to jednak niczym więcej. Oman nie poruszył kwestii swego tytułu naukowego, bez wahania podejmując zainicjowaną przez Bleysa konwersację.
-
Dziękuję, kobieta jednak nigdy nie powinna być zmuszona do oczekiwania. - Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie. -
Ponadto mówią, że czas to pieniądz, wolałbym więc od razu przejść do rzeczy. - Ruszając za kapitanem Oman rozejrzał się z umiarkowanym zainteresowaniem po mijanych częściach okrętu, po chwili znów skupiając się na rozmówcy.
-
Tak, powiedziałbym wręcz, że zaskakująco spokojnie - przyznał i wzruszył lekko ramionami. -
Biorąc pod uwagę ostatnie incydenty z udziałem piratów spodziewałem się większych atrakcji... Nie, żebym jakoś szczególnie ich braku żałował. - Uśmiechnął się nieznacznie i podobnym uśmiechem podziękował za kontakt oraz pożegnał się pod drzwiami kajuty doktor Baskal, w kolejnej chwili znikając już za drzwiami pokoju.
Pierwsza ciekawa rzecz zadziała się już w tej chwili. Uwagę Alexis, do tej pory skupionej na sprawdzaniu kolejnego symbolu - ten zaś okazał się być po prostu swoistym logiem Tanığı, wywodzącym się zapewne jeszcze z czasów, gdy organizacja działała na terenie Turcji - przykuł stosunkowo serdeczny ton, jakim Zithra powitał obecnego w kajucie Waltona. To właśnie rudzielec jako pierwszy wzbudził zainteresowanie Omana.
-
Cholera, Charles, gdybym wiedział, że aż tak dobrze ci płacą, już dawno zaciągnąłbym się w wasze szeregi. Od kiedy to stać cię na podróże w podobnym luksusie?
W zetknięciu z wyraźnie znajomą twarzą Walton wstał z miejsca i uśmiechnął się szeroko, ściskając prawicę Zithry na powitanie.
-
Grunt to dobrze się ustawić, Zithra, zawsze to powtarzałem - rzucił z rozbawieniem jednocześnie rzucając znaczące spojrzenie w kierunku Zaidy. Oman znaczenie to doskonale zrozumiał, co widać było po szerokim uśmiechu jaki odmalował się na jego twarzy.
-
A więc robisz za utrzymanka. - Zwracając się ku głównej zainteresowanej, Zithra uścisnął kolejną podaną mu dłoń. Najwyraźniej dobrze wiedział, że nazbyt szarmanckie gesty w przypadku spotkania biznesowego z Baskal po prostu by nie przeszły. Spotykali się tu jako równouprawnieni i dobrze było o tym pamiętać. - Dobrze cię widzieć, Zaido.
-
Ciebie również. - Czarnowłosa uśmiechnęła się tymczasem sympatycznie i zachęcającym gestem wskazała Omanowi drugie z obecnych przy stoliku krzeseł. Nijak nie skomentowała typowo bojowego zestawu, w jakim przybył Zithra, co sugerowało, że podobny strój nie jest efektem jakichś szczególnych okoliczności. Oman był najemnikiem i to najwyraźniej miało wszystko wyjaśniać. -
Jak podróż?
-
Zaskakująco bez szaleństw. A twoja? Towarzystwo bodyguarda sugeruje ciekawsze przejścia. - Oman uniósł znacząco brwi ruchem głowy wskazując Waltona.
-
Ciekawsze przejścia... - Rudzielec parsknął cicho, na moment odrywając się od własnego omni-klucza. Po powitaniu z Zithrą zdążył już wrócić na zajmowany przedtem fotel i znów zagłębić się w lekturze. -
Nie wiedziałem, że tak się to teraz nazywa. - Uśmiechnął się z rozbawieniem, bez wahania sięgając po podtekst, jaki Oman celowo przemycił w swych ostatnich słowach. Jeśli zaś celowo, to łatwo było wywnioskować, że o bliższym związku doktor Baskal z Waltonem przybyły najwyraźniej zdaje sobie sprawę.
Sama Zaida roześmiała się nieskrępowanie, spoglądając z politowaniem na obu towarzyszących jej mężczyzn.
-
Spotkaliśmy się przypadkowo, a skoro mamy już transport nie widziałam powodu dla którego Walton miałby łapać jakiś przypadkowy prom. - Wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się łobuzersko. -
Niech się chłopak nacieszy, też mu się należy coś od życia.
I jakkolwiek z powyższej wymiany zdań nie wynikało jeszcze nic konkretnego, tradycyjne grzeczności były etapem, z którym trzeba się było pogodzić. Czas to może i faktycznie pieniądz, każda rozmowa biznesowa rozpoczyna się jednak od kurtuazyjnej straty kilku chwil.