Zaniemówił - ze wściekłości albo braku odpowiedniej riposty. Wyglądało na to, że faktycznie oczekiwał tego, o czym mówiła.
- Nie możesz być po prostu, kurwa, miła? - warknął w odpowiedzi, zaciskając ręce w pięści.
Wcale nie wyglądał lepiej zdenerwowany. Pompował się jak balon - szkoda tylko, że nie pękał po przekroczeniu pewnego poziomu objętości. Z pewnością oszczędziłoby to Dubois nerwów.
- Co? Nie! - przestąpił jej drogę, choć nie miało jej to powstrzymać ani razu. - Jak stracisz pierdolone kolana to będzie twoja wina! Jak mam bronić cię przed Khourim, jak sama się wpierdalasz w kłopoty?
Nie mogąc jej zatrzymać gdy po prostu przeszła obok, a on stał spetryfikowany, z papierosem w ustach, gotował się ze wściekłości. Jakaś jednak mało logicznie działająca w jego głowie cząstka podpowiedziała mu, co powinien zrobić.
Rzucił się do pistoletu, którego ona nie zabrała. Złapał go w drżące dłonie gdy ona postawiła już kilka kroków na korytarzu, na który on wybiegł.
- Wracaj tutaj! - warknął, ogarnięty zbyt wielkim szałem by pomyśleć racjonalnie. Właśnie wpakował ją w większe problemy niż ona sama mogłaby, wychodząc na zewnątrz. - Nie będziesz mnie tak, kurwa, traktować.
Stał w lekkim rozkroku, trzymając w jednej dłoni papierosa, w drugiej pistolet, choć obie mu drżały. Nie odbezpieczył go przy niej wcześniej, podejrzewała więc, że nawet nie wystrzeliłby gdyby nacisnął spust. To jednak nie miało znaczenia - jego nienaturalnie wysoki przez nerwy pisk przywołałby Khouriego nawet z podpokładu.
Drzwi z mesy rozsunęły się gdy do nich dochodziła i nawet szybki kamuflaż taktyczny nie zbawiłby jej z obecnej sytuacji. Adamo nie mógł celować i drzeć się do powietrza. Khouri stanął tuż przed nią, w dłoni trzymając kubek z parującą kawą. Chyba tego się nie spodziewał - wbił zszokowane spojrzenie najpierw w Irene, potem w Rogera.
- Co do kurwy...
- Nazir - zauważył bezmyślnie, opuszczając pistolet, którym z jego stabilną dłonią celował również w niego.
Khouri przeniósł wzrok na kobietę, spoglądając na nią z góry gdy stała na innym poziomie, na środku korytarza, choć miała przebywać zupełnie indziej. Słysząc jej tłumaczenia, od razu jego uwaga przeniosła się na Rogera. Dostrzegła na jego twarzy malującą się furię.
- Czy ty ją wypuściłeś? - warknął, przechodząc koło Dubois i ruszając w kierunku stojącego nieopodal Włocha, który zaczął panikować.
- Nazir, to wcale nie o to chodziło, nie rób nic pochopnie! - odkrzyknął, tym samy, wysokim głosem.
- Czy to moje fajki? - mruknął na to Khouri, ciszej, ale wciąż była w stanie go usłyszeć.
- NIE MOGĘ NIC PORADZIĆ, TO WSZYSTKO JEJ CHOLERNA WINA. I TWOJA, ŻE JĄ TUTAJ PRZYWLOKŁEŚ!
Wyglądało na to, że włoch kompletnie stracił nad sobą panowanie. Rzucił w połowie spalony papieros na ziemię, obiema dłońmi trzymając pistolet wycelowany w ziemię. Na jego twarzy malowała się panika.
- To nie twoja wina, że twój pierdolony więzień sam odprowadza się do celi gdy ty grozisz mu pistoletem, drąc ryj jak małpa byle wrócił do ciebie?!
Khouri na krzyki odpowiedział krzykiem. Widziała tylko tył jego głowy, o ile nie usiłowała uciec w tym momencie, choć po samym jego głosie słyszała, że prawdopodobnie teraz jest jeszcze bardziej wkurwiony niż gdy groził jej przestrzeleniem kolan. Mężczyzna złapał za pistolet Adamo, wyrywając mu go z rąk. Irene nie wiedziała, czy zdążył nacisnąć spust, ale broń, zabezpieczona, nie wypaliła, czy nawet nie próbował.
- Jeszcze raz. Raz znajdę cię w pobliżu jej celi i rozwalę ci ten pusty łeb. - syknął, wyglądając, jakby powstrzymywał się przed wylaniem gorącej kawy na czerwoną twarz Włocha. - Wypierdalaj.
Odwrócił się na pięcie gdy tylko Adamo usłuchał, ruszając prawie biegiem w drugą stronę korytarza. Przeniósł swoje spojrzenie na Dubois, choć na nią nie zostało mu wiele jego wściekłości. Wyładował ją na zagonionym gdzieś w kąt Rogerze.
W zasadzie wyglądało na to, że sam nie wie jak ma całe zajście skomentować. Nie celował w nią pistoletem odebranym Adamo, na nodze nie miał też kabury z własnym. Po prostu na nią patrzył.
- Idź - mruknął po przeciągłym westchnięciu, chcąc zakończyć tę farsę w jednej chwili - skinął głową w kierunku drogi powrotnej do celi, tym razem przez windę, nie śluzę.