Przykładając dłoń do kontrolki kodowego zamka swojego mieszkania czuła się tak, jakby zaraz miała się rozpłakać. Powinna być szczęśliwa, że klendagoński koszmar wreszcie się skończył, że wróciła do domu, na Cytadelę, wkrótce do Huerty, ale poczucie porażki, emocje wydarzeń ostatnich kilku dni, świadomość tego, że misja zakończyła się wielką klapą, śmiercią Diany i - być może - Vexa, chłód pożegnania z towarzyszącymi jej turianinem i człowiekiem, z którymi do końca nie złapała bliższego kontaktu, samotny powrót do Okręgu Zakera i fakt, że gdy przyłożyła dłoń do kontrolki zamka w głowie miała pustkę - nie pamiętała ustawionego przez siebie kodu - sprawiły, że dumna asari czuła się i wyglądała w tej chwili jak kupka nieszczęścia.
Drzwi w końcu otworzyły się jednak, wpuszczając do wnętrza mieszkania. Obrzuciła je spojrzeniem, jakby widząc wnętrze po raz pierwszy, albo jakby spodziewała się surowego wnętrza Bazy Przejściowej i awaryjnych paneli świecących przy podłodze. Ale nie. To było jej mieszkanie. Mimo, że nie zdążyła się w nim jeszcze do końca zadomowić - w końcu na Cytadeli spędziła zaledwie kilka dni nim podpisała kontrakt z Kobo, gdy tylko drzwi zamknęły się za jej plecami, odetchnęła ciężko i mimo niewesołych myśli, uśmiechnęła lekko. W mieszkaniu nie było ciemno - agresywne neony, błyskające wszystkimi kolorami tęczy zalewały salon mieniącą się poświatą, a tuż przy wejściu do sypialni spokojnym, jasnym światłem świecił włączony przed wyjazdem promiennik oświetlający rosnące w podłogowej donicy rośliny - niewielkie drzewko i kilka paprociowatych krzaczków. Otulający dziewczynę koc zsunął się z jej ramion wprost na podłogę, a Tori - pozostając w sztywnej od zaschłych plam krwi, brudnej, porwanej i poprzecieranej w wielu miejscach tunice, którą ubrała jeszcze przed pamiętną burzą i zawaleniem się budynku bazy, podeszła powoli do ogromnego, panoramicznego okna salonu. Oparła się o nie dłonią i dotknęła czołem zimnej tafli grubego szkła, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. W rzeczywistości nie widziała jednak ani budynku widocznego naprzeciw, ani przelatujących pomiędzy budynkami taksówek i prywatnych pojazdów, ani kolorowych rozbłysków neonów. Przed oczami jeszcze raz przemknęły jej obrazy i wspomnienia ostatnich godzin, czasu od opuszczenia Klandagonu...
Ochroniarz brutalnie chwycił ją za rękę i wykręcił boleśnie, po czym jednym, silnym pchnięciem wrzucił Tori wprost w otwartą przestrzeń śluzy korwety. Nie mogła się bronić. W tej chwili rozpaczliwie starała się tylko utrzymać równowagę, ale i temu nie podołała. Osłabienie, zmęczenie i strach sprawiły, że kobiecie poplątały się nogi i gruchnęła ciężko na posadzkę. Uderzenie sparaliżowało ją bólem - świeża rana w boku odezwała się ze zdwojoną siłą, a gdy asari odruchowo dotknęła rany, poczuła na palcach mokrą lepkość krwi. Poddała się. Za sobą usłyszała szum zamykanych drzwi śluzy i chwilę później pokładem statku wstrząsnął dreszcz. Startowali, odlatywali z planety wbrew wcześniejszym słowom Girbacha, że będą czekać na powrót Vexa.
Nie mogli zrobić już nic. Mimo prób nie udało się złamać blokad i otworzyć zablokowanego wejścia do kokpitu. Nie wiedzieli nawet, czy na pokładzie znajduje się pilot, czy może statek sterowany jest zdalnie, albo działa automatyczne, według wcześniej założonego programu. Nie rozmawiali nawet zbytnio - każde pogrążone we własnych myślach, zaszyło się w osobny kąt oczekując na koniec podróży. Tori zdrzemnęła się nawet chwilę, otulona w znaleziony na jednej z sof cienki koc - nie wiedziała nawet jak długą, ale obudziły ją dopiero wstrząsy i dźwięki towarzyszące dokowaniu korwety. Śluza otworzyła się, światła wewnątrz statku zgasły jakby wyganiając ich na zewnątrz i chwilę później stali już całą trójką na rampie jakiegoś mało używanego doku na Cytadeli. Wychodząc ze statku, Tori zabrała bez skrupułów otulający ją koc. Zawinięta w niego czuła się nieco pewniej, poza tym ukrywał on przed ciekawskimi oczami nielicznych mijających ich osób wątpliwej jakości garderobę asari.
Tori skinęła głową pozostałym, starając się obdarzyć ich jednocześnie przelotnym uśmiechem.
- Wygląda na to, że to już koniec naszej przygody... - rzuciła cicho. Wymieniwszy z Ja'antianem i Carlosem jeszcze kilka zdawkowych uwag, w końcu uścisnęli sobie dłonie i rozeszli się - Tori na pożegnanie wysłała jeszcze swoje prywatne namiary i adres "tak na wszelki wypadek" i poczłapała klaszcząc bosymi stopami po brudnej płycie lądowiska w kierunku postoju taksówek. Było jej wszystko jedno. Wsiadła do pojazdu, który pojawił się krótką chwilę po wezwaniu i podała adres swojego sektora w Okręgu Zakera. Chwilę później, już na miejscu, nie oglądając się za siebie i nie zważając na obserwujących ją i jej nietypowy strój z koca przechodniów, poszła wprost w kierunku swojego budynku.
Westchnęła ciężko i oderwała się od szyby okna. Była obolała, głodna, zmęczona i brudna, jakby cały kurz i piasek tamtej zakazanej planety przykleił się do jej skóry. Odpięła od paska pistolet i generator tarcz i rzuciła je niedbale na kanapę, po czym ruszyła w kierunku sypialni, po drodze krzywiąc się z bólu ściągając z siebie to, co kiedyś było piękną, białą tuniką. W kilku miejscach materiał przykleił się do krwi i musiała go odrywać, ale nie dbała o to. Resztki swej garderoby wrzuciła prosto do kubła na śmieci i wmaszerowała wprost pod prysznic. Gorąca woda obmywała ją, zmywając stopniowo brud i plamy krwi, karmiąc jej skórę wilgocią i ciepłem. Po dłuższej chwili zakręciła wodę i wytarła się delikatnie starając się nie rozdrapać świeżych ran i otarć. Podręczna apteczka w łazience ujawniła swój zapas plastrów i środków opatrunkowych i gdy asari w końcu wyszła z łazienki, przypominała świąteczną choinkę, upstrzona mniejszymi i większymi plastrami ponaklejanymi we wszystkich wymagających tego miejscach.
Gdy dostrzegła na terminalu w sypialni migającą kontrolkę otrzymanych wiadomości, podeszła powoli do niego i zasiadła na krześle, przeglądając otrzymane maile.
Było ich kilka - większość to reklamy dotyczące możliwości zakupu tak odległych w tej chwili Tori rzeczy jak własnego skycar'a, nowych mebli z dostawą do domu, promocji kredytów (na skycar'a?), czy ofert wysyłkowych butików - te ostatnie sprawiły, że Tori tęsknym wzrokiem obrzuciła swoją szafę i znajdującą się w niej resztkę jej garderoby. Większość ubrań została na Klendagonie i raczej nie liczyła na to, żeby Kobo łaskawie jej oddało ciuchy, czy jej uszkodzony pancerz - w związku z tym te reklamy jako jedyne nie zostały usunięte.
Pośród spamu jednak znalazła dwie wiadomości zgoła odmienne - pierwszą, która wprawiła ją w osłupienie i drugą, która wywołała uśmiech na jej twarzy i sprawiła, że Tori zrobiło się cieplej na sercu.
Od: KOBO Corp
Do: Te'eria, Tori
Szanowna Pani,
Informujemy, że wynagrodzenie za wykonane przez Panią usługi w kwocie 15.000 kredytów związane z realizowanym dla nas kontraktem zostało przelane na Pani konto.
Dziękujemy za współpracę i liczymy na Pani usługi w przyszłości.
Z poważaniem
Dział HR
KOBO Corp.
Wpatrywała się w maila z niedowierzaniem. Girbach miał tyle tupetu, że oficjalnie - jak gdyby nigdy nic - zakończył jej kontrakt i jeszcze przelał - niemałe - wynagrodzenie? Czy chciał ją za to kupić? Zapewnić sobie jej milczenie? Czy była to po prostu pomyłka księgowości korporacji? Kontrolnie sprawdziła stan swojego konta bankowego i aż oczy rozszerzyły się jej ze zdumienia, gdy dostrzegła przelew przychodzący i kwotę przelewu, zgodną z informacją z maila.
Drugi mail był od Iryny, przyjaciółki Tori z akademii. Nie zawierał niczego szczególnego - ot, kilka standardowych pytań, wyrazy przyjaźni i świeże plotki z Armali, ale sprawił, że Tori po raz pierwszy od dawna się szczerze uśmiechnęła. Miło było wiedzieć, że gdzieś tam, w kosmosie, jakaś bratnia dusza myśli o niej.
A jednak... myśli Tori popędziły do jeszcze kogoś. Do Vexa. Co się z nim stało? jakie były - i są - jego losy? Czy żyje? Czy opuścił już Klendagon? Czy Girbach dotrzymał danej mu obietnicy? Czy odnaleźli Oko? Jedna myśl o Vexie wywołała lawinę pytań i wyrzutów sumienia. Zostawiła go tam. Nie pomogła. Nie wróciła po niego. Mimo jego szorstkich, ostatnich słów, mimo sposobu, w jaki się z nim pożegnała, miała nadzieję, że mu się udało. Że jest bezpieczny. A jeśli nie?
Dłonie asari zatańczyły na klawiaturze terminala. Mimo, że zdawała sobie sprawę, że w publicznym extranecie znalezienie jakiejkolwiek informacji o konkretnym człowieku - zwłaszcza żołnierzu i zwłaszcza, jeśli informacje nie były celowo upublicznione - graniczyło z cudem, ale musiała spróbować dowiedzieć się czegokolwiek. Czy żyje. Czy gdzieś się zgłosił. Choćby adresu mailowego. Czegokolwiek. W jej głowie, w jej pamięci wciąż znajdowało się wiele punktów zaczepienia, by móc spróbować go namierzyć. A jeśli nie... Wykorzysta kredyty z Kobo. Znajdzie jakiegoś handlarza informacją. Zatrudni profesjonalistę. Spróbuje go odszukać, znaleźć. Żeby przeprosić. Żeby powiedzieć... że dla Tori nie jest tylko "głupim, rogatym sukinsynem", jak mu powiedziała na Klendagonie. Choć miała nadzieję, że on to wie...
Uśmiechnęła się ponownie, tym razem do swoich myśli.
-
Viyo, Vexarius - szeptała do siebie, wyświetlając wyniki kolejnych zapytań. -
Porucznik, Trzeci Oddział Specjalny... Znajdę cię. Tak czy inaczej, ale cię znajdę...
Wyświetl wiadomość pozafabularną