Widmo skinął głową, potwierdzając domysły SI na temat wychowywania kolejnych pokoleń. Tradycja i honor w Hierarchii były jednym z głównych filarów, przekazywanym z ojca na syna i z matki na córkę, sprawiając że te wartości niemal nigdy nie zanikały. Ludzie byli... inni. Różni niczym fraktale śniegu, każdy posiadający własną osobowość, własny kodeks, własne przekonania.
-
Ciężko powiedzieć. Salaranie żyją bardzo krótko i nie mają czasu na subtelności oraz podążanie za utartymi ścieżkami, bo wtedy ich społeczeństwo nigdy by nie ewoluowało technologicznie i politycznie. Ambicja jest u nich bardziej niż mile widziana, tak jak i nieortodoksyjne podejścia - odparł, marszcząc brwi i spoglądając gdzieś ponad budynkami. -
U asari z kolei niby jest zupełnie odwrotnie, bo każda z nich ma całe stulecia na planowanie i egzekwowanie własnych planów, a to powinno uczyć cierpliwości, ale... Nie wiem, chyba dziedziczą część swojego charakteru od rasy, z którą aktualnie spółkowały, to zmienna, którą ciężko uwzględnić.
Prom zaczął zniżać swój lot, odłączając się od głównego nurtu, a także przekierowując myśli oraz rozmowę turianina na inne tory. Odpowiedź Etsy na jego własne pytanie sprawiła, że zamilkł, rozmyślając nad jej znaczeniem. SI miała względnie obiektywny widok na jego własny charakter oraz zmiany, które w nim zachodziły, a dobrze zawsze było zobaczyć siebie czyimś oczami. Jego towarzyszka miała więcej niż trochę racji, wciąż była jednak bardzo delikatna w swojej ocenie.
Romantycznie równie dobrze można było nazwać
naiwnie lub
głupio.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, deaktywując omni-klucz. Nowe parametry konfiguracyjne informowały o prawie trzydziestoprocentowym wzroście mocy w stosunku do nieskalibrowanych wartości, ale nie to go tak rozbawiło, a podsumowanie SI. Znała go lepiej niż można było sądzić.
-
Co mogę powiedzieć? Wygląda na to, że jestem przewidywalny - odparł, uśmiechając się krótko.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Prom zniżył lot jeszcze bardziej, niemal muskając dyszami silników manewrowych powierzchnię wody i subtelnie zbliżając się do wyspy. Turianin odpiął pistolet z kabury na udzie i upewnił się, że na wyświetlaczu znajdują trzy pociski z załadowanego nowego pochłaniacza. Gdy drzwi pojazdu otworzyły się, wyskoczył sprawnie na ziemię i rozejrzał się uważnie po doku, w którym wylądował; z oddali dobiegały śmiechy i wesołe rozmowy, ale nigdzie nie było słychać strzałów lub eksplozji. Czyżby Maya jeszcze nie dotarła? Czy może wybrała dyskretniejszą drogę wejścia?
Nie, zdecydowanie jeszcze nie dotarła.
Obrócił nieznacznie głowę, gdy drzwi promu zasunęły się za jego plecami, a pojazd następnie ponownie oderwał się od ziemi, ruszając w drogę powrotną. Wyglądało na to, że będzie musiał znaleźć inny środek lokomocji, żeby wrócić na Elpis; jego wzrok mimowolnie przesunął się po nowoczesnej łódce, tańczącej leniwie na falach obmywających brzeg doku, ale umysł wiedział lepiej. Dobrze było jednak pamiętać, że może to być awaryjna droga ucieczki, zarówno dla niego jak i dla Virii.
-
Viria sprowadził sobie towarzystwo. Ciekawe czy poinformował gości o potencjalnym zagrożeniu ze strony mściwego Widma i narwanej biotyczki - mruknął do komunikatora, błądząc spojrzeniem po linii drzew. Przemknął do nich nisko pochylony i przyklęknął przy jednym ze strzelistych konarów, obserwując grupkę radośnie bawiącą się w basenie. Jego wzrok prześlizgnął się po skąpo ubranych asari, niemal ich nie rejestrując i skupiając się na ochroniarzach dyskretnie krążących w pewnym oddaleniu od zbiornika wody.
-
Wybrałem zły zawód, Ets. Powinienem zostać baronem narkotykowym - zauważył cicho, zdejmując z pleców karabin. Ciężka broń leżała idealnie w rękach, tak odmienna od lekkiej i wyprofilowanej Motyki, do której był przyzwyczajony. Zaczął rozglądać się za dobrą lokacją na rozstawienie, ale przerwał gwałtownie, gdy nieopodal niego odezwały się głosy zbliżających się ochroniarzy i przylgnął plecami do drzewa.
Tak, Viria zdecydowanie ściągnął posiłki. Oznaczało to jednak sporą szansę, że ochrona wciąż była nieobeznana z terenem, który patrolowali, a także z procedurami oraz innymi członkami zespołu. Drobne rzeczy, które mogły się przydać.
Zawiesił wolną dłoń nad kolbą pistoletu, decydując się na coś poręczniejszego w walce z bliska i z liczniejszym przeciwnikiem, ale zamarł gwałtownie, gdy w oddali rozległ się terkot karabinu szturmowego oraz krzyki. Ochroniarze zbliżający się powoli do jego lokacji również to usłyszeli, bo plan sprawdzenia podejrzanego odgłosu startującego promu momentalnie uzyskał niższy priorytet.
Maya dotarła na wyspę.
Widmo w milczeniu poczekał na reakcję ochroniarzy, zakładając, że od razu ruszą by zbadać drugą stronę budynku lub pomóc swoim - zapewne ginącym - towarzyszom. Atakując ich teraz ściągnąłby na siebie uwagę ludzi przy basenie, z dwóch kontra jeden szybko robiąc jeden kontra siedmiu. A to nie były pochlebne szanse. Dlatego też odczekał aż mężczyźni oddalą się ku zachodniej części alejki, po czym zajął pozycję między krzewami, wybierając w miarę możliwości co gęściej upstrzony fragment otaczającego roślinnego pasma, wiedząc, że im dłużej pozostanie niewykryty, tym lepiej.
Oparł kolbę ciężkiego karabinu o ramię, wypuścił powoli powietrze i obrał na cel najbliższego z ochroniarzy znajdujących się przy basenie.