- Nie wiem, za dwie? - odparła niepewnie, sprawdzając godzinę. Schyliła się potem i zgarnęła swoją pościel na jedną, dużą stertę, by usiąść obok. Z uśmiechem wdzięczności przyjęła szklankę z wodą i wypiła ją praktycznie duszkiem. Rzadko to robiła, ale lubiła pić wodę rano. Zanim cokolwiek zje, zanim wypije kawę. Czuła się wtedy lepiej. Woda była czysta, jak nic innego w jej zagmatwanym życiu.
- Dobrze - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Wyspałam się, nic mnie nie boli. Po noclegu w fotelu pilota czułam się dużo gorzej - parsknęła śmiechem. - Nic dziwnego, że byłam tak sfrustrowana wczoraj. I pewnie irytująca też. Przepraszam za to.
Wzruszyła ramionami, przybierając niewinną minę i odłożyła pustą szklankę na blat. Potem wstała, by spakować swoją walizkę, na tyle, by być gotową do wyjścia. Będzie musiała dorzucić tylko do niej później szczoteczkę do zębów, cała reszta już na nią czekała. Buty na nogi, kurtka na plecy i do taksówki. Całkiem możliwe, że jej systemy też zhakuje, by uniknąć dużej opłaty za lot nad wodospady. Ten przecież nie miał trwać piętnastu minut, tylko na pewno więcej niż godzinę - może właśnie te dwie, które teoretycznie miała teraz dla siebie. Skończy się pewnie na tym, że zje śniadanie, wypije kawę i opuści mieszkanie asari.
- Nastawienie też mam znacznie lepsze. Isis ma pewne plany, ja też zaczynam powoli dochodzić do tego, co mogę dalej robić. Póki co mam dwa punkty zaczepienia. To mało, ale jednocześnie o dwa więcej, niż miałam jeszcze wczoraj. Nie martw się. Znajdziemy go, a potem go za to wszystko opierdolę. Przywiozę ci go z powrotem, obiecuję - uśmiechnęła się do dziewczyny dużo pewniej, niż wczoraj. Dla odmiany sama prawie była w stanie uwierzyć w to, co mówiła.
Przeniosła wzrok na asari, gdy ta wyszła z łazienki i skinęła twierdząco głową. Na kawę ochotę miała zawsze.
- Chętnie. Ładnie wyglądasz - rzuciła do Selzii zgodnie z prawdą. Potem przyjęła kubek z gorącym naparem, wzięła talerze i wyszła na taras.
Beztroskie jedzenie w miejscu takim, jak to, było czymś zupełnie niepasującym do tego, co się działo. Ale dziś dużo łatwiej przychodziło jej zachowanie spokoju. Zabrała się za swoją bułkę, wypełnioną w środku świeżymi owocami. Pieczywo było gorące, owoce zimne. Irene kojarzyło się to z jakimś dobrym wspomnieniem, choć nie umiała przyporządkować tego do żadnego konkretnego. Może po prostu to śniadanie miało klimat wszystkich poprzednich, które jadła na Thessii.
- Zjem i będę się zbierać. Nawet jeśli Crescenta jeszcze nie ma w systemie, muszę tam dotrzeć. Dziękuję wam za pomoc.