Przyglądając się parze przez krótką chwilę, Alice uniosła brwi w zdumieniu gdy z ust Marshalla padło właściwie wszystko, co mogło upewnić ją, że mężczyzna rzeczywiście zna się na rzeczy. Nie umknęło jej także porównanie do skuterów
wojskowych oraz wniosek, z jakim się ono wiązało. Tym niemniej póki co nie drążyła tematu związku Hearrowa z Przymierzem, zamiast tego uśmiechnęła się szeroko i lekkim skinieniem zaakceptowała ostateczną decyzję turystów. Jednocześnie parsknęła też cicho na wzmiankę o skarbach, jakie kryć miały się w torbie Arrowa.
-
Spokojnie, w naturze nic nie ginie. Majtki czy nie majtki, nie możesz zabrać torby ze sobą. Może na to nie wygląda, ale czeka nas nie byle jaka przeprawa, a dodatkowe utrudnianie pracy wierzchowcom nigdy nie wyszło nikomu na dobre. - Ruchem głowy wskazując na wyjście z lądowiska, nastolatka poprowadziła ich ku najbliższemu budynkowi, który to okazał się być ni mniej, ni więcej jak niewielką, przytulną stajnią. Machnięciem ręki przywołują do siebie przesiadującego w ciasnej kanciapie stajennego, wskazała trzy konie, które zamierzali zabrać - przysadziste osobniki o niezwykle gęstej, szorstkiej sierści - następnie zwracając się ponownie do swych towarzyszy.
-
Zostawcie tu swoje rzeczy, Bart przywiezie je przed wieczorem - rzuciła zwięźle, wskazując kąt przy drzwiach prowadzących do pokoiku stajennego. -
Bart to mój kolega, nie gubi bagaży - dodała jeszcze z szerokim uśmiechem, uzmysławiając sobie, że ani Irene, ani Marshall nie mają prawa wiedzieć, o kim mówi.
Tymczasem nadszedł czas na osiodłanie wybranych wierzchowców. Alice prędko przyskoczyła pomóc stajennemu i nic nie stało na przeszkodzie, by pozostała dwójka postąpiła w jej ślady. Na oko czterdziestoletni mężczyzna opiekujący się tutejszą stajnią stwarzał tylko pozory oschłego, bowiem już po kilku krótkich chwilach okazywał się być osobnikiem nie tylko towarzyskim, ale też diablo rozmownym. Gdyby tylko ktoś zechciał go słuchać, mężczyzna prędko wyjaśniłby, jak należy poprawnie przysposobić konie do jazdy oraz pokazałby, co i jak należy zapiąć.
Niezależnie od tego, czy przyjezdni zdecydowaliby się pomóc czy nie, wierzchowce osiodłane zostały sprawnie i już kilka chwil później wyprowadzone zostały na mroźne podwórze.
-
W porządku, chyba jesteśmy gotowi - rzuciła Alice, z zamyśleniem klepiąc szyję swojego wierzchowca. Osobnik przydzielony Irene zaczął grzebać kopytem w śniegu, ten zaś, na którym jechać miał Hearrow, dmuchnął mu ciepłym powietrzem w szyję. -
Jak macie czekoladę, to możecie wziąć ze sobą. Albo termos z gorącą herbatą. To pomoże wam rozgrzać się trochę po drodze.
Potem udzielając jeszcze Irene podstawowych instrukcji jeździeckich, nastolatka wskoczyła wreszcie na szerokie, wygodne siodło i powoli ruszyła głównym traktem. W kolejnej chwili opuszczając już niewielkie miasteczko, skierowała wierzchowca na wąską ścieżkę prowadzącą ku górom i, obejrzawszy się na swych towarzyszy, uśmiechnęła się szeroko.
-
No, to witamy w Alpach.
Droga do celu trwała ponad dwie godziny i w chwili, gdy ich oczom ukazała się sylwetka Ostatniego Domu, uczucie ulgi trudno było porównać z jakimkolwiek innym. Nienawykła do siodła Irene czuła w tej chwili każdy, dosłownie każdy mięsień swego drobnego ciała, a i Marshall z trudem przypominał sobie ostatni czas, kiedy czułby się podobnie zmarnowana. Zgodnie z wcześniejszymi słowami Alice, droga rzeczywiście okazała się być trudną i choć samymi końmi właściwie kierować nie musieli - wierzchowce doskonale radziły sobie z wybieraniem odpowiedniej ścieżki - tak już utrzymanie się na ich grzbietach wcale nie było takie proste. Do gracji, z jaką swym ciałem balansowała nastolatka obojgu dorosłych było daleko, choć Hearrow w pewnej chwili zaczął sobie przypominać, na czym to wszystko polega. Zresztą, nawet takie niedogodności nie mogły zmienić jednego - widoków. Te rzeczywiście były imponujące, zupełnie odmienne od tych, z którymi stykali się na co dzień i, szczerze mówiąc, w zupełności wynagradzały całe zmęczenie, z jakim przyszło im się teraz mierzyć.
Sam Ostatni Dom wyrósł niemal jak z podziemi. Po prostu za którymś zakrętem pnącej się nieustannie pod górę, wąskiej ścieżki nie było już kolejnej połaci śniegu czy kolejnego przewężenia między surowymi, zimnymi masywami skalnymi, ale - chata. Duża, drewniana, budziła wspomnienia czasów, gdy nie wszystko było jeszcze przesycone elektroniką i masą sprytnych, automatycznych rozwiązań. Nawiązywała do tych dni, gdy podwórze odśnieżało się prostym, szerokim szpadlem, a wodę przed kąpielą przynosiło się z pobliskiej studni i grzało na węglowej kuchni.
Oczywiście, podobnie skrajny folklor nikomu nie groził. Po oddaniu koni w ręce Alice, która sama zajęła się ich rozsiodłaniem, wytarciem wiechciem słomy i rozdzieleniem do boksów, po rozruszaniu zesztywniałych nóg i pierwszym rozejrzeniu się po podwórzu goście zaproszeni zostali do środka, by tam przekonać się, że klasyczna wygoda wcale nie stoi w kontraście z nowoczesnością. Ciepła woda płynęła tu z gustownych kranów, starannie rozprowadzone ogrzewanie zapewniało ciepło w każdym kącie chaty a smakowite zapachy z kuchni mogły zapowiadać posiłki przygotowane wprawdzie na współczesnym sprzęcie AGD, ale smakujące zupełnie jak domowe kiedyś.
-
Już myślałam, że się nie doczekam. - Nie mogło się też obyć bez kolejnego powitania, stąd ledwo zaczęli otrzepywać się ze śniegu i zdejmować ciepłe kurtki, w drzwiach jadalni pojawiła się niewysoka, ciemnowłosa kobieta. Gdyby nie to, że Alice nie miała rodzeństwa, przybyłą łatwo byłoby wziąć za siostrę nastolatki. Choć Nathalie - bo o niej mowa - była matką małoletniej przewodniczki, mało kto, widząc je po raz pierwszy, prawidłowo określał łączące je więzi.
Wycierając ręce w przewiązany w pasie fartuszek kuchenny, kobieta w dwóch krokach zbliżyła się do przybyłych, by już w kolejnej chwili zamknąć Irene w matczynym niemal uścisku.
-
Cieszę się, że cię widzę, kochanie - rzuciła cicho, przez długą chwilę nie pozwalając rudowłosej cofnąć się choćby o krok.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąJeśli macie ochotę na mały, rodzinno-obyczajowy roleplay, to możemy trochę się w to pobawić. Jeśli nie, w kolejnym swoim poście mogę przeskoczyć już do zasadniczej fabuły :)