To, jak Mathias zareagowałby na jego śmierć, pozostawało wyłącznie spekulacją. Inżynier na pewno musiał mieć lepsze o tym pojęcie od Widma, które nigdy mężczyzny nie widziało na oczy, o którym istnieniu nie miało pojęcia jeszcze do niedawna. Może był o tym przekonany tak mocno, że nie miał trudu z zachowaniem zimnej krwi gdy Viyo wymieniał możliwości. Odwzajemniał jego spojrzenie bez przekonania, nie odpowiadając ani słowem. Dla niego ich rozmowa była już zakończona - jedyne co pozostało to decyzja, której nie on podejmował. Wyglądał na przygotowanego na tę najgorszą, obojętnie czy to z ręki Widma miałby umrzeć, czy z własnej gdyby próbowano go wyciągnąć stąd siłą.
Avis stał w przejściu, wpatrując się we własną katanę, trzymaną przez Widmo. Na pewno nie tego spodziewał się gdy dowiedział się, że ich dwójka wylądowała na Noverii, ale musiał również być przygotowanym na najgorszy scenariusz. Nie wiedzieli tylko co nim było - śmierć inżyniera, czy może jego samego, gdy gotowy był rzucić się na nich z ostrzem chcąc powalić choćby jedno, spróbować, zamiast poddać się bez walki?
A może jego najgorszy scenariusz rozgrywał się teraz, bo zawiódł już w chwili, w której otrze przebiło skórę Jeffersona i splamiło jego koszulę czerwienią. Może dla niego już nie było żadnej różnicy, bo cena za to była równie wysoka.
Z brzdękiem upadającego oręża, wzrok Kevina powędrował w dół, na leżącą na ziemi katanę, po czym wrócił do zmęczonego spojrzenia turianina. Odgłos wyrwał go z transu, w którym czekał na jego decyzję, na uderzenie kata i wieczną ciemność. Gdy te nie nadeszły, dopiero wtedy można było dostrzec, jak napięte było jego ciało, nieco się rozluźniając teraz.
Westchnął głośno, odbijając zmęczenie Widma po czym opadł na krzesło z głuchym stękiem, podczas gdy turianin pochylał się po swój karabin. Z ich dwójki Avis również odetchnął, ale tylko trochę. Butnie wpatrywał się w Volyovą, a później w Viyo, jakby spodziewał się tego, że to on przyjmie cios za Kevina. Choćby częściowe zwycięstwo dla Widma było lepsze niż żadne. Inżynier był wartościowym dla NDC cywilem, za jego ocaleniem przemawiało więcej niż za jego śmiercią, ale kwestia jego ochroniarza była inna. Był żołnierzem, niezwiązanym z Noverią, który swoją wysoką pozycję w rankingu Castora musiał zbudować stosem trupów udowadniających jego skuteczność i wartościowość.
Gdy Volyova skinęła bronią w bok, każąc mu się odsunąć, przez jego twarz przemknął szok. Uniósł w górę brwi i spojrzał na Widmo po raz ostatni, zanim ustąpił i wrócił pod ścianę, pod którą ich przesunęli.
- Jeszcze się spotkamy - powiedział, w specyficzny sposób, który był bardziej obietnicą niż groźbą. Furia z niego uleciała, zalana paraliżującą ulgą, którą musiał teraz odczuwać.
Jefferson spoglądał na nich z krzesła, w którym siedział gdy pierwszy raz weszli do gabinetu. Tym razem siedział w nim niżej, a jego marynarka i koszula były wymięte, przemoczone od krwi. Jego twarz bledsza i bardziej zmęczona niż wcześniej, ale wzrok był podobny.
- Strzeż swoich bliskich, turianinie - powiedział cicho, sprawiając, że Maya zatrzymała się w przejściu, blokując je też Widmu. Obróciła się, patrząc na mówiącego inżyniera. - Przychodząc tu przekroczyłeś granicę, ale obawiam się, że rzuciłeś rękawicę człowiekowi, który żyje za nią od lat.
Grożenie bliskiej osobie swojego przeciwnika nie było jednak zamordowaniem go. Ciężko było zdefiniować wyraz twarzy Jeffersona, jak zwykle, ale wydawał się wyrażać więcej wdzięczności i szacunku do Widma niż gdy wcześniej fałszywie uśmiechał się, przekonując ich o tym, jak mało istotny był.
Drzwi się za nimi zamknęły i stanęli znów w ciemnym korytarzu, wciąż pustym. Maya spojrzała na Viyo badawczo, poprawiając swój chwyt na pistolecie nim ruszyła dalej. Nie mieli napotkać żadnych przeciwników - korytarze wciąż były puste, poza dwoma trupami, które pozostawili za sobą ostatnim razem. Wyswobodzony Avis nie rzucił się za nimi w pogoń ze swoją bronią, choć bez omni-klucza. Do samej kolejki na Szczyt 15 nie towarzyszyło im nic poza ich ponurymi myślami.
Gdy do niej dotarli i weszli na jej pokład, Volyova spojrzała na zegarek. Powinni dotrzeć na Szczyt zaledwie z chwilowym wyprzedzeniem przed przybyciem promu, lub transportu naziemnego - zależnie od tego, co wybrała ochrona.
- To ma teraz więcej sensu - niebieskowłosa odezwała się wreszcie cicho, obracając głowę w kierunku Viyo. - Odpowiadanie na wszystko poza rolą Jeffersona w tym. Póki nie wiedzieliśmy kim jest, nie mogliśmy spróbować tego wykorzystać.
Zaklęła pod nosem, unosząc schowaną w rękawicy dłoń do twarzy i przecierając ją ze zmęczeniem, w którym nie było podłoża złożonego z fizycznego wyczerpania. Gdyby udało im się pojmać inżyniera, mieliby asa w rękawie, który mógłby rozwiązać tak wiele ich problemów za jednym zamachem.