Miano: Matthew Franciszek Tarczansky
Wiek: 27.05.2154r, 32 lata
Rasa: Człowiek
Płeć: Mężczyzna
Specjalizacja: Inżynier
Przynależność: Społeczność galaktyczna
Zawód: Lider Mobilnej Jednostki Serwisowej RC-1690 firmy Fergusson Engineering
Aparycja: Bez wątpienia jest to mężczyzna, widać to z daleka. Jest średniego wzrostu, mierzy bowiem 185 cm wzrostu i waży 90 kg. Nie oznacza to jednak, że jego waga została usytuowana w postaci mięśnia piwnego lub nadmiernej tkanki tłuszczowej. Wręcz przeciwnie, mamy tutaj do czynienia z dość dobrze umięśnioną sylwetką, która ukształtowała się przez ciężką i fizyczną pracę. Ma ostre rysy twarzy, które sugerują raczej, że nie jest dość przyjemnym w kontakcie mężczyzną. Szeroka szczęka, wyraźnie zaznaczone kości policzkowe i szeroki, prosty, lekko zadarty w górę nos. Oczy w kolorze ciemnego brązu nie wyróżniają się niczym szczególnym wpośród tłumu. Zapuścił drobną bródkę, o którą bardzo mocno dba. Włosy ma czarne, krótko przystrzyżone, ponadto ma już małe zakola. Nie ma żadnych tatuaży, kolczyków, jedynym elementem mogącym go w jakikolwiek sposób wyróżnić to srebrny łańczuszek noszony na szyi. Co do stroju. Od razu można wydedukować do jakiej subkultury należy. Spodnie baggy różnego rodzaju, luźne koszulki i bluzy – najczęściej obuwie sportowe. Nietrudno zorientować się, że jest częścią pozornie bezwartościowej i idiotycznej kultury hiphopowej. Podczas wykonywania prac serwisowo-remontowych ubiera się jednak w strój, który spełnia wszystkie protokoły bezpieczeństwa Fergusson Engineering. Kombinezon roboczy, ochronniki słuchu, czapka z daszkiem, pas z przeróżnymi narzędziami, buty ze stalowym podnoskiem, nagolenniki, rękawice robocze oraz maska przeciwpyłowa wraz z zasobnikiem tlenowym.
Osobowość: Jest to człowiek niezwykle radosny, otwarty i towarzyski. Optymistycznie patrzy w przyszłość i przeszłość, bowiem wychodzi z założenia, że nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło. Wynika to raczej z tego, że nie miał za sobą specjalnie ciężkich przeżyć, które diametralnie zmieniłyby jego podejście do życia. Doskonale zdaje sobie sprawę, że kilka podjętych przez niego decyzji było głupich, ale nie uważa ich za porażki, a raczej za ważne nauki. No cóż, bez wątpienia jest to kwestia podejścia. Przez większość znajomych jest uważany jako dusza towarzystwa z niewyrafinowanym poczuciem humoru i niewyparzonym językiem. W większości przypadków można to odebrać jako zalety, bowiem jest szczery do bólu i woli powiedzieć najgorszą prawdę (najczęściej obróconą w żart), niż najsłodsze kłamstwo. Ze swoim podejściem najprawdopodobniej nie sprawdziłby się jako agent wywiadu. Jest uzależniony od kofeiny i nikotyny. Z tym drugim jednak stara sobie radzić przy pomocy terapii tzw.: e-papierosem, co przynosi kiepskie skutki, bowiem nadal potrafi wypalić kilkanaście papierosów dziennie. Jeśli ktoś będzie miał okazję zastać go przy pracy musi wiedzieć o jednym. Jest perfekcjonistą i wkłada wykonywane zadanie całe swoje siły i nie wypada mu wówczas przeszkadzać. Jest wówczas bardzo skupiony i wybicie go z rytmu powoduje wybuch...Jest bowiem cholerykiem i to bardzo mocnym, łatwo go wyprowadzić z równowagi. Jego gniew jest krótki, ale za to intensywny. Dlatego nie warto go zaczepiać, ponieważ może się to źle skończyć (Dla kogo? To już zależy od gabarytów i umiejętności oponenta). Jego poglądy polityczne? Co tu dużo mówić...Dość nieprzychylnie wypowiada się na temat Przymierza i zdarza mu się nazwać ludzkość ciemnogrodem. Najbardziej jednak nie przepada za Cerberusem, ma ich za „pierdolonych rasistów”, „kretynów z zapleczem pieniężnym” i „zajebanych ciuli”. Skąd te poglądy? Uważa, że integracja z rasami obcymi jest konieczna do osiągnięcia lepszego dla ludzkości, a zwalczanie ich i pogarszanie reputacji rasy ludzkiej raczej nie przybliża do osiągnięcia tego celu. Można zatem powiedzieć, że nie lubi nikogo, kto wyżej sra, niż dupę ma – a większości przypadków tak właśnie jest. Podsumowując: jest to sumienny, dokładny i pracowity mężczyzna, który optymistycznie patrzy na świat i nie żałuje podjętych przez siebie decyzji, pomimo ich głupoty. Lubiący zimne whisky i fajne cycki szczery choleryk.
Historia:
Trzeba się zmieniać by jakim jest się pozostać
Ciągle się zmieniam i tą samą mam postać...
Serio? Mówiłem tyle razy, że nie chcę o tym gadać i prosiłem Cię, żebyś nie ruszał tego tematu...O mojej rodzinie powiem Ci tylko tyle. Oprócz tego, że dali mi życie, dom, wykształcenie itd., itd. to banda chciwych, zakał galaktyki, która czerpie hajs na słabości innych. Chuj z nimi! Wystarczy? – Matthew Tarczansky
Zrozumienie jego podejścia do swojej rodziny wymaga poznania więzi jaka łączyła go z rodzicami i rodzeństwem. Jest najmłodszym i zarazem jedynym synem Thomasa Tarczansky'ego – właściciela dużej firmy transportowej Tarczansky Logistics, z której usług korzystają duża część kolonii ludzkich oraz część agend wojskowych Przymierza, co oczywiście oznacza, że jest to rodzina obrzydliwie bogata. Prawdopodobnie 3/4 galaktycznego społeczeństwa chciałoby się znaleźć na miejscu naszego protagonisty, lecz on od urodzenia wydawał się być nie zainteresowany gromadzeniem bogactw i przejęciem rodzinnego interesu, był zresztą dopiero czwarty w kolejce do „tronu”, bowiem na samym początku peletonu po stołek ojca znajdowała się najstarsza z rodzeństwa Ilona. Kontakty w rodzinie nie należały do najlepszych, opierała się na rywalizacji i rodzinna więź istniała jedynie pozornie. Od Matthew wymagano dużo, był jedynym synem Thomasa, ale za to najbardziej niezależnym, najmniej podporządkowanym, co w efekcie sprowadziło go na dalszy plan. Co prawda, nie oszczędzano na niego pieniędzy, bowiem jego matka myślała, że inwestowanie w naszego bohatera dużej ilości kredytów sprawi, że w końcu zrozumie, że jego miejsce jest przy nich. Uczęszczał do najlepszych szkół prywatnych, był wzorowym uczniem jeśli chodzi o osiągnięcia naukowe, lecz sprawiał ogromne problemu wychowawcze. Nie chciał wbić się w schemat dziecka z bogatej rodziny. Częste bójki z rówieśnikami sprawiły, że wyrzucono go ze szkoły średniej i w ramach kary jego rodzina podjęła decyzję o tym, aby wysłać go do szkoły z internatem będącej pod jurysdykcją Przymierza. Myślano, że tam nauczy się go dyscypliny. Faktycznie, tak też było, lecz...Z niewyjaśnionych przyczyn nadal nie chciał być częścią całej tej sztucznej i spaczonej szopki nazywanej rodziną. Po ukończeniu szkoły, Matt wrócił do domu, gdzie po powrocie od razu został wysłany na rozmowę z ojcem.
-Matthew. Powiedz mi dlaczego robisz to wszystko? Inwestuję w Ciebie ogromne pieniądze, chcę byś odziedziczył i kontynuował moje dzieło.
-Słuchaj, TATO...Zacznijmy od tego, że nigdy nie spytałeś mnie o zdanie w tej materii. Może chcę czegoś innego od życia? Chcę być sam dla siebie pierdolonym sterem, żeglarzem i okrętem, czaisz? A zresztą...Co ja będę Ci tłumaczył...
Tego samego dnia Matt wyprowadził się z domu. Zostawił miejsce, które uważał za pełne spaczonych zasad, fałszu. Może warto w końcu wyjaśnić dlaczego tak uważał? Przez czysty przypadek usłyszał rozmowę ojca z jednym zrozpaczonym nadzorcą kolonii, który prosił, błagał wręcz Thomasa o wysłanie zapasów na planetę, którą zarządzał. Zdało się mu usłyszeć o tym, iż są obecnie pozbawieni zapasów leków, pożywienia i wyposażenia technicznego, cena jaką zaproponował jego ojciec była nie do przyjęcia, etc, etc. Oczywiście można wydedukować, że prośby o obniżce ceny i przyśpieszeniu transportu spadły na niczym. Matthew nie chciał być częścią „czegoś”, gdzie liczy się tylko zysk i pieniądze. Uważał, że są inne wartości, dla których warto walczyć. Pieniądze to tylko efekt uboczny osiągania sukcesów – tak przynajmniej uważał. Zamieszkał w Chicago, ze swoim kumplem ze szkoły Xavierem. Jak można się spodziewać, było trudno. Matthew rozpoczął pracę w Fergusson Engineering – firmie zajmującej się produkowaniem silników do statków kosmicznych. Tu odkrył co chce robić w życiu. Chciał zostać inżynierem i wspinać się po szczeblach kariery w tej dziedzinie. Co prawda, bez znajomości nie można było osiągnąć nic. Miałby je, gdyby nie odrzucił rodziny, teraz będąc wyklętym przez swojego ojca był jedynie osobą noszącą nazwisko właściciela ogromne firmy logistycznej. Ciężka praca sprawiła, że musiał odpuścić sobie studia na kilka lat. Potrzebował bowiem pieniędzy na ich rozpoczęcie. Wcześniej nie miałby problemów z ich zdobyciem, ale nigdy nie żałował podjętej przez siebie decyzji.
Czasami znając drogę nieustannie błądzisz.
Czasami dzielisz ludzi prawdą, by ich łączyć.
Nie zawsze grzech na duszy całe życie ciąży.
Nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz...
Widzisz...Miałem wszystko i mogłem zrobić, co mi się żywnie podoba, jednak uważam, że dobrze zrobiłem rzucając cały ten syf. Dlaczego? Zyskałem coś, czego tam nigdy bym nie miał. Wolność. Czaisz? Możesz odetchnąć pełną piersią i brać konsekwencje za wszystko, co zrobisz. Straciłem pieniądze, wpływy i to wszystko, co mogło wyprowadzić mnie na szczyt. Zrobiłem to, bo tak chciałem i nie chcę, by ktokolwiek głaskał mnie za po po głowie i mówił „No! Biedny Matt, mógł mieć tak dobrze, a jest gdzie jest...”. Pieprzyć to! Wiem, że większość ludzi najchętniej zajęłaby moje miejsce i nie odważyłaby się na ten akt głupoty, bo faktycznie taki on jest, ale...Przynajmniej mogę powiedzieć, że jestem wolny...I to mnie, kurwa, cieszy. – Matthew Tarczansky
Po dokładnie trzech latach Matthew w końcu zdobył pieniądze, aby rozpocząć studia. Tu już poszło z górki, bowiem zdał je bez większych problemów. Co prawda, były wzloty i upadki, jak zawsze to była (wszak jest jedynie człowiekiem), ale efekt końcowy był faktycznie godny podziwu. Matthew Franciszek Tarczansky – inżynier mechatroniki okrętowej. Warto dodać, że studia były przeprowadzone w trybie zaocznym. Na dziennie nie było go stać, rzecz jasna. To oczywiście nie sprawiło, że wspinał się po szczeblach kariery jakby był wystrzelony z procy. Wręcz przeciwnie – tkwił w miejscu i nie potrafił przebić się przez barierę zbudowaną przez jego rodzinę, która zaprzysięgła utrudnianie mu życia za jej opuszczenie. Cóż mu po dyplomie z wyróżnieniem, z nieprzeciętnymi umiejętnościami praktycznymi i teoretycznymi, jeśli każda prośba o awans kończy się fiaskiem. Nadal pracował na wydziale mechanicznym w Fergusson Engineering, nadzorując pracujące maszyny produkcyjne. Cóż...Musiał się pogodzić z tą porażką. Jeśli jednak jego rozwój zawodowy nie szedł najlepiej, to czy w dziedzinach uczuciowych poszło mu lepiej? Owszem. W trakcie swojej nauki poznał kobietę. Elizabeth. Związał się z nią, planowali ślub i wspólne mieszkanie. Udało się to. Ba! Urodziła im się nawet piękna córeczka, z której Matt był bardzo dumny i to dla niej pracował coraz ciężej. Nagle doszło do cudu. Dostał awans i to nie byle jaki, który zdecydowanie polepszył sytuację materialną rodziny. Dostał się do Mobilnych Jednostek Serwisowych swojej firmy. Awans jednak wiązał się z częstymi wyjazdami i to na długo, co mogło wpłynąć na jego relacje z żoną i córką. Co zresztą niecałe półtora roku później się stało.
„Matt...Podjęłam decyzję. Odchodzę od Ciebie, złożyłam właśnie pozew o rozwód. Bardzo długo nad tym myślałam, ale Ciebie ciągle nie ma w domu. Isabella wciąż o Ciebie pyta, nie może zrozumieć tego, że pracujesz. Zresztą...Mnie samej sprawia to ogromną trudność. Co mi po tym, że zapewniasz mnie byt, skoro nie mogę Cię fizycznie dotknąć i spędzić trochę czasu razem. Poznałam kogoś innego...Powinieneś być świadom tego, że to wszystko Twoja wina...Za dwa miesiące jest pierwsza rozprawa.” - Elisabeth Tarczansky
Nasz protagonista załamał się, wszak jego dotychczasowy świat, który po tylu latach trudu sobie zbudował runął w gruzach i wyglądało na to, że nic i nikt nie może tego naprawić. Odczuwał winę w tym, bowiem całkowicie zatracił się w swojej pracy. Chciał zresztą dobrze, w końcu chciał zapewnić jak najlepszy byt swojej rodzinie. Najwyraźniej – szczęście nie było mu pisane, przynajmniej na razie. W efekcie rozwodu, który nastąpił za winą Matta – ograniczono mu możliwość kontaktowania się z córką (mógł się bowiem z nią widywać raz na 3 tygodnie w terminach ustalonych wcześniej z matką dziecka) i nałożono alimenty w wysokości 1250 kredytów miesięcznie. Po kilku miesiącach ogólnego załamania, Matthew doszedł do wniosku, że nie może się załamywać. Zresztą, jego obsesyjny optymizm nie pozwalał mu na to. Wziął się do pracy jeszcze bardziej, by nie myśleć o zaistniałej sytuacji. MJS stał się teraz całym jego życiem. Wraz ze swoją załogą latał od okrętu do okrętu wyposażonego w silnik Fergusson Engineering i przeprowadzał skomplikowane naprawy, których nie mógł wykonać tamtejsze zaplecze mechaników. Po jakimś czasie – doszło do kolejnego awansu. Stał się liderem zespołu MJS. Obecnie znajduje się na Cytadeli, gdzie znajduje się jedna z siedzib jego pracodawcy. Tam też mieszka i czeka na kolejny przydział.
Ekwipunek:
Standardowy generator tarcz;
Omni-klucz "Primo";
20 tys. kredytów;
Komputer służbowy
Środek transportu: Brak osobistego. Fergusson Engineering posiada jednak jednostki, które transportują zespoły MJS do zleconych prac.
Dodatkowe informacje:
-Słucha rapu, jest fascynatem kultury hiphopowej;
-Z ostatniej wiadomości od jego starszej siostry wynika, że jego ojciec poważnie zachorował;
-Umówił się z byłą żoną, że zorganizuje wakacje dla małej 5-letniej Isabelli;
-Fascynuje się koszykówką;
-Dzięki ojcu posługuje się językiem polskim.
//Wykorzystane teksty:
Trzeci Wymiar - Bezpowrotnie
Trzeci Wymiar - Nieważne jak zaczynasz//