Wyświetl wiadomość pozafabularnąZ wodospadów
Gdy jeszcze przechadzali się po pomostach, otoczeni przez malownicze widoki, w tym wodospady Lavail, Khouri rozglądał się ciekawy dookoła. Chłonął nie tylko przyrodę wokół nich, ale też patrzył na mijających ich turystów. Wszyscy wydawali się tak beztroscy w spędzaniu swojego wolnego czasu samotnie, z rodziną lub przyjaciółmi. To tylko umacniało w tym wyobrażeniu Thessii jako wyjętej z tego świata. Poza kłótnią volusów, wszystko wokół nich wydawało się być takie, jak być powinno. Bez krzyków, bez dramatów, bez śmierci, która towarzyszyła im wcześniej i nie odpuszczała na krok.
- Tak jak mówiłem, to też ma minusy - wzruszył ramionami gdy znów wspomniała o swojej zazdrości do długowiecznych asari, czy też krogan. Na przedstawiciela tej drugiej rasy też zwrócił uwagę i uśmiechnął się pod nosem, zauważając, jak wpadł mu w oko akurat gdy o tym wspomniała. -
Może nawet nie chciałoby ci się tak latać mając tyle lat. Albo znudziłoby ci się po połowie wieku zwiedzania.
Promy czekały na opuszczających teren turystów. Do tego, ku któremu zmierzali, dobiegła wcześniej jakaś mała rodzina asari, a dzieci już wdrapały się na siedzenia. Ich matka posłała Irene przepraszające spojrzenie po czym również zajęła miejsce, a taksówka się zamknęła, zmuszając ich do przejścia do następnej.
-
Trzymam za słowo - odrzucił zadowolony z tego, że zobaczy obie opcje i może będzie miał wpływ na to, którą z nich wybierze. Uśmiechnął się przebiegle, przepuszczając ją przodem do uchylonych drzwi pojazdu po czym sam wpakował się na siedzenie obok i wstukał koordynaty.
-
Do Crescenta, a z niego z powrotem na Lirię. Z trzydzieści, czterdzieści minut, w klinice powinniśmy być idealnie o czasie - stwierdził, obliczając sobie w głowie czas przeznaczony na powrót do stolicy.
Prom uniósł się nad ziemię, oczekując dokładnego miejsca docelowego, po czym wyleciał w kierunku doków, z których jeden skrywał ich korwetę.
Zgodnie z jego przewidywaniami, Crescent w niecałe czterdzieści minut pojawił się w tym samym doku w Lirii, pozwalając im na odświeżenie się przed wyjściem, a nawet wzięcie szybkiego prysznica. Czasu mieli zbyt mało by móc się nudzić, stąd ponad godzinę później, Dubois weszła do klimatyzowanego wnętrza centrum handlowego Reone, które odwiedziła już wczesniej z Shani, i w którym kupiła sobie buty oraz wytrzasnęła sukienkę. Tym razem została na parterze, prowadzona znakami i wskazówkami Nazira do kliniki odnowy.
Znów pod jej stopami znajdowała się woda, której nie mogłą dotknąć - klinika była jasna, a recepcja dość przestronna, ale to właśnie podłoga rzucała się w oczy. Rozświetlana sporadycznymi lampkami toń prezentowała różnego koloru oraz rodzaju ryby, prowadzące swoje codzienne życie pod ich stopami. Nie była w stanie stwierdzić, czy jest to bardzo wiarygodna wizualizacja, czy faktycznie ktoś zadawał sobie trud utrzymania tak skomplikowanego systemu dla zwykłej zachcianki kierownika.
Khouri podszedł do lady i podrzucił swoje imię, na co stojąca za nią ekspedientka, asari o kolorze skóry błękitu Ziemskiego nieba, skinęła głową, oglądając ich dwójkę uważnym wzrokiem. Przywołała poprzez omni-klucz personel, który miał się nimi zająć. W powietrzu unosił się zapach delikatnych perfum, nikt nie czekał jednak na zabieg poza nimi. Stołki poustawiane pod ścianami były puste.
Pierwsza, ubrana w biały uniform asari, podeszła do Irene z datapadem w ręku, w który zaglądała częściej niż na swoją klientkę.
-
Pani najpierw, z opisu będzie szybsza robota - mruknęła, co chyba nie miało być przez rudowłosą usłyszane. Khouri skinął głową, posyłając Irene ostatnie spojrzenie nim porwała ją asari. Ta uśmiechnęła się do niej, oszczędnie lecz uprzejmie, i poprowadziła ją do jednego z wielu gabinetów, do których prowadziły drzwi o niebieskich panelach - tylko i wyłącznie dlatego, by pasowały do wystroju.
Gabinet nie był duży. Miał jeden rozkładany, skórzany fotel przeznaczony dla pacjenta, który w każdej chwili można było zmienić w łóżko. Oprócz tego pod ścianami stała cała masa nieznanych Dubois przyrządów, biurko, kilka półek i cała masa zawieszonych zdjęć pięknych asari, a nawet jednej turianki.
-
Jak się pani czuje? - zagadnęła ją, sięgając do szafki, z której wyjęła parę jednorazowych rękawiczek. -
Usuwanie blizny na plecach - przeczytała z datapadu, który położyła koło stygnącej już kawy na blacie. -
Proszę się rozebrać.